Wiedząc o prognozowanej na niedzielę wyjątkowo ładnej pogodzie i wolnym dniu po z reguły spokojnej nocnej zmianie w pracy, ogłosiłem dzień wcześniej w legnickim wątkum forum rowerowego, iż zapraszam chętnych na wyjazd około dziesiątej rano. Zachęcać do jazdy nie trzeba było długo - już po godzinie od wpisu, po krótkiej wymianie smsów, umówiliśmy się wstępnie z Olkiem, że jutro jedziemy gdzieś dalej. Nie przewidziałem wówczas porannego załamania pogody oraz tego, że zaproponuję przez nie przesunięcie wyjazdu na późniejszą godzinę. Olek też tego nie przewidział ani nie sprawdził forum i tym sposobem o 10:15 telefonował do mnie ze skrzyżowania, gdzie jestem, podczas gdy ja, zaskoczony, siedziałem w domu...
Punkt 12:20, gdy rozpogodziło się zupełnie, przyjechałem na skrzyżowanie Jaworzyńskiej z Nowodworską, gdzie czekał już Marek. Zdecydowaliśmy, żeby czekać do 12:45, gdyby jednak znaleźli się jeszcze chętni na wspólny wyjazd. Oczekując czasu odjazdu, bawiłem się telefonem m.in. sprawdzając forum i bawiąc się konfiguracją GPS, w międzyczasie dywagując z Markiem, którędy by tu udać się na Świerzawę - pierwotnie, nie bez problemów, zaplanowany cel. Tymczasem, niespodziewanie podjechał przywitać się z nami Andrzej, obwieszczając że wyjeżdża właśnie do Janowic Wielkich. Chwila konsultacji sprawiła, że znaliśmy już dokładny przebieg trasy do przemierzenia: najpierw "odprowadzamy" Andrzeja do Kaczorowa, później zaś odbijamy na Wojcieszów i Świerzawę.
Nasza trzyosobowa karawana wyruszyła z Legnicy kwadrans przed pierwszą. Tłuczenie się dość interwałowym odcinkiem przez Bogaczów, czy Stanisławów zastąpiliśmy jazdą naokoło, przez Stary Jawor i Chełmiec. Dzięki przerwie na posilenie się, w Piotrowicach, mimo swojej w zasadzie lichej formy, udało mnie się pokonać podjazd bez przeszkód :) Nie za szybkie na tym odcinku, nie licząc zjazdów, tempo jazdy wynagradzały widoki, które chętnie uwieczniałem na zdjęciach:
w stronę Jawora
w stronę Myślinowa
i... przed siebie
w oddali widać Śnieżkę (koło Mysłowa)
Niespiesznym tempem ale wytrwale, z kilkoma krótkimi zatrzymaniami po drodze, drogami ze śladową ilością aut (nie licząc krótkiego zjazdu krajową 3) dotarliśmy do Kaczorowa ok. 15:30. Tam rozstaliśmy się z Andrzejem, po czym odbiliśmy na Wojcieszów i wkrótce, przejeżdżając nieopodal Góry Miłek
dotarliśmy na zaporę na Jeziorze Kaczorowskim
Jezioro nie powala gabarytami, przypomina raczej stawik. Nic dziwnego, skoro to tzw. suchy zbiornik na potoku, który zbiera kilka mniejszych strumieni. Ów strumienie właśnie od tej zapory zwą się dobrze nam znaną, dającą nazwę pobliskiemu pasmu gór Kaczawą. Więcej o źródłach Kaczawy w dość przystępnej formie wyjaśnia strona Klubu Turystyki Pieszej "Sznurówa" - polecam, ciekawe.
Ów kaczawski strumyczek w sytuacji powodziowej musi stwarzać dla Wojcieszowa, którego środkiem się wije, nie lada zagrożenie, skoro upust przelewowy ze zbiornika umieszczony jest naprawdę wysoko:
Po blisko dziesięciu minutach spędzonych na zaporze udaliśmy się żwawym już tempem (w końcu w dół ;-) ) do Świerzawy, gdzie tutejsza Biedronka niepierwszy raz ratuje życie strudzonych długą trasą cyklistów. Obawiałem się, czy sklep nie będzie już zamknięty, jednak nawet w niedzielę świerzawski market pracuje od 10 do 20. Ze Świerzawy wybraliśmy drogę przez Gozdno, Biegoszów i Wilków, a stamtąd szutrowym, a później asfaltowym, mało popularnym skrótem do Rokitnicy.
Do Legnicy wjechaliśmy naokoło, przez Sichów, Winnicę i Babin, chcąc zajechać do myjni na Auchan, by obmyć rowery z kurzu. Wycieczkę zasadniczo zakończyliśmy właśnie na myjni, gdzie każdy z nas pojechał w swoją stronę. Wybiła wówczas dziewiętnasta.
