Lasek Złotoryjski po zmroku
Wyszło tak, że po porannym załatwianiu spraw po obiedzie walnąłem się spać i obudził mnie dopiero o 17:00 telefon od dyspozytora z "radosną" nowiną, że jutro walczę z pociągami do Jelcza-Laskowic w pojedynkę. Delikatnie rozdrażniony, przebrałem się w świeżo wyprany (z myślą o niedoszłym dziś dłuższym wypadzie) strój, wziąłem nieużywaną od listopadowego startu w Tropicielu lampkę czołówkę i pojechałem pokręcić po legnickim Lasku Złotoryjskim. Jakkolwiek bowiem są tacy, którzy w okresie roztopów unikają terenu jak ognia, mnie większą frajdę sprawia - od czasu do czasu - użycie roweru górskiego zgodnie z przeznaczeniem.
W części lasku od strony schroniska niespodzianka. Na drzewach, na trasie dawnej pętli XC jakieś świeże kropki i białe malowidła "4", "3", a nieopodal polany "1 km". Kto wie, co jest grane? :)