Dunino

Piątek, 13 kwietnia 2012 · Komentarze(0)
Przejażdżka po osiemnastej:

Legnica: park,Lasek Złotoryjski - Smokowice - Szymanowice - Dunino - Prostynia - Legnica

Pogórze Kaczawskie

Wtorek, 10 kwietnia 2012 · Komentarze(1)
Kategoria wycieczka
Zamierzałem wybrać się dziś na zaproponowaną przez Jarka wycieczkę Szlakiem Wygasłych Wulkanów. Od początku jednak zaproponowana godzina startu: 9:00 nie wróżyła, bym był w stanie się wyrobić. Udało się ją przesunąć na 10:00, jednak i ta okazała się dla mnie nieosiągalna. Od pewnego czasu liczba zajęć, jakie mam do zrobienia w tygodniu co rano, każe zapomnieć o jakimkolwiek wyjeździe na rower wcześniej niż o 11:00.

Sprężając się jak tylko mogłem, wyruszyłem na Pogórze Kaczawskie tuż po 10:30, przez chwilę sądząc nawet, że może uda nam się spotkać grupę na trasie. Skutecznie zwątpiłem w te zamiary po 11:00, gdy z telefonu od Jarka wynikało że wycieczkowicze są już w Myśliborzu, tymczasem ja byłem w Krajewie Górnym i miałem przed sobą najgorszy czasowo odcinek. Mogłem co prawda gnać inną drogą, jednak wydało mnie się to bezcelowe - musiałbym przycisnąć tak, że później nie byłbym w stanie pokonać założonego dystansu. Wolałem nie ryzykować, tym bardziej że z górki przed Łaźnikami widać już było, że w oddali pada. Podziękowałem za propozycję spotkania i kontynuowania razem, udałem się na kolejną samotną wycieczkę po Chełmach.

Tuż za Łaźnikami odbiłem w szuter wiodący na przestrzał do szosy Pomocne - Prusice, na pierwszym skrzyżowaniu odbijając w prawo w podobnie wyjeżdżoną drogę. Droga okazała się wieść do zerwanego i nie do końca odbudowanego mostku nad Prusickim Potokiem.



Za mostkiem szlak był zaorany. Jednak poszukiwanie alternatywy poskutkowało odkryciem bardzo ciekawej dla zwolenników wykorzystywania roweru górskiego zgodnie z przeznaczeniem ścieżki. Okazało się, że wylot z którego skorzystałem na rozdrożu wiedzie na pole (z wyjeżdżonym śladem po ciągniku), jednak dojazd do szosy był kwestią kilometra.

Kontynując eksplorację na dobrą sprawę nieobecnych nawet na mapach ścieżek, zaraz za wlotem na szosę do Prusic odbiłem w kierunku południowo-wschodnim ponownie w las, by na pierwszym rozdrożu wjechać w dół na zachód. Stamtąd, równie sympatyczną drogą i - o dziwo - nieobecnym na mapach czarnym szlakiem (pisałem o nim już kiedyś, nie wygląda to na robotę PTTKu) dojechałem wzdłuż malowniczego uskoku brzeźnego, na mapie opisanym jako Sichowskie Wzgórza, prosto do Prusic.

Całość rozpoznanego dziś terenu pozwolę sobie zaznaczyć na mapce PK Chełmy z wydawnictwa Plan, jaką nabyłem wraz z Gazetą Wrocławską w 2008 r.


Stamtąd, w dość rzęsistej już mżawce, przeradzającej się w deszcz, wskoczyłem na asfalt do Leszczyny, by za chwilę spenetrować część szlaku czerwonego w kierunku Złotoryi. Droga leśna, w końcowym odcinku jest co prawda przejezdna, nie jest jednak ani atrakcyjna widokowo (nie licząc zalegających na ścieżkach gruzu i śmieci), ani profilowo. Zdecydowanie nie polecam.

Ze wzniesienia nad Leszczyną, tuż za zasypanym przejazdem kolejowym bocznicy do ZG Lena, w kierunku Kotliny Jeleniogórskiej rozpościerał się widok na zalewający się deszczem skraj Karkonoszy i Gór Kaczawskich. Darowałem więc sobie dalszy rekonesans terenowych szlaków, uznając że dzisiejszy wyjazd i tak nie poszedł na marne i zafundowałem ostatnią atrakcję w postaci pełnego podjazdu z Wilkowa na Trupień. W Kondratowie, około 12:45, spróbowałem jeszcze zadzwonić do Olka, czy grupa nie jest gdzieś blisko. Jako że nie odbierał, a aura zrobiła się zdecydowanie nieprzyjemna, znacznie przyspieszyłem i pognałem asfaltami do Legnicy, w Stanisławowie spotykając wyruszającego na trening Jacka.

