Wpisy archiwalne w kategorii

~ w towarzystwie

Dystans całkowity:7122.32 km (w terenie 963.78 km; 13.53%)
Czas w ruchu:373:35
Średnia prędkość:19.45 km/h
Maksymalna prędkość:59.20 km/h
Suma podjazdów:1200 m
Maks. tętno maksymalne:196 (100 %)
Maks. tętno średnie:168 (85 %)
Suma kalorii:44914 kcal
Liczba aktywności:155
Średnio na aktywność:48.12 km i 2h 25m
Więcej statystyk

Kolarstwo górskie z UWr #2

Sobota, 24 października 2009 · Komentarze(3)
Kategoria ~ w towarzystwie, WF
Rowerowy weekend - czas zacząć.

Opuściłem Tyniec o 9:45. Na Psie Pole dotarłem po śladzie ubiegłotygodniowego powrotu, po drodze mijając nieopodal Hallera i Racławickiej grupę z turystyki rowerowej, prowadzoną gdzieś na południe przez mgra Władykę. To już raczej koniec moich dojazdów wzdłuż DK-8. Ścieżek rowerowych na Powstańców Śląskich i Jedności Narodowej jest praktycznie tyle samo, co na Ślężnej i Wyszyńskiego, za to jak by mniej przeszkadzają tu światła na skrzyżowaniach, a przede wszystkim nie ma paskudnej, ruchliwej ulicy z rozwalonego bruku (Pułaskiego).

Z miejsca zbiórki ruszyliśmy w 8 osób, jak ostatnio, punktualnie. I podobnie jak ostatnio, przez awarię rowerów jednego z uczestników wyjazdu (tym razem uczestniczki) zaraz po ruszeniu czekało nas pół godziny przerwy. Trochę lepsza niż zeszłej soboty była nie tylko pogoda, ale i tempo. Przerw tyle samo, chociaż część z nas, w tym i ja, spędziła je na kręceniu kółeczek. Było już troszkę więcej terenu - zapuściliśmy się w las między Siedlcem, a Pierwoszowem i pagórki między Wisznią Małą, a Taczowem - a więc na odcinki starej trasy Bike Maraton Wrocław. Starej, gdyż wiosną 2010 ze stolicy naszego regionu najpewniej ruszymy na ściganie w kierunku Środy Śląskiej. Atmosfera na wyjeździe, niezmienna, więc chyba nie ma już sensu o niej wspominać :-)

Może jazdy z dala od szos, przez stanowiące prawdziwe wyzwanie głębokie, wszechobecne błoto byłoby więcej. Jednak wolnobieg w rowerze Tymka nie dał rady ów błotsku, w pewnym momencie rozstając się z piastą, przez co wynieśliśmy się na dobre na asfalt. Zresztą, nie powiem, nawet ja przez moment prowadziłem maszynę, bo Kross zaczął się w pewnym momencie zakopywać w błocie, zamiast jechać. Dobrze, że dzień wcześniej coś mnie ruszyło i wyczyściłem konkretnie nie tylko to, co widać, ale i m.in. wykręciłem i wyczyściłem kółka przerzutki. Od nadmiaru błota też mógłbym coś dziś urwać/ułamać...

Dzięki trenerowi i Arkowi, którzy pomagali koledze na podjazdach i w rozpędzeniu się na płaskim, w całkiem znośnym tempie dojechaliśmy w komplecie jeszcze 7 km, do Skarszyna. Stamtąd Tymek wrócił do domu autem. My na rowerach również, tyle że nieco okrężną drogą.


W wiernym odtworzeniu przebiegu trasy bardzo pomogła mapa "Wzgórza Trzebnickie" (wyd. Plan) i zdjęcia satelitarne - Googlemaps Wrocławia i okolic to zupełnie inna klasa, niż rozmazane i ciemne widoki Legnicy.

Kolarstwo górskie z UWr #1

Sobota, 17 października 2009 · Komentarze(0)
Kategoria ~ w towarzystwie, WF
Pierwsze zajęcia z wychowania fizycznego w mojej karierze studenckiej.

Wybór padł na kolarstwo górskie, prowadzone przez znanego na polskiej scenie MTB mgr Rafała Hebisza. Biłem się początkowo z myślami, czy nie wybrać ćwiczeń siłowych, skoro z "siłką" i tak będę mieć do czynienia, budując bazę kondycyjną na nowy sezon. Ostatecznie zdałem się na opinię naszego trenera, a skoro ten poproszony o radę polecił MTB, tak też wybrałem i dziś o 11:00 stawiłem się pod Koronę z grupą 8 śmiałków, by przekonać się na własnej skórze, jak te WFy, którymi studenci straszą się nawzajem (dowód - tylko na to zostają na koniec wolne miejsca :P) wyglądają w praktyce ;) W każdym razie, dzisiejszy był daleki od tego,co chociażby opisywał u siebie Galen pół roku temu. 40 km w okolicach Trzebnicy, nieco ponad 2 godziny jazdy i - dla mnie i, nazwijmy to, grupki zaawansowanej, dokładnie 2 h postojów w oczekiwaniu, aż reszta dojedzie :(

Ale atmosfera wyjazdu była całkiem całkiem, podoba mi się. Oby jeszcze tej jesieni udało się objechać więcej terenu, bo dziś, przez warunki pogodowe panujące od kilku dni, szybciutko przenieśliśmy się na szosę.

