Aktywność zdecydowanie nierowerowa. Jednak skoro bikestats służy również jako dziennik treningowy (czego do końca nie widzicie - nie wyświetlam bowiem wpisywanych w system danych z pulsometru), wpis się należy.
Z bieganiem miałem dotąd styczność podczas klubowych zgrupowań i, rzadko, podczas nudnych jesienno-zimowych treningów. Dziś w ramach próbowania czegoś nowego zdecydowałem się, jakże patriotycznie ;), na start w legnickim Biegu Niepodległości na dystansie blisko 6 km. Impreza okazała się mieć klimat - przyjemnie biegnie się zrekonstruowanymi uliczkami legnickiej starówki i Rynku wieczorową porą. Zaprzyjaźnieni fotoreporterzy z Gazety Wrocławskiej i Portalu Lca.pl nie zawiedli, zarówno dopingiem jak i rzetelną pracą.
Seria edukacyjna: tak wygląda kolarz przed... ...w trakcie... ... i na końcu zawodów biegowych ;) wszystkie zdjęcia: (c) fot. Wojciech Obremski - Gazeta Legnicka/Portal Lca.pl
Dokumentacyjnie: numer startowy 274
kategoria M1 miejsce 15. (na 25 w kat.) V avg = 14.41km/h (min 10.13, max 20.56 km/h) 00:22:54 (min 00:16:03, max 00:32:35) strata do zwycięzcy 00:06:51, do osoby przede mną 00:00:02
klasyfikacja OPEN miejsce 48. (na 96. startujących)
Rekonesansu ciąg dalszy. Dziś z braku czasu skromnie - dojazd w 100% terenem (z przecięciem Raczkowej i DK3) z Bartoszowa do Kościelca. Szlak żółty i "św.Jakuba".
---
Z rzeczy nieco bardziej odległych czasowo (ale tylko nieco): kusi mnie na wyjazd na Tropiciela.
Plusy: + wolny piątek (od 15:00) i cała sobota i cała niedziela, + lokalizacja: Oborniki Śląskie - rejony mniej-więcej znane, + dostępność bazy wypadowej dzięki rodzinnej gościnie (ewentualnie złożę się na pół na paliwo z i do Legnicy) , + dobre godziny (6:00 - 12:00, dobre, o ile nie będzie zarrrąbistej mgły), + zapowiadana dobra pogoda + wypada być, imprezę sponsoruje mój pracodawca (;
minusy: - brak osoby do obowiązkowej, dwuosobowej drużyny
Korzystając z pogody i zamówionych w listopadowym grafiku w pracy wolnych weekendów, posiadacz czarnego cannona nadal grasuje po Pogórzu Kaczawskim.
Na cel dzisiejszego wypadu obrałem z jednej strony okolice Stanisławowa i Leszczyny, gdzie postanowiłem przejrzeć choć część gęstej sieci szlaków, z drugiej zaś - rejon Myśliborza.
Wycieczkę zacząłem od rozgrzewki w Lasku Złotoryjskim. Nie stwierdziwszy w nim obecności amatorów ostrej jazdy po jesiennych liściach, przez las huty, szumnie zwany Płaskowyż Janowicki, Krajów i Łaźniki dojechałem do pierwszej nieobadanej drogi. Szeroki szuter od Łaźnik, na mapach oznakowany na równi z zarośniętymi ścieżynkami, pozwala komfortowo przebić się do Sichowa.
Chcąc kontynuować jazdę terenem, na końcu szutru trzeba odbić w lewo, a za tablicą "Sichów" - ostro w prawo na niebieski szlak. Przebieg szlaku jest dość jasny do skrzyżowania z, uwaga, nieobecnym na żadnych mapach (chyba że tegorocznej z Planu, której jeszcze nie mam) dobrze oznakowanym w terenie szlakiem czarnym. Dalej, za sprawą zaoranych pól i szlaków, jeszcze w miarę znośną drogą dojechałem do Leszczyny. A raczej na tyły wsi, drogi bowiem kończyły się zabudowaniami. Pozamykanymi, rzecz jasna. Pozwolę sobie pominąć okoliczności, w jakich wydostałem się na drogę. W każdym razie, gospodarz niczego nie zauważył, a niewielki pies, na pierwszy rzut oka gotów mnie pożreć, okazał się jedynie mocny w szczekaniu.
Z Leszczyny wybrałem alternatywną drogę na Rosochę - czerwony szlak pieszy. Początkowo to ubity, twardy, miejscami kręty i pochyły dukt do byłego dworu i leśnego miejsca odpoczynku, dalej zaś poezja: piękny długi, wymagający siły i odrobinę techniki (korzenie i odłamki bazaltowe) podjazd. Przyznam, że nie cały podjechałem, w czym przeszkodziła mnie nie tyle kondycja, z którą jest u mnie w miarę ok, ale zalepione polnym błotem opony, które zwyczajnie ślizgały się na liściach przy próbie ostrego podjazdu.