Góry Kaczawskie

Piątek, 6 kwietnia 2012 · Komentarze(1)
Kategoria wycieczka
Po załatwieniu w domu wszystkiego, co do mnie należało, wyruszyłem o 11:00 w iście wielkopiątkową pogodę z szarej i mokrawej Legnicy w dość suche, ale spowite mgłą Chełmy.

Dojazd wyglądał tak samo jak wycieczka w Buki Sudeckie z 28 października 2011 aż do szczytu Bukowina (621 m n.p.m.)

Na rozdrożu na końcu szutru skręciłem jedną ścieżkę za daleko. Mimo pomyłki jechało mnie się wyśmienicie, drogą podobną do niebieskiego szlaku który pominąłem, lekko zamglonym lasem


aż do wyjazdu na pola, gdzie czekał mnie terenowy odcinek specjalny




zakończony miłą niespodzianką

w której zatrzymałem się na opłukanie wehikułu i, jak się okazało, wymianę dętki w przednim kole. Nie spieszyłem się specjalnie, a korzystając po blisko 40 kilometrach od Legnicy z pierwszego niejako przymusowego postoju, urządziłem sobie popas, opróżniając kieszeń kamelbaka z taszczonych ze sobą wiktuałów.

Tuż za potokiem trasa zrobiła się znajoma, wyjechałem bowiem na żółty szlak wojcieszowski z Radzimowic. Pomknąłem nim do Wojcieszowa, skąd kolejnym odcinkiem, tym razem poznanym niedawno bo 16 marca, przedłużonym o niezaliczony odcinek od zielonego szlaku, wspiąłem się niemal na sam Baraniec (723 m. n.p.m.) a ściślej na Przełęcz Komarnicką (662 m. n.p.m.), z której zjechałem do Komarna.

We wsi, sądząc po odstawionym u stóp wzniesienia autobusie 2, znalazłem się w polu rażenia jeleniogórskiej komunikacji miejskiej. Chciałem uwiecznić ów własność MZK na fotografii, ale zza przystanku wybiegł z impetem kundelek najwyraźniej nie przejmujący się Wielkim Postem i mający zamiar mnie pożreć. Zadowoliłem się więc pamiątkowym kadrem pod tablicą na granicy z Jelenią Górą.


Postanowiłem nie kryć satysfakcji z osiągnięcia celu i może przedobrzyłem, bo wygląda to nieco sztucznie. Ale wierzcie, to prawdziwa reakcja na końcu zjazdu, który poprzedziła naprawdę długa i mozolna wspinaczka.

Z Kapelli zjechałem swoim zwyczajem przez Lubiechową i wyleciałem na świerzawski rynek, skąd udałem się do Rzeszówka (sklepostop) i Kondratowa. Z drogi na Trupień wiodącej do Wilkowa zboczyłem do leszczyńskich lasów, gdzie zajefajnymi ubitymi szutrami, których jest tu mnóstwo, dojechałem do Stanisławowa. Po drodze zauważyłem odnowione miejsce odpoczynku tuż za zjazdem (czerwony szlak pieszy) z Rosochy.


Od Stanisławowa poleciałem standardowo przez Sichówek i niestandardowo przez Krajewo, Święciany i Prostynię. Przy Auchan skorzystałem z myjni, o dziwo ani tam ani na parkingu, mimo 18:45, świątecznych tłumów nie było. Jeszcze albo już.

Mapka - tylko dla pi razy drzwi wykresu wysokościowego. Jeśli chodzi o prezentację przebiegu, po wymuszonej rezygnacji z Googlemaps to mija się z celem. Bikemap.net zeszło na psy.

Krajewo Górne

Czwartek, 5 kwietnia 2012 · Komentarze(0)
Popołudniowa rundka asfaltami, nie licząc zjazdu terenem z Janowic.

Podlegnickie wsie, lasy, jeziora

Niedziela, 1 kwietnia 2012 · Komentarze(0)
Popołudniowa wycieczka tradycyjnie spacerowym tempem z Damianem, który jak co roku w swoje urodziny zainaugurował sezon dłuższych wycieczek. Jakkolwiek "dłuższe" u mnie i Damiana to różne pojęcia, jak i profil tras jakie preferujemy jest zgoła odmienny, uważam że od czasu do czasu przyjemniej pokręcić z kimś znajomym, więc powodów do narzekań nie mam. Poza tym, i okolica, w której dziś bawiliśmy mimo wszystko jest dość widokowa.