Czas jazdy - orientacyjnie, ale z niewielkim błędem (góra 20 min). Na pewno 2 h (1+1) dojazdów, na pewno 2 h postojów na WF i 55 min poza (światła i pogaduchy przed-po zajęciach). Wyjazd 9:45, powrót do domu 16:10.

Pulsometr - gdzieś na trasie czujnik odmówił posłuszeństwa.

Coś się kończy, zaczyna się coś

Sobota, 10 października 2009 · Komentarze(1)
Starty w 2009 r. już za mną, wielkimi krokami zbliżają się zaś przygotowania do nowego sezonu.

W ramach regeneracji, przez ostatnie 3 tygodnie ograniczyłem swoją aktywność do minimum. Całkowitemu odstawieniu roweru sprzyjała delegacja z firmy, w której od roku dorabiam sobie m.in. na zabawę w MTB. Miejsce zakwaterowania wymarzone na odpoczynek po sezonie - spokojne, urokliwe Bad Oldesloe, gdzieś w środku landu Schleswig-Holstein. Spokój, cisza i nawet sporo czasu po pracy, by dziesięć razy przestudiować "Biblię treningu..." Friela, nakreślić sobie zarys przygotowań, przeanalizować to, co było, odpowiedzieć sobie czego naprawdę chcę w nowym sezonie.

Sielanka zaczęła się dzień po wyścigu w Karpaczu, skończyła zaś w miniony czwartek. Raptem kilkanaście godzin po powrocie do kraju siedziałem na zebraniu wraz z 12. innymi śmiałkami, którzy zdecydowali się odrobić uniwersytecki wf na kolarstwie górskim. Pierwszy wyjazd 17 października.

WF idealnie wpisuje się w moje plany. Choć ostatni, czwarty tydzień odpoczynku spędzam jeszcze na luzie, najwyższy czas wsiąść na rower i wrócić do kręcenia. Na razie lekko - tak jak dziś po naszym parku. Wybrałem się obejrzeć zmagania dzieci i młodzieży podczas corocznego wyścigu jesiennego, spotkać znajomych kolarzy i dziennikarzy. Generalnie było kameralnie i fajnie. Dla zainteresowanych: na Lca.pl jest już kilkadziesiąt fotografii. Nawet niechcący załapałem się do spółki z Orestem i Arkiem na jedną ]:->

W czas wliczyłem tylko dojazd z domu na miejsce wyścigu i powrót.

Fujifilm Bikemaraton #12 - Karpacz

Sobota, 19 września 2009 · Komentarze(1)
Moje udane zakończenie sezonu startowego :)
Fujifilm Bikemaraton #12 - KARPACZ

Choć wszystko wskazywało, że ciepłe dni A.D.2009 to już przeszłość, sobota, 20 września udowodniła nam w Karpaczu, że jesień - przynajmniej ta kalendarzowa - nadejdzie dopiero za 3 dni. Niektórzy, podobnie jak ja, przypłacili swój pesymizm i wiarę w niedokładne prognozy zbyt ciepłym ubiorem. Na szczęście, nie zepsuło to w najmniejszym calu dobrych wrażeń z dzisiejszego startu.

Trasę, z nieznacznymi zmianami, poprowadzono po śladzie Bike Maratonów z lat ubiegłych. Przebieg nie był na pewno zaskoczeniem dla uczestników tegorocznego Bike Adventure, którego trzeci etap tak naprawdę przejechaliśmy dziś w przeciwnym kierunku, zamieniając jedynie Karpacz na Jelenią Górę.


fot. portal JG24.pl

Nauczony ostatnim doświadczeniem z Poznania, zająłem miejsce na początku połączonego szóstego/siódmego sektora (nawiasem mówiąc spotykając tam Marka), pilnując, by tuż po starcie nie wpaść w korek na pierwszym, solidnym podjeździe. Strategia okazała się słuszna, na pierwszych siedmiu kilometrach wyprzedziłem bowiem kilkadziesiąt osób, w końcu doganiając Pawła, który startował dziś z 4. sektora. Nie popadłem w zbędną euforię, bo wiedziałem, co czeka mnie, gdy tylko skończy się podjazd - ostry, najeżony kamieniami i drenami zjazd Drogą Chomontową. Przy lepszej niż na początku sezonu, ale jeszcze nie najlepszej technice, zjechałem swoim tempem, co sprawiło, że dwadzieścia minut wcześniej wyprzedzeni mieli okazję zrewanżować mi się za podjazd w Karpaczu.