O 10:20 po wcześniejszym umówieniu na forum rowerowym, ruszyliśmy z Miłoszem na wycieczkę na Pogórze. Przeczekując pod wiatą w Kościelcu przelotny deszczyk, zajechaliśmy do pierwotnie planowanego celu, czyli Stanisławowa (omijając Rosochę), wróciliśmy zaś przez górę Trupień i Jerzmanice-Zdrój. Opłaciło się nie zawracać do Legnicy. Mniej-więcej od Jerzmanic rozpogodziło się na dobre. Wręcz aż za dobre, jeśli patrzeć na obecne o 19:41 32 stopnie na termometrze!
Od Kościelca testowałem GPS w swoim nowym telefonie (Samsung Galaxy Ace z Androidem, rejestracja googlowskim programem My Track). Spisał się rewelacyjnie. Brakujące odcinki dróg wyrysowałem już w Open Street Map. Nie wiem jeszcze, czy automatycznie pojawią się po pewnym czasie automatycznie na warstwach innych niż mapnik (opcja wyboru "Open Street Map" w przeglądarkach, na sporym powiększeniu).
Podwieczorna wycieczka z Damianem. Z Miłkowic na Grzymalin, z Grzymalina na Dobrzejów, z Dobrzejowa na Miłogostowice, stamtąd na Spaloną, później na Rosochatą, z Koskowic zaś na Legnickie Pole... I w ten sposób, nie wiadomo kiedy, zrobiliśmy niemal 75 km wkoło nie tak wielkiej przecież Legnicy :)
Kolejna udana wycieczka silną grupą legniczanek i legniczan ;-)
Wraz z Anią, Bożeną, Eweliną, Jarkiem oraz Olkiem rześkim tempem wybraliśmy się na masyw Górzca, skąd - najpierw w obliczu nadchodzącego, a ostatecznie w deszczu - wróciliśmy po ponad dwóch godzinach. Nadrobiłem parę kilometrów, objeżdżając asfaltem dwa odcinki terenowe (Warmątowice i Górzec). Nie byliśmy bynajmniej jedynymi rowerowymi zapaleńcami, którzy raczyli ruszyć się z domu mimo nadciągających od strony Karkonoszy ciemnych chmur. Na samym wstępie objechaliśmy popisowo dwójkę turystów, podczas objazdu za Przybyłowicami, w którym towarzyszył mi Jarek, minęliśmy Arka T. z kolegami na szosówkach, zaś po dojeździe do Bielowic pogawędziliśmy chwilę z przedstawicielami Legnickiej Inicjatywy Turystyki Rowerowej, powszechnie znanej pod dającym do myślenia skrótem.
Wczoraj, przy okazji zmiany opon na slicki, pogrzebałem odrobinę imbusami przy tylnej przerzutce. Udało mnie się nie tylko uruchomić jedno z unieruchomionych po dawien dawnym wykrzywieniu haka kółeczek, przez które łańcuch wyrżnął sobie wyżłobienie w wózku i ślizgał się po nim, ale nawet - momentalnie przykładając siłę do wózka ;-) - naprostować przerzutkę (albo nieznacznie wykrzywić hak), przez co przerzutka tylna chodzi rewelacyjnie. Gorzej, że rozregulowała się przednia, co mniej-więcej od Stanisławowa bardzo mocno dawało mnie się we znaki.
Dziesięciominutowa rozgrzewka i dwa szybkie kółka dokoła Kopernika i Piekar między 22 a 23. Mimo tego, że pod wieczór padało, przyjechałem suchy i czysty, a rower złapał nie więcej piachu niż przy normalnej jeździe.
Tyle udało się ujechać na nowych Maxxis Detonator 26x1.25. Za sprawą, zdaje się, zrąbanego manometru na Shellu na Piłsudskiego w stronę centrum nazwa okazała się adekwatna do jazdy - dętka eksplodowała po dojechaniu do Galaktycznej. Oponka na tyle na szczęście jest cała, a ja uszosowienia cannona na lato nie odpuszczę i basta. Czeka mnie więc dziś wycieczka do Decathlona po dętki. Pożyteczny sposób na przeczekanie burzy. Szkoda tylko że kosztowny - jak bym mało wydał dziś w Worbike'u na ogumienie...
kol(ej)arz ;-))
2007 - powrót na rower po 15 latach przerwy.
2008 - pierwszy wyścig, dołączenie do MTB Votum Team Wrocław
2009 - 7 Bike Maratonów na koncie, maraton w Lubinie, no i ukończona na 11 miejscu etapówka :)
2010 - sezon przerwała nieoczekiwana zmiana sytuacji życiowej i dość absorbująca praca. Koniec ścigania
2011 - mała stabilizacja i powrót na rower, pierwszy wyścig po przerwie
2012 - rok "turystyczny", na początku oczekiwana zmiana miejsca pracy, na końcu - równie oczekiwane przeniesienie służbowe i przeprowadzka do Kłodzka :)
2013 - "zadomowienie" w Kotlinie Kłodzkiej, parę ciekawych wycieczek
2014 - rok praktycznie bez roweru
2015 - powrót już chyba na dobre do Wrocławia, kolejny powrót na rower!
Bikestats towarzyszy mnie od pierwszej "współczesnej" jazdy 22.07.2007.
pole rażenia: http://zaliczgmine.pl/users/view/1102