Wpisy archiwalne w kategorii

wycieczka

Dystans całkowity:8995.67 km (w terenie 633.02 km; 7.04%)
Czas w ruchu:453:41
Średnia prędkość:19.74 km/h
Maksymalna prędkość:60.20 km/h
Maks. tętno maksymalne:183 (93 %)
Maks. tętno średnie:149 (76 %)
Suma kalorii:21362 kcal
Liczba aktywności:162
Średnio na aktywność:55.53 km i 2h 49m
Więcej statystyk

Maślice

Wtorek, 12 maja 2015 · Komentarze(0)
Rekonesans na Maślice.
Choć, dawno temu, właściwie byłem tam na treningu.
Teraz górka powstała w miejscu dawnego wysypiska wydaje się bardziej niedostępna, niż kiedyś ;)

Przejazd mostem tramwajowym na Kozanowie - miodzio :D
Jest adrenalina, tylko czemu tak rzadko jeżdżą tam tramwaje? ;)

http://endomondo.com/workouts/522257538/15181603

Jezierzany

Sobota, 1 lutego 2014 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczka
Route 2,426,589 - powered by www.bikemap.net
Na dobry początek "sezonu" - przejażdżka do Jezierzan. Jeszcze wczoraj na dworze śnieg. Dzisiaj: +9*C.
Prognoza długoterminowa wróży, że co najmniej przez najbliższe 16 dni na Dolnym Śląsku będziemy się cieszyć z przedwiośnia ;)

Jerzmanice-Zdrój

Wtorek, 5 listopada 2013 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczka


Rowerowy spontan - o 13 w kierunku Złotoryi.
Widok na Wilczaka...


...i autoportrecik na potwierdzenie, że udało się dotrzeć do Jerzmanic ;-)

Bardo

Środa, 15 maja 2013 · Komentarze(2)
Kategoria wycieczka
W ramach rozjazdu po Trójmorskim Wierchu, pojechałem na spacerowy rekonesans Grzbietu Wschodniego Gór Bardzkich.



Kręcąc w tych stronach, trudno odnieść wrażenie, że zwiedzamy "prawdziwe góry". Szerokie szutry, mnóstwo drogowskazów turystycznych, ławeczek, punktów widokowych, miejsc odpoczynku i kapliczek - wydaje się, że jesteśmy w większym parku, czy lasku miejskim. Tylko wijące się co rusz potoki, uciekające sarny i przewyższenia uświadamiają, że to jednak nie zwykły park.






Trójmorski Wierch

Wtorek, 14 maja 2013 · Komentarze(1)
Kategoria wycieczka
Ochotę na wycieczkę na miejsce dość oryginalne geograficznie, przy tym dość widokowe: Trójmorski Wierch, miałem jeszcze przed przeprowadzką do Kłodzka. Blisko 2 lata temu zainspirował mnie wypad Błażeja w tym kierunku, ale zawsze brakowało mnie czasu na zapakowanie się w pociąg i przyjazd w Masyw Śnieżnika.

Teraz, gdy zamieszkałem w Kotlinie, pojawiła się wreszcie sposobność na odkurzenie starych planów. Przeszkodą nie było nawet to, że o 15:00 tego samego dnia musiałem stawić się do pracy.

Trasa: Kłodzko - Krosnowice - Gorzanów - Bystrzyca Kłodzka - Długopole Dolne, -Zdrój, Górne - Roztoki (niebieski szlak rowerowy) - Michałowice - Goworow - Jodłów (czerwony szlak rowerowy) - Granica Państwa (zielony szlak pieszy) - Trójmorski Wierch - Jodłów - niebieski szlak rowerowy w kierunku Śnieżnika - droga pożarowa nr 3 - Goworów - Michałowice - przystanek osobowy Roztoki Bystrzyckie



Zazwyczaj nie planuję - dla "bezpieczeństwa" - żadnych tras w dni, w które idę do pracy. Tym razem przełamałem jednak swój zwyczaj. Pogodę mieliśmy dotąd, jaką mieliśmy. Mnóstwo szarości, długa zima, śnieg... Rozmyślając więc o planach na wolną środę i czwartek zdecydowałem, że trzeba teraz wykorzystywać każdą wolną chwilę z korzystna aurą.