Po, wydawałoby się z opisów na forum, najtrudniejszym fragmencie trasy, czekała nagroda - asfaltowy podjazd, ostry zjazd w dół, a następnie podjazd na Dwa Mosty. Tam właśnie, tuż przed zjazdem z dystansu mini, ostatni raz wyprzedziłem Pawła, który i tak wziął ostatecznie wziął odwet tuż za Dwoma Mostami ;-) W międzyczasie, zanim dotarłem na górę, zamieniłem kilka słów z jadącym po trasie zawodnikiem Sirbudu Wałbrzych z Boguszowa. Okazało się, że mamy wspólnych znajomych. Cóż, mały ten świat ;-) Dalej zaś okazało się, że Chomontowa, to przy Drodze na Dwa Mosty uwertura do opery. Nie było łatwo zjeżdżać tu szybko (teraz nie mogłem już sobie odpuścić), dwukrotnie mną i Krossem zarzuciło tak, że odniosłem wrażenie, że tracę kontrolę nad rowerem. Na szczęście, to było tylko wrażenie. Muszę przyznać, że przydały się tutaj treningi na żwirowo-kamienistym zjeździe z Rosochy w Stanisławowie do Leszczyny. Wszystko było ok, ani jednej "gleby", ani jednego defektu. I tak już zostało do samej mety, na którą przyjechałem 71. w swojej kategorii, uzyskując tym samym najlepszy wynik na BM 2009.



Jak dla mnie, satysfakcjonujące zakończenie sezonu startowego. Teraz czas wyjeżdżać do Niemiec zarobić parę groszy, 8 października wracać na studia... A do treningów - zapewne za miesiąc. Innymi słowy, okres roztrenowania zacząć czas.

wynik:
MEGA [53 km]
open 230/362
M2 71/93
3:06:11 (pierwszy 1:55:04, ostatni 5:18:23)



Wnioski? Jestem generalnie zadowolony. Po pierwsze, Kross jak na rower niemal bez hamulców spisał się na miejscami technicznej trasie w Karpaczu na medal. Podobnie jak we Wrocławiu i Boguszowie sporo pomogła znajomość trasy. I, co tu kryć, mała konkurencja - dziś finał u konkurencji w Istebnej ;-) Widzę postęp w stosunku do objeżdżania elementów tej trasy podczas zgrupowania i Bike Adventure. Żałuję tylko trochę, że nie dałem rady pokonać podjazdów na 25 i 33 km bez schodzenia z roweru, by pochwalić się i tym...

Choć z drugiej strony, to kolejny dobry powód, by wystartować w Karpaczu za rok.

Tyniec - Legnica

Piątek, 18 września 2009 · Komentarze(0)
Dowóz Krossa przed maratonem. Lekki, ale dłuuugi rozjazd ;)
10 km w towarzystwie młodego szosowca z (do niedawna) Wałbrzycha, który też robił sobie rozjazd.

Jezierzany

Środa, 9 września 2009 · Komentarze(0)
W ramach godzinnego rozjazdu zachęciłem Damiana do wypadu do Jezierzan. W tamtą stronę przez Pątnówek, powrót przez Ulesie.

Nie wiem, czy nie muszę odpuścić sobie jutrzejszego treningu :( W piątek rano mam ważny egzamin (mikro, druga poprawka; dzisiejsza statystyka do przodu), a jutro o 18 muszę być we Wrocławiu na zebraniu w firmie.

Wiem już za to na pewno, że ten sezon startowy zakończę wyścigiem 19 września w Karpaczu. Dzień później wchodzę w fazę roztrenowania.

Na rower, i tak w ogóle, do Polski, wracam 8 października. Jeśli na studiach noga się powinie, i stanie się zdaje się najgorsze, co przy zgromadzonych punktach ECTS może mi się stać - powtórny wpis na I rok (tfu!), wrócę dopiero na początku grudnia. Do domu wpadnę przez ten czas 2-3 razy.

Fujifilm Bikemaraton #11 - Poznań

Niedziela, 6 września 2009 · Komentarze(1)
Maraton w Pyrlandii
Fujifilm Bikemaraton #11 - POZNAŃ

Pierwsza niedziela września przywitała nas w Wielkopolsce wietrzną, a chwilami i deszczową aurą. Chce się rzec, że mieliśmy do czynienia z pierwszym jesiennym dniem w tym roku. Przy warunkach, jakie oferowała nam niezmienna od lat trasa BM Poznań, taka pogoda to jednak bardziej zaleta, niż wada. Deszcz związał luźny piach, a między zawodnikami nie unosiły się, tak jak we Wrocławiu, tumany kurzu.

