Trasa jak na mnie sztampowa (choć w odwrotną stronę niż zazwyczaj), ale okoliczności nie do końca. Powiedzmy bowiem, że udało mnie się zmobilizować i wyjechać o 4 rano. Legnica o tej porze robi kapitalne wrażenie, szczególnie zaś widok na oświetloną hutę z górki w Babinie - polecam tym, którzy lubią industrial oraz dysponują dobrym sprzętem fotograficznym i nie wahają się go użyć. Z innych ciekawostek: samochodów na całej trasie, nie licząc wjazdu do Legnicy, nie spotkałem nawet dziesięciu, za to kolarza zjeżdżającego z Kapelli przez Podgórki o 6 rano to i owszem. Krajobrazu nie mam zamiaru opisywać - jest nas, legniczan, na bikestats już tylu i tyyyyle zjeździliśmy, że okolica została już wyczerpująco opisana.
Swój wycieczkotrening skończyłem o 9:30, a dzięki małemu kółku przez masyw Wilczej Góry dobiłem do chyba pierwszej w tym roku setki. Poszło gładko, choć nie powiem, bym teraz (w chwili pisania 10:50) czuł się rewelacyjnie. Najwyższy czas się zdrzemnąć po nieprzespanej nocce - sprawczyni tego wyjazdu :)
Korzystając z wolnego czasu, idealnej pogody na rower (nie za zimno, nie za ciepło), a zasadniczo chcąc zrelaksować się po dwudniowym przesiadywaniu na konferencji transportu drogowego postanowiłem wybrać się w jakąś niebanalną trasę.
Nie ukrywam przy tym, że ów niebanalność to pewnie efekt lektury relacji z niedawnych wyczynów Wiktora i Bartka. Autorzy wspomnianych bikelogów niech przyjmą więc do wiadomości, że ich skrzętne notowanie odnosi naprawdę pożyteczny skutek - mobilizuje do działania!
Siedząc jeszcze przed komputerem i świeżo po lekturze bikelogów znajomych planując dość spontaniczny wyjazd, początkowo na celownik obrałem Bogaczów - i jak się okazało rzeczywiście, przez Bogaczów... wracałem. Mimo tego, że nie jeżdżę już tak często jak kiedyś, ambicja dała bowiem o sobie znać i uparłem się sforsować mój ulubiony podjazd z miejscowości Lubiechowa na Krośśnicką... ekhm, rzecz jasna, Chrośnicką Przełęcz. Pamiętałem go dobrze z ubiegłorocznego rekonesansu. Klimatyczny, bez towarzystwa aut i już nie tak oklepany jak podlegnicki Stanisławów. Idealny wybór na sobotnie popołudnie.
Pierwszym przystankiem na trasie okazał się być, jak za starych dobrych czasów pomieszkiwania na Powstańców, gdy niekiedy zabrakło izotonika w proszku, kiosk spożywczy w bloku na Mickiewicza 30. Z premedytacją reklamuję z tego miejsca ów przybytek handlu - dobrze zaopatrzony, czynny w piątek, świątek i niedzielę, a przede wszystkim dostępny z okienka dla rowerzysty. Niestety tego dnia ów zaopatrzenie nieco zawiodło, bowiem zabrakło czegokolwiek izotonicznego - może ze względu na porę, odjeżdżałem stamtąd o 16:10. Zadowoliłem się jednak dwoma półlitrówkami czystej (wody mineralnej), co w sumie okazało się może lepszym pomysłem.
Kolejnych przystanków po drodze zasadniczo nie było, jeśli nie liczyć świateł na krzyżówce z Rataja w Legnicy i dwóch, dosłownie kilkudziesięciosekundowych zatrzymań na wykonanie zdjęcia na drodze do Świerzawy i przed Lubiechową. Bardzo mnie to zdziwiło, wynika bowiem (w połączeniu z tym, że tak po powrocie, jak i teraz, pisząc te słowa, w niedzielę o 6:26 nie odczuwam żadnych dolegliwości) że moja wytrzymałość, ogniś mój największy atut w MTB, nie poszła w las wraz z doczesnym zakończeniem ścigania po BM Wrocław w kwietniu 2010. Nie jest to jeszcze na pewno forma na miarę kolarza górskiego. Świadczy jednak o tym, że mogę już pojechać i podjechać gdzie chcę, a to już coś. Odnośnie "podjechać" - kolejnym zaskoczeniem tej wycieczki było, że w ubiegłym roku mimo pozornie jeszcze "kolarskiej" formy nie byłem w stanie podjechać "czerwonych" odcinków na wykresie [url=http://www.genetyk.com/podjazdy/widok1.html]z bazy podjazdów Michała Książkiewicza[url], bez problemów. Teraz udało się pokonać cały podjazd płynnie, przestawiając w kluczowym momencie przełożenie na 2x1 i forsując podjazd przez ostatnie 3 minuty na stojąco - co też mnie specjalnie nie zmęczyło i odbieram jako kolejny dobry znak.