Tym sposobem o 6 rano wyjechałem z domu w kierunku Bystrzycy Kłodzkiej. Droga, mimo iż nadrzeczna, okazała się nie być wcale taka płaska. Małe, ale upierdliwe pagórki - w sam raz na poranną rozgrzewkę. Po siódmej przemknąłem przez Bystrzycę i zajechałem na chwilę przez stację Bystrzyca Kłodzka Przedmieście, żeby skontrolować mapę.



Gmach dworca utrwaliłem na zdjęciu. PKP Nieruchomości w ramach oszczędzania na podatku od nieruchomości i utrzymaniu, ostatnio burzą masowo budynki wcale oraz słabo wykorzystane. Obiło mnie się o uszy, że i Przedmieście może niebawem spotkać taki los. Np. pobliskiej stacji Krosnowice, w latach 80. wygrywającej konkursy na najbardziej zadbaną stację, dziś już nie ma...

Po wsunięciu jednej trzeciej zabranego prowiantu, czyli 7days'a, odjechałem w dalszą drogę. Zjadłbym przed trasą coś solidniejszego, ale w pobliskim sklepie nocnym o 5 rano nie dostarczono jeszcze pieczywa. Pozostało mnie więc zadowolić się wyrobami rogalopodobnymi i jedną ocalałą bułką z makiem. Powerade na szczęście mieli.

Nieco spowolnionym, pewnie włączeniem trawienia, tempem, dotoczyłem się do Roztok Bystrzyckich. Przed wsią krótki postój na kontrolę mapy - i w drogę. Znanym powszechnie niebieskim szlakiem rowerowym kierowałem się w kierunku Gomory... wróć, Goworowa. Aż tu nagle wyłoniła się na drodze niespodzianka:


Co tam Bartoszów, Jarkowice... Ja też mam, jak widać, swoje włości. I to nie byle gdzie - u stóp Śnieżnika! ;-)


Po sporządzeniu na pamiątkę tej wiekopomnej wizyty gospodarskiej powyższego obrazka, ruszyłem na wspinaczkę dobrej jakości asfaltem do Jodłowa. Tam, pod miejscem wypoczynku nieopodal ośrodka "Ostoja" rozwidlają się szlaki turystyczne. Zaczyna się teren, zaczyna się zabawa.


Podejście na dawne turystyczne przejście graniczne, gdzie dziś po infrastrukturze Straży Granicznej - jeżeli taka tam była - nie ma śladu, piechurom powinien zająć według drogowskazów godzinę. Mnie wjazd, z racji tego, że czerwony szlak rowerowy, który łączy Jodłów z granicą, wiedzie szerokim przyjemnym szutrem, pochłonął 20 minut.

Przejście, leżące tuż obok wierzchołka góry Jasień (945 m n.p.m.), sąsiaduje ze źródłem Nysy Kłodzkiej. Nie szukając jednak źródła problemu, podlewającego co kilka lat nasze Kłodzko Główne, od razu skręciłem w prawo i zacząłem wspinać się na ostatniej prostej przed celem wycieczki. Mapy twierdzą, że ścieżka, którą tylko w początkowej części da się podjechać, to zielony szlak pieszy. Na gruncie uświadczyłem tylko jeden zielono-biały znaczek, gdzieś w połowie drogi. Sugeruję więc śmiało kierować się biało-czerwonymi słupkami granicy państwa, wzdłuż których slalomem biegnie nasz szlak. W końcu, od blisko 25 lat brygady Wojsk Ochrony Pogranicza nie mierzą tu w intruzów karabinami.



Banalizacja znaczenia granicy państwowej nie tylko sprawiła, że fizycznie - nie licząc bardziej informacyjnych pachołków - granicy nie ma. W 2009 roku samorząd Międzylesia albo innej gminy, której administracyjnie podlega okolica, ustawił 25-metrową, ogólnodostępną wieżę widokową.


Pod wieżą urządziłem sobie popas, po czym zabrałem się za fotografowanie widoków z Trójmorskiego Wierchu.



Przewodniki po okolicy twierdzą, że przy dobrej przejrzystości powietrza widać stąd jak na dłoni całą Ziemię Kłodzką. Podczas mojej wizyty było z tym tak sobie. Odpuściłem nawet włażenie na wierzchołek wieży. Z biegiem czasu chmurzyło się coraz bardziej...