Od Stanisławowa pojechałem do wsi Pomocne, z której obok Czartowskiej skały wyleciałem na krzyżówkę z drogą wojewódzką. Pojechałem prosto skrajem lasu, terenowym czerwonym szlakiem rowerowym, który okazał się przyjemniejszy niż wskazywałaby na to mapa. Zjazd z Myślinowa znów minął szybko, mimo to pod Myśliborzem zatrzymałem się na chwilę. Wpadł mnie w oko ciekawy, moim zdaniem, kadr wjazdu do miejscowości z górą Skałki (316 m n.p.m.) w tle:
Do Myśliborza zawitałem by rozprawić się z frapującym mnie tematem odnalezienia jedynego w byłym województwie legnickim, wytyczonego już w 1994 roku szlaku rowerowego MTB. Trasę wzmiankują wszystkie przewodniki po tych rejonach, często podkreślając jej trudny profil. Ostatnio wydawało mnie się, że odnalazłem pętlę. Niedawne sprawdzenie w legnickiej Ekobibliotece mapki PK Chełmy z 1995 r., na której szlak jeszcze był, wyprowadziło mnie z błędu - w terenie odnalazłem tylko jej część.
Wiedząc już, gdzie się kierować, odbiłem za myśliborskim schroniskiem w mało zauważalny zjazd na dróżkę, teoretycznie prowadzącą do wsi Kobylica. Wzdłuż dróżki stoi kilka dość nowych (na pewno nie starszych niż 10-letnie) domków, za którymi dróżka zmienia się w gęsty trawnik. Wobec tego postanowiłem sprawdzić drugi, nieobjechany ostatnio odcinek. Przy wjeździe na Słoneczną Polanę spotkała mnie niespodzianka:
Jesień odkryła schowany wcześniej w zieleni zachowany znak początku szlaku, z naniesionym kilometrem "0". Muszę przyznać, że oznakowanie choć nieprzepisowe, musiało być solidne.
Po zapamiętanej z bibliotecznej mapy trasie szlaku, pojechałem nią. Po czterech kilometrach jazdy praktycznie po prostej, w pobliżu zejścia ze szlaku do wąwozu, odbiłem na skrzyżowanie leśnej ścieżki z drogą z Myślinowa, którędy to biegł wcześniej szlak rowerowy. Skręciłem w lewo, w kierunku drogi Myślinów - Nowa Wieś Wielka. Odcinek okazał się nieprzejezdny: ktoś naprawdę solidnie zniszczył drogę ciężkimi maszynami rolniczymi. Zawróciłem, mijając celowo skrzyżowanie i dojeżdżając pod sam Myślinów. I tu przykra niespodzianka. Znów powtórzyła się sytuacja z Leszczyny, tu o tyle kuriozalna, że jechałem porządną, niegdyś (według map do dziś) "dostępną" z szosy myślinowskiej kamienną drogą! Mianowicie, droga wpadła w zamkniętą prywatną posesję. Zamkniętą znów w taki sposób jak w Leszczynie: bez żadnego płotu dokoła gospodarstwa, który można by obejść, a z jedną "ścianą" płotu z zamkniętą bramą: przy szosie głównej.
Nie pozostało mnie nic innego, jak wracać pod górę na drogę, którą przyjechałem. W wąwóz, nauczony zeszłoweekendowym doświadczeniem i ilością aut postawionych na parkingu na polanie, wolałem rowerem się nie zapuszczać. Spróbuję jeszcze objechać szlak MTB, gdy grząska ziemia najprawdopodobniej wyschnie. Póki co, cieszę się z wytyczenia 30 października innej, chyba nawet nieco lepszej pętli przez Jakuszową i wąwóz.
Do Legnicy dojechałem asfaltami, pierwszy raz jadąc nową drogą lokalną z Męcinki do Chroślic. Na zjeździe z Chroślic do Słupa udało mnie się rozpędzić rower do 60,2 km/h, co - jak dla mnie - jest osiągiem naprawdę budującym.
Część pierwsza: z domu do pracy, z pracy do banku, z banku do domu.
Część druga: z domu do biura w centurm i z powrotem. Po drodze, od Piłsudskiego do Witelona ścigałem się z również jadącym "po cywilu" posiadaczem białego Krossa A2. Tyle już tych Krossów się w Legnicy namnożyło, że nawet nie próbuję zgadywać, z kim ;)
kol(ej)arz ;-))
2007 - powrót na rower po 15 latach przerwy.
2008 - pierwszy wyścig, dołączenie do MTB Votum Team Wrocław
2009 - 7 Bike Maratonów na koncie, maraton w Lubinie, no i ukończona na 11 miejscu etapówka :)
2010 - sezon przerwała nieoczekiwana zmiana sytuacji życiowej i dość absorbująca praca. Koniec ścigania
2011 - mała stabilizacja i powrót na rower, pierwszy wyścig po przerwie
2012 - rok "turystyczny", na początku oczekiwana zmiana miejsca pracy, na końcu - równie oczekiwane przeniesienie służbowe i przeprowadzka do Kłodzka :)
2013 - "zadomowienie" w Kotlinie Kłodzkiej, parę ciekawych wycieczek
2014 - rok praktycznie bez roweru
2015 - powrót już chyba na dobre do Wrocławia, kolejny powrót na rower!
Bikestats towarzyszy mnie od pierwszej "współczesnej" jazdy 22.07.2007.
pole rażenia: http://zaliczgmine.pl/users/view/1102