Chociaż kilometrów nabiłem dziś niewiele, i to w dodatku na 2 raty (bacząc na pogodę, aż wstyd), czuję się niczym nowo narodzony ;) Dziś przesiadłem się na dale'a. Ogólnie lżejszy rower (nie licząc bidonu i pedałów 10,8 kg), bardziej odpowiednie na szosę opony, 9 biegów z tyłu i SPD wystarczyły, by mnie uszczęśliwić. Trochę głupio się czuję - średnia mnie nie zadowala, bo mam wrażenie że mogę kręcić szybciej ;)
trasa II: Tyniec Mały - Żerniki - Krzyżowice - Bąki - Owsianka - Bąki - Krzyżowice - Żerniki - Tyniec Mały 16:00 - ~16:50 20.51 km / 00:48:38
Ciekawostka z Krzyżowic: od rana (dziś 13:30 stanowiła dla mnie poranek) naprzeciwko miejscowego sklepu urzędowała grupa podstarzałych acid drinkers. Siedzieli (a później częściowo wylegiwali się) na trawniku przed sklepem co najmniej do 17. Przy moim pierwszym kółku wyglądali na z deka zdziwionych. Przy drugim (już ok. 17:00) osłabiona ilościowo ekipa uśmiechała się tylko życzliwie. Przy trzecim przypadkiem mijaliśmy się z innym bikerem. W chwili gdy się pozdrowiliśmy sprzed sklepu wybełkotano głośno coś o wyścigu pokoju ;p
4 stopnie na plusie, słońce coraz śmielej prześwitujące zza chmur, słaby, przyjemny wiatr, śnieg topniejący w oczach i czarne, "umyte" z piasku i brudu jezdnie. W takich właśnie warunkach wróciłem dziś z Legnicy do Tyńca (trasą standardową). Na co najmniej taką pogodę w lutym czekaliśmy od dawna, czyż nie?
A tak poza tym, wczoraj w nocy ruszyły zapisy na Fujifilm BikeMaraton 2009. Ci z nas, którzy wystartują we Wrocławiu mają gwarancję zachowania wybranego przez siebie nru startowego. I tym sposobem w przyszłym sezonie na trasie poznacie mnie po wdzięcznym numerku 676. Do zobaczenia ;)
[dopisane chwilę później] ironia losu - wczoraj wybrałem numer startowy 676, dziś stuknęło 676 km w 2008 roku...
Zaplanowałem sobie w ramach dzisiejszego treningu wyjazd na szosy Pogórza Kaczawskiego. Wyruszyłem z domu po 15, wyjeżdżając z miasta przez Tarninów i ul. Złotoryjską. Na przejeździe kolejowym za hutą pozdrowiliśmy się z innym trenującym kolarzem - fajnie, że Legnica docenia roztopy :) Przed autostradą tradycyjnie zjechałem na Wilczyce i Krotoszyce, dalej kierując się na Rzymówkę i Wysocko.
W obliczu gęstniejącej mgły nie ryzykowałem wyjazdu z Kozowa na drogi wojewódzkie, którymi zamierzałem dotrzeć do stacji w Jerzmanicach-Zdroju (a później wracać rowerem). Dlatego za Wysockiem zawróciłem i cofnąłem się do Krotoszyc, a dalej pojechałem na małą rundkę po okolicznych pagórkach. Na mojej trasie znalazły się Krajewo Górne, Winnica, Kozice i Babin. Szczególnie zadowolony jestem z Winnicy - jak rzadko kiedy, dziś udało mi się pokonać cały długi, brukowany podjazd na rowerze (15-17 km/h). W Legnicy widoczność była już mocno ograniczona. Szybko wróciłem do domu Nowodworską, obwodnicą, Jaworzyńską i ulicami Tarninowa.
Wykorzystując korzystne warunki pogodowe (niewielki deszcz, ciepełko), wybrałem się na przejażdżkę po Legnicy.
Z domu pojechałem przez park, Bielańską, Rzeczypospolitej i Myrka pod Mercusa, dalej lotniskiem do Jaworzyńskiej i obwodnicy, dalej zaś przez - uwaga - Lasek Złotoryjski (świetny trening równowagi - w pełni panowałem nad rowerem), Kilińskiego, Żołnierską, Lotniczą, Hutników i Nowy Świat wróciłem do centrum, by pod koniec pokrążyć po głównej alei parku.
Średnia mnie rozbraja. Dziś było szybko, a chwila zabawy w lasku tak zniekształca te śmieszne liczby.
