Opóźnił się mój powrót z pracy i nie zdążyłem na wycieczkę z legnicką ferajną. Jako, że "napaliłem" się dziś na wycieczkę rowerową, zastępczo wybrałem się z Damianem naszą starą jak świat trasą do Lubina. W drodze powrotnej zmarzłem, temperatura nieźle spadła.
Dziś mimo słoneczka, pięknej widoczności na Pogórzu i osiemnastu stopni na termometrze nie raczyłem wychylić się z domu, dzień spędzając na tapczanie w swoich czterech ścianach. Wot, taka alternatywna w moim wypadku forma spędzenia wolnego dnia po trzydniowym turnusie wzbogaconym o dodatkowy hard dzień w pracy - z chęci zysku. Około dwudziestej poczułem jednak, że jestem zbyt wypoczęty by wstać o północy. Po krótkim rozciąganiu i krótkiej rozgrzewce ruszyłem więc na... krótkie i bardzo szybkie kółko po Legnicy - tak szybkie jak tylko dałem radę. Płonące płuca, ogień w łydkach, mokra czupryna po zdjęciu kasku, kołatające serce... tak, o to chodziło. Teraz problemów z zaśnięciem nie będzie!
Dzisiejszy podwieczorek przekąsiłem nad Słupem. Dojazd tam przez Babin i Winnicę, powrót przez Warmątowice i Kościelec. Do dłuższej trasy zniechęciła mnie, mimo ciepełka (+17*C!) wszechobecna szarówka.
Wyjazd na laski. A dokładniej: 20 kilometrów bez asfaltu po legnickich laskach, Złotoryjskim i Strefie Ochronnej Huty.
W drodze do domu, tuż za mostkiem w parku, dojrzałem z oddali śmiałka, który mimo 10*C kręcił żwawym tempem w krótkich portkach. Rzecz niegodziwa spacerować sobie Cannonem, gdy makro zasuwa trzydziestką przez Bielany - tak włączył się u mnie rywalizator. Skutek: ściganko z posiadaczem niebieskiego makrokesza (bodaj Villy) od Kaczawy aż pod sam blok. Wygrane, z pięknym startem ze świateł i długim ale minimalnym prowadzeniem aż od Rzeczypospolitej, przy prędkościach rzędu 40-44 km/h. Z tego rozpędu wyłączyłem chyba myślenie i pod samą bramą fachowo wyhamowałem - dopiero po chwili zaskakując, że miałem jeszcze pojechać na myjnię! W tym czasie "rywal" z nieukrywanym zadowoleniem zdążył mnie "objechać", sądząc pewnie że zatrzymałem się ze zmęczenia. Nic z tych rzeczy, obiecuję zemstę. Nu, pagadi! (-;
kol(ej)arz ;-))
2007 - powrót na rower po 15 latach przerwy.
2008 - pierwszy wyścig, dołączenie do MTB Votum Team Wrocław
2009 - 7 Bike Maratonów na koncie, maraton w Lubinie, no i ukończona na 11 miejscu etapówka :)
2010 - sezon przerwała nieoczekiwana zmiana sytuacji życiowej i dość absorbująca praca. Koniec ścigania
2011 - mała stabilizacja i powrót na rower, pierwszy wyścig po przerwie
2012 - rok "turystyczny", na początku oczekiwana zmiana miejsca pracy, na końcu - równie oczekiwane przeniesienie służbowe i przeprowadzka do Kłodzka :)
2013 - "zadomowienie" w Kotlinie Kłodzkiej, parę ciekawych wycieczek
2014 - rok praktycznie bez roweru
2015 - powrót już chyba na dobre do Wrocławia, kolejny powrót na rower!
Bikestats towarzyszy mnie od pierwszej "współczesnej" jazdy 22.07.2007.
pole rażenia: http://zaliczgmine.pl/users/view/1102