Podsumowanie 2011
2855 kilometrów z niewielkim hakiem - tyle udało się przejechać w 2011 r. To pewnie mało w porównaniu z poprzednimi latami. Jednak to wypadkowa moich chęci i możliwości. Z roku na rok odczuwam, że coraz dalej od szczenięcych lat, kiedy można było sobie pozwolić na długie przejażdżki, a później treningi, dzień w dzień...
W mijającym roku zaczęło się nieśmiało, od pojedynczych zimowych i wczesnowiosennych przejażdżek, gdy tylko pogoda dopisywała. Spora w tym "zasługa" kryzysu i mniejszej niż zwykle liczby zleceń w dotychczasowej pracy, z którą zamierzałem rozstać się już na początku roku, wysyłając zawczasu tu i ówdzie swoje aplikacje. Ostatecznie, wytrzymałem (ekonomicznie) w starej firmie do czerwca, po czym powróciłem do pracy w legnickim Decathlonie, gdzie zaczynałem karierę pod koniec 2009 r. To zajęcie "rozkręciło" mnie na dobre niemal codziennymi dojazdami do i z pracy. Kondycja i ciepłe lato pozwoliły na coraz dalsze wycieczki, najlepsze jednak przyszło jesienią.
17 września 2011 po raz pierwszy od 2 lat wystartowałem w zawodach rowerowych w Białym Kościele k.Strzelina. Choć to bodaj najłatwiejszy maraton MTB na Dolnym Śląsku, start w nim i zadowalający wynik sprawił mi wiele frajdy i - przede wszystkim - naładował "akumulator" pozwalający cieszyć się rowerowaniem przez niemal dwa miesiące. Jesienny urlop w drugiej połowie października, a później listopadowe dni wolne spędziłem na efektywnej eksploracji Parku Krajobrazowego Chełmy oraz Gór i Pogórza Kaczawskiego. Pierwszy raz od lat na wycieczki "na luzie" zabierałem ze sobą aparat fotograficzny, więc po tej wyjątkowo odprężającej jesieni pozostaną mi nie tylko wspomnienia. 19 listopada, jak się okazało, właściwie zakończyłem sezon wycieczkowy startem w Tropicielu, bowiem grudniowe przeziębienie i dość długotrwała infekcja gardła, a później zwykła zapobiegawczość zmusiły mnie do odstawienia roweru na balkon, którego pewnie prędko nie opuści.
Jaki będzie przyszły rok? Na dobrą sprawę, nie wiem.
Pod koniec grudnia jedna z moich wysłanych w styczniu(!) aplikacji została odkopana w dziale kadr pewnej stabilnej firmy, dzięki czemu od nowego roku zmieniam miejsce zatrudnienia. Praca jest dość absorbująca: system 12h pracy - 24h wolnego - 12h pracy - 48h wolnego. O ile wolny czas to nie problem, nie wiem, na ile starczy mi sił i ochoty na kręcenie. Przez specyfikę pracy, odpadną codzienne rowerowe dojazdy. Ambitny plan zorganizowania w Legnicy wyścigu też, jak się niedawno okazało, z kilku różnych przyczyn, musi poczekać.
Krótko mówiąc, czas pokaże, co dalej.
Życzę wszystkim bikestatsowiczom - szczególnie tym, których miałem okazję poznać w tym roku osobiście (a trochę Was było) -
rowerowego nowego roku
;-)