Wojcieszów
Wyjechałem z Legnicy o 13:00, po drodze mijając najpierw w drodze na Słup Marka, później zaś, między Słupem i Starą Kraśnicą, kilkoro innych zapalonych cyklistów. Na wzniesieniu nad Bogaczowem zameldowałem się o 14:00, godzinę później zaś zatrzymałem się na popas z widokiem na urokliwy Wojcieszów:
Po piętnastominutowej pauzie ponownie przyszło mi siłować się z dalszą, tym razem terenową częścią podjazdu na masyw. Pomknąłem drogą leśną, którą wytyczono niebieski i zielony szlak rowerowy sieci "wojcieszowskiej". Trasa to dość przyjemna, z typowo górską nawierzchnią z drobnych kamieni i mocno ubitej ziemi. W połowie drogi na rozdroże, na którym szlaki zielony i niebieski rozdzielają się, a dodatkowo wpada do nich czarny, dla mniej wytrwałych jest nawet zaaranżowane miejsce odpoczynku. Jako że przerwę urządziłem sobie niewiele wcześniej, przejechałem obok niego bez zatrzymania.
Przystanąłem na chwilę na rozdrożu, by przyjrzeć się spokojnie, gdzie odbija szlak zielony, którym postanowiłem zjechać w kierunku Podgórek, skąd dalej miałem pojechać na Kapellę. Wnet, oczom mym ukazał się niezwykle sympatyczny drogowskaz:
oto w piątkowe popołudnie spracowany ciężkim podjazdem rowerzysta napotyka na tabliczkę z rowerem i strzałką, która pod piktogramami czarno na białym powiada: "jaskinia - 0,7". Nie powiem, perspektywa przytulnej jaskini i rozgrzewającej zero siedem brzmiała w tym momencie niezwykle interesująco :D Niemniej, czas gonił i z kuszącej drogowskazowej propozycji skorzystać nie raczyłem.
Skorzystałem natomiast ze zjazdu wspomnianym wcześniej zielonym szlakiem do Podgórek. Rewelacja! Zjazd niczym ze ściany, wyrytą w głębokim "wąwozie" serpentyną o, jak na góry przystało, górskiej, skalno-kamienno-błotnej nawierzchni... Od razu przypomniały mnie się najlepsze odcinki Bike Maratonów, choć nie sądzę, by w "dzisiejszych czasach" organizator tej serii odważył się przepuścić swój target przez coś takiego. Pod koniec tego zjazdu jedzie się po drobnych kamieniach, na których jeden fałszywy ruch może się skończyć nie za wesoło. W moim przypadku było wręcz za wesoło, tak dobrze zjeżdżało mnie się z duszą na ramieniu, bananem na twarzy i niemal pięćdziesiątką(!) na liczniku, że... skręciłem w Podgórkach na zjazd, zamiast na podjazd, przez co plan zaliczenia za jednym zamachem Kapelli diabli wzięli.
Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: Po pożegnaniu z Wojcieszowem tuż przed tamtejszą stacyjką Wojcieszów Górny, nieopodal której rozciąga się ładna panorama wież miasteczka i masywu Góry Miłek:
drogą którą przyjechałem, cofnąłem się do Starej Krasnicy i Jurczyc, skąd pojechałem przetestować terenowy odcinek niebieskiego szlaku - łącznika szosy wojewódzkiej Str.Kraśnica-Muchów-Jawor z klimatyczną lokalną drogą Rzeszówek-Kondratów. Wrażenia widokowo-terenowe takie sobie, nie licząc małego zjazdu przed Rzeszówkiem płaska, utwardzona w dużej mierze grysem (już dobrze ubitym) leśna droga nie wywarła na mnie żadnego wrażenia. Jest to jednak dobra i, wydaje się przez większość roku, wyjąwszy porę śnieżną, przejezna alternatywa dla tułaczki na Kapellę wyłącznie po asfalcie.
Do Legnicy dojechałem przez Stanisławów. Po drodze, koniecznie po zjeździe zielonym szlakiem, zaliczyłem myjnię przy Auchan, gdzie tym razem nie oszczędzałem sobie zabawy programami. Wszak okazja jest niebagatelna: już jutro w ramach rozjazdu masowy najazd legniczan na Grodziec!