Pierw zajrzeliśmy, co słychać na budowie nowego cmentarza komunalnego w Jaszkowie. Następnie wróciliśmy przez Lipce i Ulesie na legnickie przedmieścia, by w pobliżu Ciepłowni WPEC znów wyjechać - do Pątnowa. W końcu do miasta wjechaliśmy przez urokliwe obrzeża Spalonej i w pobliżu jezior: Jaśkowickiego i Kunickiego.



W drodze powrotnej, szczególnie na odcinku z Jaśkowic do Kunic dał nam w kość nieprzyjemny wiatr. Ledwo parę dni temu porządkując szafę spakowałem i odłożyłem zimowe rzeczy rowerowe. Przed dzisiejszym wyjazdem wyciągałem z torby cieplejszą kurtkę, którą najbardziej doceniłem na ów odcinku. Nawiasem mówiąc, gdy tak dalej pójdzie, sięgnę jeszcze po "długie" rękawiczki i cieplejsze spodnie. Na osłodę przed nami w oddali rozpozcierał się widok na odległe Karkonosze, wraz z majestatycznie wyglądającą dziś Śnieżką. Aż pożałowałem przez moment, że nie dysponuję aparatem, którym byłbym w stanie uwiecznić takie widoki.

Rada dla wszystkich, którzy w Ziemnicach napotkają z pozoru agresywnego, niewielkiego pieska. Wystarczy stanąć, chwycić rower (tak!) i zagestykulować, że rzucimy w niego naszym jednośladem (krav maga :P). Efekt: psiak zwiewa na swoją posesję aż się kurzy! Mam nadzieję, że za szybko nie nauczy się, że rowerzyści tylko tak straszą i można nas spokojnie gryźć.

Ulesie

Sobota, 31 marca 2012 · Komentarze(0)
Najpierw dostałem po twarzy gradem, a gdy wracałem do domu zaczął... sypać śnieg.
Niemniej, przyjechałem przemoczony ale zadowolony.

Pogórze Kaczawskie

Wtorek, 27 marca 2012 · Komentarze(0)
Propozycja Olka w legnickim wątku forum rowerowego poskutkowała takim oto wspólnym wypadem między 15:30 a 19:30:


Uwagę widowni pragnę zwrócić na jak sądzę interesujący profil trasy. Pierwotnie od Muchowa chciałem wracać przez Myślinów, Jeżyków, górę Górzec, czerwony i zielony szlak, Męcinkę oraz zaporę zbiornika Słup. Od tego zamiaru odwiódł mnie tylko... powoli zapadający zmierzch.

Tylko jedno dłuższe zatrzymanie - pod sklepem w Leszczynie pod Rosochą.

Sichów

Sobota, 24 marca 2012 · Komentarze(1)
Kategoria wycieczka
Szybka "wycieczka" późnym popołudniem pod nasze górki. W drodze powrotnej sporo terenem, choć nieskomplikowanym.



Odnośnie niedzieli, zastanawiałem się, czy jechać na Fraszkę do Żelaznego Mostu, czy może lepiej pointegrować się przy ognisku. W dylemacie pomógł mój przełożony - dumanie przerwał telefon i tym sposobem zamiast do Bogaczowa albo Żelaznego Mostu pojechałem sobie do Żar i Wrocławia. Pociągiem.

Legnica

Piątek, 23 marca 2012 · Komentarze(0)
Wieczorne kręcenie po mieście z Damianem i nawijanie o niczym.
Przy okazji test nowego licznika (VDO X1 od Worbike'a). Jest OK.

Myślibórz

Środa, 21 marca 2012 · Komentarze(2)
Kategoria wycieczka
Z okazji pierwszego dnia wiosny zamierzałem dziś porwać się na kolejną setkę, zdobywając rowerem szczyt Poręba koło Bolkowa i zobaczyć na własne oczy, jak wygląda ustrojstwo pt. radar burzowy.

Jednak, że Poręba to - jeśli wierzyć wydawnictwu Plan - dość wybitny punkt widokowy, a dziś z widocznością na dalekie odległości było tak sobie, przełożyłem wypad na ów szczyt w oczekiwaniu lepszą aurę. Dziś zaś wybrałem się na dużo krótszą trasę, jednak dużo przyjemniejszą.

Udałem się w odwiedziny do Wąwozu Myśliborskiego, którego ścieżki zacząłem na dobre objeżdżać podczas urlopu, jaki wykorzystałem minionej jesieni.

