Wpisy archiwalne w kategorii

~ w towarzystwie

Dystans całkowity:7122.32 km (w terenie 963.78 km; 13.53%)
Czas w ruchu:373:35
Średnia prędkość:19.45 km/h
Maksymalna prędkość:59.20 km/h
Suma podjazdów:1200 m
Maks. tętno maksymalne:196 (100 %)
Maks. tętno średnie:168 (85 %)
Suma kalorii:44914 kcal
Liczba aktywności:155
Średnio na aktywność:48.12 km i 2h 25m
Więcej statystyk

Ostatni raz VI LO. I Miłkowice.

Czwartek, 15 maja 2008 · Komentarze(0)
Ok. 17 do szkoły zapoznać się z wynikam ustnej matury z polskiego. 100% :D Później zaś wieczorem z Damianem pod miasto. Miał być Chojnów, przez niepewną pogodę skończyło się na podmiłkowickich polach i wiadukcie.

Grody Piastowskie 2008

Środa, 7 maja 2008 · Komentarze(0)
Grody Piastowskie 2008


Włóczęga z Damianem po centrum w rejonie rozgrywania wyścigu szosowego. Niby kryterium nocne, choć chyba tylko z nazwy (start godz. 19:05 - 20 okrążeń po 1,6 km). Powrót tzw. starą częścią miasta (Lotnicza, Hutników itd.)

Notka na lca.pl

Zdjęcia ostrością nie grzeszą, ale są. Może kiedyś wrzucę ;-)

Rajd "Komunikacji" - PK Chełmy

Sobota, 3 maja 2008 · Komentarze(5)
Wyprawa w Chełmy, czyli majówka na rowerze

Dla tych, co nie lubią czytać - od razu trasa: Legnica - DW364 - Wilczyce - Krotoszyce - Krajów - Winnica - Słup - Chroślice - Bogaczów - Pomocne - Stanisławów - lasy :) - Sichów - Sichówek - Krajów - Janowice Duże - Kozice - Babin - Legnica.

Dla pozostałych - nieco obszerniejsza relacja:

===

Trudno sobie wyobrazić początek maja w koleżeńskiej paczce Morpheo i spółki inaczej, niż bez wypadu w nasze południowe strony - rejon Przedgórza Sudeckiego. W ubiegłym roku, choć nierowerowo, pokonaliśmy trasę z Brachowa przez Słup, Winnicę, Sichówek, Krajów, Święciany i Dunino do Szymanowic. Nie inaczej pod względem wyprawy było i w tym roku, choć z zasadniczą różnicą. Tym razem w ruch poszły rowery.



Pierwotnie przewidywaliśmy wyjazd w Święto Pracy, jednak przez pogodę wypad przełożyliśmy na dziś (3 maja). Zmienił się również park maszynowy imprezy ;) (mój rower zastąpił pożyczony na dziś od Damiana kilkuletni Magnum) oraz miejsce startu - zamiast sprzed pomnika wdzięczności dla Armii Radzieckiej, czy jak kto woli placu Słowiańskiego, wystartowaliśmy z Chojnowskiej. Prognoza ICM nie mówiła zbyt wiele - "na troje babka wróżyła" - raz słońce, raz chmury, raz przelotny deszcz... Tak też było, choć za sprawą dość wysokiej temperatury (z 15 st.), słabego wiatru i krótkotrwałych opadów (z godzinę) na pogodę narzekać nie mogliśmy.

Od Damiana wyruszyliśmy po 9. przez Żołnierską i Asnyka, następnie drogą pieszo-rowerową wzdłuż ul.Złotoryjskiej wyjechaliśmy z miasta. Wzięto się ostatnio za tą ścieżkę - na odcinku od Kilińskiego do Ronda UE miasto wykarczowało mocno ograniczające powierzchnię krzaki, od ronda do huty "kombinat" wysypał nowy żwir. Szkoda, że nie myśli się o przedłużeniu trasy do granicy miasta, bo powstałby tak całkiem bezpieczny wyjazd z Legnicy w kierunku Złotoryi. Póki co od parkingu na wysokości "Legmetu" posiadacze jedynie słusznych dwóch kółek muszą przedzierać się wespół z blachosmrodami drogą wojewódzką. Tak, jak my dzisiaj. DW364 dojechaliśmy do murowanego przystanku przed węzłem z A4, za którym odbiliśmy na Wilczyce. Ładne widoki tylko zachęcały do dalszej jazdy. Przerwaliśmy ją na chwilę w Krotoszycach - okazją był sklep. Za sprawą nowych regulacji prawnych łatwiej w święto znaleźć otwarty sklep na wsi (tu nawet trzy), niż w mieście. Skorzystaliśmy więc z ów przybytku kapitalizmu i wzbogaceni o "śniadanie" ruszyliśmy przez Krajów i malowniczo położoną na wzniesieniach Winnicę do miejscowości Słup. Po rundzie honorowej po koronie betonowej tamy na Nysie Szalonej z 1974 r. tuż za wyjazdem ze wsi urządziliśmy sobie pierwszą przerwę posiłkową.