Ponieważ gdy byłem na Przełęczy minęła 18:30, uznałem, iż czas wracać i wyłącznie dlatego nie pofatygowałem się na Przełęcz Widok, czyli znaną i lubianą Kapellę. Mam jednak zamiar uczynić to w jeden z kolejnych weekendów i, zapewne, to uczynię.
W drodze powrotnej zaskoczyła mnie miejscowość Chrośnice. Do mojej ostatniej wizyty niemal zdemolowana, z pozostałościami po wykopach, gruntową drogą przez środek wsi i zdezelowanym dojazdem do Bogaczowa, dziś wyposażona w porządną jezdnię wraz z dojazdem, gustowne chodniki, a nawet - rzadkość na wsi, szczególnie małej - sporo wymalowanych, oznakowanych przejść dla pieszych. Naprawa jezdni, czy właściwie jej odbudowa od podstaw, na pewno ułatwiła dojazd na bogaczowski podjazd w kierunku Pomocnych użytkownikom cienkich opon. Teraz do kompletu przydałaby się naprawa nawierzchni na podjeździe, która z roku na rok popada w coraz większą ruinę.
Jak zwykle pozdrawiam wytrwałych, którym chce się czytać moje wynaturzone, potwornie długie opisy byle wycieczek. A w szczególności wymienionych w tekście, poniekąd "sprawców" mojej sobotniej "niemalsetki".
Pojechałem szukać wraku ogórka (Jelcza RTO) na jednej z działek nad kąpieliskiem w Rokitkach. Wygląda na to, że się spóźniłem i właściciel pozbył się go z posesji. 13:00 - 16:15
Pod wieczór na Bydgoską, sprawdzić, jak idą prace.
Nie jest najgorzej - na odcinku od Szczytnickiej do WORD wszystko wydaje się być gotowe na wylanie asfaltu. Na drugim etapie - od Lubińskiej do Toruńskiej - przełożono już instalacje, widać podbudowę, stoją nowe latarnie.
W drodze powrotnej, na Torowej zauważyłem pierwszy samochód na legnickich "żółtych tablicach" - zabytkowego, seledynowego... malucha :D
Jeszcze w styczniu prognoza długoterminowa zapowiadała na kwiecień "prawdziwą eksplozję wiosny". O eksplozji wolnego czasu na regularną jazdę nikt nie wspominał, niestety...
Nie znaczy to jednak, że w wolnej, pogodnej chwili stronię od roweru. Co to to nie. Dziś np., postanowiłem na dobry początek wybrać się po okolicznych równinach, zataczając pętlę wokół Prochowic, namawiając do tego samego Damiana. Namowa była skuteczna i o 12:15 ruszyliśmy przed siebie z krzyżówki Piłsudskiego z Heweliusza.
Co warte odnotowania, polepsza się nieco jakość odwiecznie zrujnowanych dróg. Za Kunicami w kierunku Jaśkowic, wokół Kawic, w Kwiatkowicach i między Szczytnikami a Bieniowicami pojawiły się długie odcinki gładkiego jak stół asfaltu. Gorzej, że inne wyglądają teraz wprost katastrofalnie. Dość wspomnieć o szosie w Gromadzyniu, czy w Lisowicach przy fermach. Wiele wskazuje jednak na to, że i tam pojawi się lepsza nawierzchnia. Bądźmy dobrej myśli.
Generalnie, pośród przedświątecznych przygotowań, sporo narodu znalazło dziś czas na rower. Co chwilę kogoś mijaliśmy. I bardzo dobrze!
kol(ej)arz ;-))
2007 - powrót na rower po 15 latach przerwy.
2008 - pierwszy wyścig, dołączenie do MTB Votum Team Wrocław
2009 - 7 Bike Maratonów na koncie, maraton w Lubinie, no i ukończona na 11 miejscu etapówka :)
2010 - sezon przerwała nieoczekiwana zmiana sytuacji życiowej i dość absorbująca praca. Koniec ścigania
2011 - mała stabilizacja i powrót na rower, pierwszy wyścig po przerwie
2012 - rok "turystyczny", na początku oczekiwana zmiana miejsca pracy, na końcu - równie oczekiwane przeniesienie służbowe i przeprowadzka do Kłodzka :)
2013 - "zadomowienie" w Kotlinie Kłodzkiej, parę ciekawych wycieczek
2014 - rok praktycznie bez roweru
2015 - powrót już chyba na dobre do Wrocławia, kolejny powrót na rower!
Bikestats towarzyszy mnie od pierwszej "współczesnej" jazdy 22.07.2007.
pole rażenia: http://zaliczgmine.pl/users/view/1102