Przez pożar traw na byłym lotnisku, zamiast na Jaworzyńską zmuszony byłem wylecieć na Gniewomierz, co sprawiło że dojazd wyszedł dość dziki: asfaltami i brukami przez mało urokliwe wsie okolic Mściwojowa - inaczej mówiąc, czerwonym szlakiem rowerowym. Godzinę znudzenia wynagrodziła jednak panująca, jak to w tygodniu, pustka w rezerwacie: ostatnia grupa dzieciarni wyjeżdżała autokarem ze schroniska w momencie, gdy wjeżdżałem na polanę.

Niespiesznie objechałem wąwóz, po czym przespacerowałem się pod górę ścieżką dydaktyczną. Powalone drzewa skutecznie zmusiły mnie do zejścia z jednośladu, pochylenie i moje dość wytarte już opony skutecznie zaś uniemożliwiały ruszenie pod górę. Nie narzekam jednak, wręcz przeciwnie - tu, w Chełmach, bywa że niekiedy wolę się przespacerować niewielki kawałeczek pod górę i podelektować widokami i przyjemnym podgórskim powietrzem, zamiast pałować z podjazdem, na którym za chwilę i tak muszę zejść z roweru przez zwalone drzewa. Dalej zaś czekała jeszcze większa przyjemność: całkiem przyzwoity, nadgryziony przez strumień zjazd w kierunku skrzyżowania szlaku żółtego z czarnym.

Dalej nie było tak rześko: postanowiłem jechać żółtym szlakiem pieszym w kierunku Myślinowa, który widnieje sobie na mapie Pogórza. W terenie okazało się, że tuż za wyjazdem z lasu szlak, nawiasem mówiąc niedawno wytyczony tą drogą, sądząc po wyglądających niestaro malowidłach, padł łupem kolejnego chytrego rolnika, który trasę przerobił na hodowlę buraczków dla spragnionych ekożywności (cholera wie czym nawożonej) legniczan. Pokierowałem się więc starym przebiegiem szlaku, śladem zamalowanych znaków. Jednak i tu, spory kawałek dalej, leśna droga tonęła w polu obszarnika z Myślinowa. Tym razem nie odpuściłem i wzdłuż krawędzi lasu przepchałem się do miejsca, gdzie z pola wyłoniła się druga część przerwanej drogi. Zbliżając się do zjazdu na tartak w Myślinowie, przeciąłem dawny szlak rowerowy z polany przed wąwozem. Zorientowałem się, że podczas jesiennego rekonesansu jechałem nim kawałek od tego skrzyżowania, gdyż dalej... kończył się na polu. Doprawdy, obszarnikowi spod parku Chełmy albo raczej komuś, kto sprzedał ogromną połać ziemi razem z drogami, należy się jakieś odczuwalne "podziękowanie"...

W Myślinowie skręciłem w lewo, zaś na węźle szlaków przy przystanku PKS, pierwszy raz pod górę w prawo. Okazał się to dobry wybór. W ten sposób znalazłem dobrej jakości, niemal nieużywany przez auta, za to bardzo widokowy asfaltowy skrót z drogi wojewódzkiej. Widziałem go wcześniej, ale dotąd brałem za dojazd do gospodarstw. Na pewno przyda się podczas niejednej wycieczki przez Górzec w stronę Myśliborza.

Póki co zaś, przez Jerzyków i czerwony szlak przedostałem się pod Górzec, gdzie ekipa budowlana walcuje świezo wysypany żwir. Droga idzie wyżej niż czerwony szlak. Wygląda na to, że prowadzi na szczyt góry gdzie kiedyś była wieża widokowa. Być może będzie odbudowana, albo stanie tam jakiś nadajnik, bowiem żwirowy dojazd powstał także od strony Męcinki. Sprawdziłem to, zjeżdżając do wsi Drogą Kalwaryjską, czyli zielonym szlakiem - przy okazji lądując rowerem na sporym głazie. Właściwie to, że rowerem rzuciło (ja zdążyłem wypiąć się z SPD i zeskoczyć na bok) to efekt mało udanego hamowania. Na szczęście mi i rowerowi nic się nie stało, czego nie można powiedzieć o liczniku, który w tym momencie stał się bezprzewodowy.

Do Legnicy wróciłem przez zaporę na Słupie i Kościelec.


Mam przeczucie, że dzisiejszy wpis to czysta grafomania godna lepszego wypadu i że przesadziłem. Naprawdę. Jednak napisałem się tego tyle, że teraz aż żal kasować ;-)