Po półgodzinnym leniuchowaniu, nie niepokojonym niczym poza krążącą tam i z powrotem policyjną Skodą Octavią (aż dziw, że nie mają już "poldka") ruszyliśmy pod górę w kierunku Chroślic. Po chwili wysiłek, jak zawsze, wynagrodzony został pięknym, równie widokowym jak w Wilczycach zjazdem. Dalej zaś, po przecięciu prosto DW363, za ostatnimi domami we wsi czekała nas prawdziwa "gratka" - coś dla niezdecydowanych pomiędzy wyborem drogi gruntowej a asfaltu. Doszczętnie zniszczona przez czas asfaltówka, wraz z równie starymi jak ona znakami drogowymi może doskonale służyć jako pokazówka dla gminnych decydentów, że po wybudowaniu drogi nie można zapominać o niej na 40 lat.


(Chroślice)

Niemałe zaskoczenie spotkało nas za Bogaczowem, stanowiącego swoistą "bramę" naszego celu podróży - Parku Krajobrazowego "Chełmy". Dojeżdżając do stawu zaniepokoiła nas grupa młodzieży, samochodów itd. ustawionych wzdłuż drogi. Całe zamieszanie wyjaśniło się już po chwili - zatrzymał nas pracownik Statoila, który oznajmił, że na razie szosą nie pojedziemy, na trasie Sichów-Bogaczów Dytko Team testuje bowiem nowego Lancera. Udało się nawet jakoś uwiecznić ów puszkę ;-)


(Bogaczów; nowe auto Dytko Team'u)

Po 20. minutach przymusowego postoju początek największej niespodzianki dzisiejszego dnia - niespodziewanej "czasówki" pod wzniesienie, które w planach przewidywaliśmy nawet pokonać w najgorszych momentach prowadząc rowery pod górę (wszak wypad miał mieć charakter czysto turystyczny). Nic z tego - po twierdzącej odpowiedzi na pytanie, czy jeździmy dość dobrze, odwrotu nie było - mamy kilkanaście minut na dojazd do Sichowa :P Co istotne - bez żadnych przerw. Kilka sekund uporządkowania, pakowania "biwaku" i jazda. Za nieustanne 15 km/h pod niemały, wcale niekrótki podjazd i zaliczenie aż 4 z 5 checkpointów na trasie (na którym co rusz zabezpieczający trasę recytowali "rowerzyści przejechali"). przy czwartym, 500 m od końca wymiękliśmy i przeczekaliśmy następne kółeczko rajdowców. Odbiliśmy to sobie kolejnym pięknym zjazdem z podnóża góry Górzec (445 m. n.p.m.), na którym nasza prędkość dochodziła do 50 km/h i kolejną półgodzinną przerwą na pierwszym przystanku PKS we wsi Pomocne. Swoją drogą, znów potwierdza się, że dobrze utrzymane przystanki PKS stanowią ważny element infrastruktury turystycznej w gminach ;-)


(Pomocne)

Najlepsze było dopiero przed nami. Od skrzyżowania "głównej" szosy z drogą do Muchowa, gdzie wjechaliśmy na fragment europejskiego szlaku ER-4 ruszyliśmy prosto, w kierunku zachodnim, odbijając na północ przy drogowskazie "Stanisławów 3,5 km). W myśl zasady, że nie jesteśmy na treningu wytrzymałościowym, a typowo rekreacyjnej wycieczce pod miasto przez kilkaset metrów prowadziliśmy maszyny pod górę, po pokonaniu najstromszego odcinka podjechaliśmy zaś, wykorzystując następujące po sobie małe zjazdy i większe podjazdy. W końcu udało się - wjechaliśmy do najwyżej położonej wsi "Chełmów" - rozsianego po wzgórzach Stanisławowa, z którego widoki sięgają nawet położonej ok. 30 km stąd, ponad 350 m niżej Legnicy, a skąd można zjechać równie widokowym kilkukilometrowym asfaltowym zjazdem do miejscowości Sichów.


(Stanisławów, centralny punkt wsi)

Jako, że od Bogaczowa bez przerwy towarzyszyła nam prawdziwie majowa, słoneczna pogoda, po zjeździe na przystanek w centrum wsi naprzeciwko obelisku 800-lecia "tych ziem" zdecydowaliśmy się na odnalezienie budynku przedwojennego przekaźnika telegraficzno-radiowego. Tu w zasadzie zaczęła się część wypadu pt. Wielka Improwizacja. Pewnie dotarlibyśmy do popularnego "telegrafu", a więc jednocześnie Rosochę (464 m. n.p.m), gdyby nie to, że najpierw kierownikowi wyprawy (czyli skromnemu autorowi niniejszych wypocin :P) nie pasowała asfaltówka, na którą odbijał ER-4, następnie zaś zachciało się odbijać na niebieski szlak PTTK. Wyprowadzeni w las, błądziliśmy tam z godzinę, co chwilę ciesząc się z długich zjazdów na siodełkach swoich rumaków i prowadząc je pod górę, w przekonaniu, że w końcu dotrzemy na szczyt. Fakt faktem, jakiś bliżej nieokreślony leśny szczyt, wysokością zbliżony do Rosochy nawet zdobyliśmy, podobnie jak spory fragment niebieskiego szlaku turystycznego, który na końcowym odcinku za źródełkiem właściciel pola postanowił w tym roku... zaorać - celu jednak nie osiągnęliśmy. Zadowolenie kompanów z leśnej trasy tuż po wyjeździe z "Chełmów" wskazuje jednak, że nikt raczej nie był z tego powodu zbytnio obrażony - a wręcz przeciwnie.