Droga: - od Tyńca do Małuszowa (DK35): sucha i czarna;
- od Małuszowa do Sośnicy: nieskazitelnie biała, ale odgarnięta;
- od Sośnicy do Pełczyc: piach i sól;
- między Pełczycami a Postolicami: #@%!%* !!! pofałdowany lód, czyli kolarstwo figurowe. Druga gleba tej zimy (i druga "na cztery łapy");
- między Postolicami a Jarosławiem - śnieg i wspomniany paskudny lód, w wioskach rozpuszczony. V constans 18 km/h, 20 to już drift. Na zjazdach pulsacyjnie wyhamowywałem do 15;
- między Ujazdem Dolnym a Biernatkami: jak na Małuszów-Sośnica, czysty ubity śnieg. Prędkość wróciła do 23/24 km/h;
- Biernatki (od drogi wojewódzkiej) - Taczalin i dalej: śnieg i piękny, czarny singletrack na środku :)
- Taczalin - Koskowice: oblodzony zjazd, w przeciwną autom ciężko było podjechać, a mimo zjazdu 15 km/h utrzymanie równowagi kosztowało mnie trochę gimnastyki - grunt, że sie udało
- Koskowice - Legnica: czarno z niewielką domieszką błota
- Legnica, na wysokości skrzyżowania z Bartoszowską telefon z domu: "- Misiek, gdzie jesteś? - koło Majewskich na Koskowickiej - to ty nie jedziesz pociągiem ?!" ^^ Trening na sobotę wykonany prawie idealnie. Kadencja daleka od doskonałej, ale udało się trzymać tętno i zmieścić w czasie jazdy (jechałem 3:45, plan 4 h). A i sam przejazd w takich warunkach - piękne doświadczenie. Jestem z siebie dumny ;)
km w terenie nie podaję - nie chce mi się liczyć z googlemaps, odejmować itd.
Dotąd nie wiedziałem, że budynek świetlicy wiejskiej, sprzed której od października odjeżdżałem praktycznie co rano na uczelnię to dawny "Dom Cyklistów" z restauracją i schroniskiem
Dziś co prawda generalnie Tyniec kolarstwem nie stoi... jednak przynajmniej mi przyjemniej będzie śmigać po gminie ze świadomością kontynuowania tradycji ;)
Przez ostatni tydzień wiele się u mnie wydarzyło. Przede wszystkim sprawy związane z uczelnią, w tym walka z egzaminem z matmy, a następnie bój o warunek (toczący się nadal) sprawiły, że najpierw z nerwów, później z braku czasu chwilowo przerwałem treningi :|
Dziś, mimo śnieżycy, po raz pierwszy od 7 dni wsiadłem na rower. Pojechałem wgłąb gminy, przez Żerniki, Krzyżowice, Bąki do Owsianki i z powrotem. Tej przejażdżce wiele brakowało do planowego wtorkowego treningu. Tyle na pocieszenie, że po ubitym, niesypanym solą ani piaskiem śniegu na większości trasy jechało się wyśmienicie.
Został mi jeszcze tydzień wolnego od uczelni. Zastanawiam się, czy jutro, pojutrze nie wsadzić roweru w pociąg i nie przyjechać do Legnicy.
A, i jeszcze jedno tak na koniec zanudzania. Jak już wiedzą niektórzy dociekliwi, od tygodnia posiadam drugi rower, który posłuży jako wyścigówka. Póki co wrzuciłem 2 zdjęcia na pinkbike. [edit 25.02: a trzecie tutaj ;)]
Tyniec Mały - Małuszów - Biskupice Podgórne LG - Pietrzykowice - Smolec. Wieś bardziej miejska i większa od mających prawa miejskie Kątów Wrocławskich. "Zawracanie" trójkątem Smolec - Krzeptów - lotnisko Strachowice - Smolec i powrót do Tyńca tą samą drogą.
Przez dzisiejsze zalatanie, rower ruszyłem dopiero o 15:30. Prawdziwa wiosna - w momencie wyjazdu 12*C. Trasa do dzielnicy Kuźniki taka jak wczoraj, a dalej: Legnicką, pl. JP II, Ruską, Rynkiem i św. Katarzyny pod IX LO. Tam poczekałem chwilę na koleżankę, którą odprowadziłem na PKP i z którą poczekałem na pospieszny do Legnicy (Karolina, pozdrawiam jeśli czytasz :) ). Jako przerywnik miłych chwil spędzonych na rozmowie czadowy widok - z jednego końca dworca na drugi co chwilę przeciągała wagony stara lokomotywa spalinowa (SM42)... z rowerem na bocznej burcie.
Powrót do Tyńca tuż przed 19 przez Ślężną, obok siedziby MTB Votum Team'u przy Wyścigowej (fajny adres, prawda?), uliczkami dzielnicy Klecina i przez CH Bielany Wrocławskie. Trasa celowo niestandardowa - sprawdzenie drogi od klubu do Tyńca. Nawet przyzwoita, wychodzi 6 km.
Jutro duathlon, a pogoda wróży deszcz. Do 23:00 zapierałem się, że jadę za wszelką cenę. Teraz sprawdzam kolejne prognozy i powoli wątpię.
kol(ej)arz ;-))
2007 - powrót na rower po 15 latach przerwy.
2008 - pierwszy wyścig, dołączenie do MTB Votum Team Wrocław
2009 - 7 Bike Maratonów na koncie, maraton w Lubinie, no i ukończona na 11 miejscu etapówka :)
2010 - sezon przerwała nieoczekiwana zmiana sytuacji życiowej i dość absorbująca praca. Koniec ścigania
2011 - mała stabilizacja i powrót na rower, pierwszy wyścig po przerwie
2012 - rok "turystyczny", na początku oczekiwana zmiana miejsca pracy, na końcu - równie oczekiwane przeniesienie służbowe i przeprowadzka do Kłodzka :)
2013 - "zadomowienie" w Kotlinie Kłodzkiej, parę ciekawych wycieczek
2014 - rok praktycznie bez roweru
2015 - powrót już chyba na dobre do Wrocławia, kolejny powrót na rower!
Bikestats towarzyszy mnie od pierwszej "współczesnej" jazdy 22.07.2007.
pole rażenia: http://zaliczgmine.pl/users/view/1102