...odpuściłem więc koczowanie na szczycie i dalsze zaklinanie chmur. Uwieczniłem tylko fakt swojej obecności na wysokości 1146 m n.p.m....

...po czym tą samą drogą, tj. zielonym pieszym i czerwonym rowerowym zjechałem pod Ostoję. Zjechałem, gdyż głazy, kamienie i kamyczki, przeplatane korzeniami, dla odmiany od przeciwnego kierunku, nadawały się do zjazdu. Rzecz jasna, bez szaleństw na rowerze klasy XC.

Pod Ostoją odbiłem w prawo na niebieski rowerowy. Myślałem, czy nie pojechać na Mały Śnieżnik i nie wrócić przez Stronie Śląskie. Gonił mnie jednak czas.

Zjechałem "drogą pożarową numer 3" do Goworowa, poznając tym samym ciekawą terenową alternatywę dla podjeżdżania do Jodłowa i miałem jechać do Kłodzka. Pod koniec zjazdu zdziwiła mnie jednak "nadsterowność" roweru. Rzut oka na przednie koło - wszystko jasne...



Na symbolicznej, co chwilę uzupełnianej (i traconej) ilości powietrza w przednim kole, doczłapałem się do przystanku kolejowego w Roztokach Bystrzyckich.


Stamtąd, zamiast na własnych kołach, pociągiem Przewozów Regionalnych wróciłem do domu. Pociąg wjechał na Kłodzko Miasto o 14:28. Miałem ledwie 40 minut na kąpiel, obiad (jajecznica na szynce w 2 min rlz!), przebranie się w mundur i dojazd do pracy na 15:10. Ale wygrałem ten wyścig!

Meziměstí

Piątek, 3 maja 2013 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczka
W ramach treningu siły woli, zrobiłem aurze na przekór i w mżawkę, a następnie deszcz (choć rano zdawało się przez moment, że będzie inaczej) pojechałem rowerem w świat. Nie miałem ochoty wysilać się na mocniejsze planowanie i tym sposobem trasa wyszła bardzo prosta:

Kłodzko - Bierkowice - Gorzuchów - Ścinawka Dolna, Średnia, Górna - Tłumaczów - Otovice - Broumov - Hejtmánkovice - Jetřichov - Meziměstí - Starostín - Golińsk i z powrotem.



Wycieczka w sam raz na mój pierwszy wyjazd, a w ogóle: pierwszą jazdę rowerem poza granicami Polski! W ogóle, dziwnie się czuję, że mieszkając od listopada w Kłodzku pierwszy raz wybrałem się do naszych - tu nie zawsze południowych - sąsiadów. Przejechałem na przestrzał czeską drogą nr 302 wyjeżdżając z kraju w Tłumaczowie...

...a wjeżdżając doń ponownie w Golińsku koło Mieroszowa.



Mżawka nie zachęcała mnie do zatrzymywania się na zdjęcia poza przymusowymi postojami, podczas których włączałem w telefonie "tryb lotniczy" (aby uniknąć roamingu danych).

Więcej normalnych zdjęć zrobię, gdy wrócę tu na typowo turystyczną włóczęgę.

Masyw Śnieżnika i Góry Bystrzyckie

Niedziela, 21 kwietnia 2013 · Komentarze(9)
Kategoria wycieczka
Udało się. Historyczne Hrabstwo Kłodzkie, Ziemia Kłodzka, czy jak kto woli dzisiejszy Powiat Kłodzki - w końcu, za jednym zamachem, okrążone.

Więcej niż słowa mogą niektórym powiedzieć mapy. Tak jak przy większych wyjazdach, tak i tym razem rzuciłem ślad GPS za pośrednictwem serwisu Bikebrother na skan licencyjnej mapy "papierowej" wydawnictwa Compass - duża i dokładna mapa. Nie może zabraknąć profilu, tym bardziej, że jestem dumny z dzisiejszego przewyższenia:



Tyle syntetycznych danych. Nieustraszonych, zachęcam do lektury poniższej relacji.

Tym razem wyjazd nie był spontaniczny. Starannie zaplanowałem trasę blisko miesiąc temu i tylko z utęsknieniem czekałem, aż pogoda pozwoli zrealizować plan. Przygotowanie dietetyczne trwało 2 dni. Na poczet przygotowania kondycyjnego i krajoznawczego mogę zaliczyć swoje poprzednie kwietniowe wycieczki "zapoznawcze" po okolicy.

