Lasek Złotoryjski po zmroku

Piątek, 24 lutego 2012 · Komentarze(1)
Od wczoraj odgrażałem się, że wobec zapowiadanych na dziś +11*C (pierwsze plus dziesięć w tym roku) i dnia wolnego, zrobię z roweru użytek.

Wyszło tak, że po porannym załatwianiu spraw po obiedzie walnąłem się spać i obudził mnie dopiero o 17:00 telefon od dyspozytora z "radosną" nowiną, że jutro walczę z pociągami do Jelcza-Laskowic w pojedynkę. Delikatnie rozdrażniony, przebrałem się w świeżo wyprany (z myślą o niedoszłym dziś dłuższym wypadzie) strój, wziąłem nieużywaną od listopadowego startu w Tropicielu lampkę czołówkę i pojechałem pokręcić po legnickim Lasku Złotoryjskim. Jakkolwiek bowiem są tacy, którzy w okresie roztopów unikają terenu jak ognia, mnie większą frajdę sprawia - od czasu do czasu - użycie roweru górskiego zgodnie z przeznaczeniem.

W części lasku od strony schroniska niespodzianka. Na drzewach, na trasie dawnej pętli XC jakieś świeże kropki i białe malowidła "4", "3", a nieopodal polany "1 km". Kto wie, co jest grane? :)

Komentarze (1)

Ja uwielbiam teren - niezależnie od panujących warunków. Asfalt mnie nuży.
Ale ostatnio miałem już lekko dość (i opony mam do bani...), nie terenu, ale tego co się wiąże z jazdą w takich warunkach: po każdym wypadzie wszystkie ciuchy do prania, z rowerem na myjnię, później w domu na sucho, WD na łańcuch, wytrzeć łańcuch, nasmarować, wytrzeć... Jak już ciuchy wyschną, rower stoi wypucowany, to można wyjść na 2h (przy temperaturach które były do niedawna) i cała "procedura" do powtórki... I wtedy zaczynam się zastanawiać, iść czy nie iść... ;)
A nie zajmij się bajkiem, to Feltka zgodnie z obecną modą, od razu na rudo się farbuje... xD
Ale slicki są u mnie tylko gościnnie ;)

jarekkar 23:03 piątek, 24 lutego 2012
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!