W moim odczuciu dzisiejsza trasa była najłatwiejszą, spośród wszystkich edycji Bike Maratonu. W całości płaska, z nieodczuwalnym w praktyce przewyższeniem. Do ciekawszych momentów należał jeden tylko ostry zjazd w dół (na 50 km) oraz tuż za nim spory odcinek gliniasty, gdzie mieliśmy spore pole do popisu w zapanowaniu nad rowerami. Leśnym alejkom nad Jeziorem Swarzędzkim nie sposób odmówić walorów krajobrazowych, jednak, nazwijmy to, walorów treningowych, nie posiadają one żadnych. Do nieciekawych na pewno zalicza się przejście pod mostem w Swarzędzu. Ale o tym za chwilę.

Cel na ten wyścig był prosty - przejechać go jak najszybciej. Gdybym wziął sobie do serca wskazówki starszego kolegi z teamu, który na forum jeszcze kilka dni temu przestrzegał:

"Co do trasy to radzę od samego startu dać z siebie wszystko. Do schodów jest 6 km więc trzeba być z przodu swojego sektora żeby w korku nie ugrząźć. Chociaż może teraz takich korków nie będzie..."

... to może zająłbym miejsce o 10:30 na sektorowej linii startu i teraz byłbym zadowolony z wyniku. Jednak start po 20-minutowym oczekiwaniu z połowy sektora 6 + 7 (kobiety, dzieci i Pyry), czyli w praktyce ściśniętego na nieogrodzonej powierzchni tłumu, który kończył się dopiero pod sceną sprawił, że proroctwo kolegi się spełniło i pierwsze 6 km pokonałem wraz z tłumkiem tempem żółwia.

Przeszedłem do defensywy dopiero po ok. 15 minutach, gdy znaleźliśmy się pod przejściem. Ku głośnemu oburzeniu co poniektórych (ciekawe, czy przeczytam o sobie na forum BM ;-) ) zamiast iść grzecznie gęsiego jeszcze wolniejszym tempem, prowadząc rower po jednej z dwóch kładek wzdłuż rzeki, chwyciłem pewnie ramę swojego Cannondale'a i przeniosłem rower za barierką - nad wodą, ze dwadzieścia razy powtarzając jak mantrę "przepraszam" podczas przeciskania się między kierownicami prowadzonych maszyn. Zyskane 20-30 oczek straciłem wprawdzie szybko w Gruszczynie, gdzie na 2 cenne minuty unieruchomił mnie zakleszczony przez przednią przerzutką łańcuch, później (wraz z opcją "maraton z blata") było już jednak tylko lepiej. Liczby nie kłamią - na międzyczasie byłem 469 open, na mecie - 374. O czymś to świadczy. Sprawę ułatwiało to, że miejscowi cykliści, którzy porwali się na start w maratonie (w większości numery startowe 4xxx), okazali się totalnie nieprzygotowani do podjeżdżania nawet najmniejszych z możliwych leśnych podjazdów, prowadząc tłumnie rowery albo walcząc z przełożeniami. Wcale nie taki straszny, jak go malowali był odsłonięty, gruntowo-asfaltowy odcinek pod wiatr. W moim przypadku wystarczyła częsta zmiana "pociągu" ;-)

wynik:
MEGA [63 km]
open 374/550
M2 120/158
2:56:05 (pierwszy 2:01:58, ostatni 4:32:57)

Wnioski z tego wyścigu: starać się na wszystkich edycjach, by później nie tracić punktów przez sektor. Teraz, w miarę możliwości, dałem z siebie prawie wszystko. Podobnie jak w Ustroniu, (z tą różnicą, że tam ściganie zakończyłem nie na mecie, a przez defekt 13 km przed). Poza tym dbać o pozycję w sektorze i - mimo wszystko - pracować nad szybkością.



coś dla fanklubu 676 - oferta fotomaraton.pl


"schody?! a tak się fajnie jechało..." ;-)


atak na metę

Słup

Wtorek, 11 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Quasi-trening z Wojtkiem. Dane orientacyjne.

Legnica

Piątek, 7 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Rozjazd z Wojtkiem po całej Legnicy. Kopernik - Piekary - Kopernik - park - zajezdnia - obwodnica - lasek - centrum.

Legnica

Wtorek, 4 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Na luzie po wieczornej Legnicy z Damianem. Objechaliśmy wkoło os. Piekary i wróciliśmy przez Bielany i park.