Na przysłowiowy ostatni guzik nie udało się dopiąć kwestii sprzętu. Z racji szkoleń we Wrocławiu, nie zdążyłem przed weekendem oddać Cannon'a do serwisu, o który aż się prosi. Od paru wyjazdów niepokoiło mnie strzelanie łańcucha na pewnych przełożeniach i podczas ostatniej przejażdżki na Ławszową znalazłem winowajcę . To środkowy blat z przodu. Niespecjalnie chce mnie się bawić w piłowanie, ani wymieniać samodzielnie zębatkę. Wiem, że to banał, ale skoro i tak chcę oddać sprzęt na tzw. mały serwis plus przegląd amortyzatora, udam początkowo laika i przetestuję w ten sposób, jaką diagnozę (i listę zakupów) odnośnie strzelania zaproponuje upatrzony serwis. Kłodzcy serwisanci - jako były sprzedawca rowerów uprzedzam lojalnie, strzeżcie się! (-;

Przejdźmy do trasy. Zamiast słów, więcej opowiedzą mapy i fotografie. Zdjęć nie ma dużo, aczkolwiek postanowiłem uchwycić z różnych względów mniejsze i większe osobliwości.

Na początek dość oryginalny szyld w Trzebieszowicach - moim pierwszym zatrzymaniu za Kłodzkiem i Jaszkową:


Kolega, któremu pokazałem dość nietypową "reklamę społeczną" zastanawiał się, czy brzoza nie mierzy 6,66 m. Szczerze mówiąc, niewykluczone.

Kolejnym przystankiem na trasie było uzdrowisko w Lądku-Zdroju, fantastycznie oddzielone urbanistycznie od części miejskiej. Teraz, gdy nie ma jeszcze za wiele zieleni, dywanów kwiatowych, fontanny są nieczynne itd., część pięknych poniemieckich obiektów wydała mnie się nieco zaniedbana. Jednak generalnie uzdrowisko jest bardzo urokliwe i, w moim subiektywnym odczuciu, bije architekturą większość znanych mnie uzdrowisk dolnośląskich, konkurując może tylko ze Świeradowem.

Ostatnie chwile tej wiosny bez bujnej zieleni pozwoliły mnie na wykonanie zdjęcia czegoś, co wygląda na najważniejszy dom zdrojowy w Lądku. Nie wiem, czy mam rację, ale sądzę, że obiekt na pewno zasługuje na taką rangę.


Więcej zdjęć nie wykonywałem - uciekłem w stronę Stronia Śląskiego.

Do całkiem niedawna do Lądka i Stronia, znanego z ośrodków narciarskich, kopalni uranu i jaskini, można było dotrzeć wagonami przyprowadzanymi tu z Kłodzka z pociągów warszawskich. Dziś pozostają tylko PKSy, ponieważ zarządca torów w 2004 roku zamknął ruch na odcinku od Ołdrzychowic do Stronia. To ograniczenie czyni jazdy wszystkiego innego niż składy towarowe bezcelowym. Przystanki i stacyjki przy tym szlaku, wszystkie podobne do siebie, przedstawiają obraz nędzy i rozpaczy. To właściwie ruiny, niektóre chyba nawet rozebrane. Stacja w Lądku, pod którą tylko zajechałem - nie chciałem robić zdjęć pod słońce - wygląda lepiej, choć jej stan zachowania nie grzeszy urodą. Inaczej stało się z dworcem w Stroniu Śląskim, który, tak jak w Karpaczu i Trzebnicy, został przejęty przez samorząd. Gmina potrafiła zrobić z niego użytek. Dziś, tory główne i postojowe kontrastują z odremontowanym dworcem.

Zajechałem, żeby to uwiecznić, przypuszczam bowiem, że w przyszłości będę pokonywać odcinek przy dworcu "na biegu".


Na powrót pociągów nie ma niestety co liczyć. Polskie Linie Kolejowe, na długo przed głośno dyskutowanym obecnie programem likwidacji linii nieczynnych oraz o szczątkowym ruchu pasażerskim, wszczęły procedurę fizycznej likwidacji toru od Ołdrzychowic. Nie ma się co dziwić. Takie żelastwo, a nawet sam pas ziemi, generuje dla firmy zobowiązania podatkowe, obowiązek należytego utrzymania np. przejazdów kolejowo-drogowych... Marnym pocieszeniem zostaje, że w pewnych gabinetach dyskutuje się o autobusie kolejowej komunikacji zastępczej, coś na wzór interREGIO busów do Karpacza i analogicznych czeskich dowozówek, w te strony.

Z dworca przeniosłem się w rejon Czarnej Góry, by po kilkudziesięciu minutach nużącego podjazdu przez sympatyczne Stronie-Wieś i Sienną wjechać na Przełęcz Puchaczówka. Z widokiem na zalegający jeszcze na zamkniętych stokach śnieg urządziłem sobie niewielki popas na polanie, kosztując batoniki i opróżniając nieco bidon.


Rzucona na stoku kłoda okazała się też niezłym statywem, co pozwoliło mnie pokusić się o zdjęcie pamiątkowe z widokiem na przełęcz:


Po takiej przerwie zjechałem szybkim tempem po bardzo dobrej jakości asfalcie do Bystrzycy Kłodzkiej. Na tym, zasadniczo, około szóstej wieczór skończyła się pierwsza część wycieczki - pętelka obrzeżem Gór Złotych i Masywu Śnieżnika.

Druga część to typowe-nietypowe zaliczanie rusztu głównych dróg, którym zawsze poprzedzam głębszą eksplorację interesujących mnie rejonów. Typowe - ponieważ przemierzałem lokalne, choć mało - wyłączywszy tylko krajową 8 - ruchliwe asfaltówki. Nietypowe, ponieważ Przełęcz nad Porębą, Przełęcz Spalona, Autostrada Sudecka czy Zieleniec to piękne cele same w sobie. Gonił mnie już czas, dość wspomnieć, że w Szczytnej dopadł mnie zmierzch, odpuściłem więc zdjęcia. Chciałbym jednak, by wolny czas i udana aura pozwoliły mnie wracać w Góry Bystrzyckie tej wiosny jak najczęściej.

Dziękuję za uwagę ;-)

Polanica-Zdrój

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · Komentarze(1)
Kategoria wycieczka
Przełomowy chyba dzień tej wiosny, w którym chyba każdy, kto tylko mógł spędził na świeżym powietrzu, ja poświęciłem... zupełnemu lenistwu. Korzystając z pierwszego, na dobrą sprawę, dnia urlopu szkoleniowego - siłą rzeczy, jak to w niedziele, bez zajęć - dałem sobie spokój z chyba wszystkim prócz oddychania i odżywiania. Dopiero ok. 19:00 "leń" mnie opuścił. I tak, pięć po siódmej, wyskoczyłem przez Wielisław sprinterskim tempem do Polanicy (gdzie polansowałem się nieco wśród kuracjuszy w dzielnicy zdrojowej ;-) ), po czym wróciłem do siebie.

Słowem, nic specjalnego!

Okolice Barda

Czwartek, 11 kwietnia 2013 · Komentarze(3)
Kategoria wycieczka
Na koniec dnia pogoda znów nie zawiodła. Przy 16 kreskach na plusie na dworze, wyjechałem z Kłodzka o prawie w pół do siódmej wieczór odwiedzić bardzkie góry i doliny - a konkretniej, Przełom Bardzki.

Wyjechałem przez Zamiejską w kierunku Ławicy szosowym szlakiem rowerowym ER-8, którego miałem trzymać się do samego Barda. W Podtyniu pomyliłem drogę i pojechałem na Morzyszów - zawróciłem i na krzyżówce we wsi pojechałem już jak należy, na Wojbórz. Z Barda na Ożarów - obejrzeć tereny przyszłego Zbiornika Wodnego Kamieniec i zbadać dojazd do Kamieńca Ząbkowickiego. W końcu, już po ciemku, przy lampce, powrót do domu przez Przełęcz Łaszczową.

Przelot przez Wojciechowice - mimo kropiącego deszczu i jazdy po zmierzchu - bardzo przyjemny. Szybki, a dzięki dobrej drodze i mocnemu oświetleniu wsi bezpieczny.

Co ciekawe, na całej trasie, wyłączywszy Wojciechowice i Kłodzko, samochody spotkałem może 10 razy.