(Tuż po wyjeździe z PK "Chełmy", widok w stronę Złotoryi)

Mniej wesoło było tuż za parkiem - po zaoraniu pola pozbawiony jakimś sposobem swojego dawnego biegu strumyk wylewa się na drogę, tworząc miejscowo coś w rodzaju płytkiej, szerokiej rzeki. Ani dla mnie, ani dla Wojtka większego problemu nie stanowiło ominięcie wody bokiem, czego nie można powiedzieć o Damianie, który był zmuszony pierwszy raz zmoczyć swojego nowego Treka :) Minęło kilka minut i po leśnej eskapadzie znaleźliśmy się w bliżej nieokreślonej wsi, gdzie prędko uciekliśmy pod metalową wiatę - ledwo wjechaliśmy na szosę, a majową, słoneczną aurę zastąpiła majowa, przelotna ulewa.

Po prawie godzinnym przesiadywaniu pod blachą, gdy deszcz ustąpił, ruszyliśmy w dalszą drogę. Wystarczyła chwila uważnej obserwacji numerów posesji, a nierozpoznana dotąd wieś okazała się być Sichowem. Pech chciał, że niebawem dogoniliśmy "idącą" w kierunku Legnicy chmurę. Przemoczeni do suchej nitki przez Sichówek z ponad trzydziestką na liczniku gnaliśmy do Krajewa, gdzie nie tylko nie padało, ale i wszystko wskazywało na to, że deszczu tu nie było. Zatrzymaliśmy się na chwilę i faktycznie - deszczowe chmury jakby obchodziły Legnicę i najbliższe okolice bokiem.

Za mostem na Nysie Szalonej odbiliśmy na dotąd znaną nam tylko z map ładną, gruntową drogę do Janowic Dużych. Przy polanie, zwanej jak głosi jeden z wielu w okolicy obelisków bitwy napoleońskiej z 1813 r. Płaskowyżem Janowickim urządziliśmy ostatni dziś odpoczynek. Chwila na zdjęcia, telefony do rodzin z zamówieniami odgrzania obiadu, podgrzania wody w bojlerze itp. ;) i czas na ostatni odcinek Janowice Duże - Babin. Następny z okolicznych pięknych zjazdów z widokiem na całą Legnicę, kostkowy podjazd na wiadukt na A4 i praktycznie jesteśmy w domu. Przez Nowodworską, Jaworzyńską i Obwodnicę, a następnie Złotoryjską i os.Białe Sady powracamy pod miejsce dzisiejszego startu, gdzie opuszcza nas Wojtek, a Damian i jego rowery wracają do siebie. Tym samym, kolejna już majówka z TMKM przeszła do historii.


(ekipa - od lewej: Damian, Wojtek i Morpheo :-) )

ps. Dane "licznikowe" pochodzą od jedynego posiadacza sprawnego licznika na dzisiejszej trasie - w zasadzie są ok, bo staraliśmy się jechać prawie równo.

Lubin. Coś się kończy, coś się zaczyna...

Sobota, 26 kwietnia 2008 · Komentarze(0)
Po wczorajszym, niezbyt przyjemnym dla naszej klasy ("podziękowania" dla wychowawczyni i dyrekcji) zakończeniu nauki w LO i dzisiejszym, porannym rozczarowaniu z pewnego powodu trzeba było się odstresować. Pogoda piękna, więc nie było nad czym się zastanawiać - rower pójdzie w ruch. Krótka wymiana zdań przez GG z Wojtkiem i znaliśmy już dzisiejszy cel - Lubin.

Ruszyliśmy o 12:00 sprzed bocznego wejścia na PKS. Wyjechaliśmy Leszczyńską, Poznańską i Rzeszotarską, dalej za Dobrzejowem las do samego tartaku w Lipinach. Po chwili zmieniliśmy nieco stałą trasę skręcając na dość klimatyczną asfaltówkę prowadzącą do Miłosnej, z której odbiliśmy na Małą Raszową. Dalej zaś standardowo - Raszowa, Pieszków, Osiek, Lubin. Co najważniejsze, cała trasa bez żadnych przerw :-)

Swoim starym zwyczajem na granicy miasta wyłączam licznik. Włączę go ponownie wyjeżdżając z miasta. Zanim to nastąpi, rower kumpla stuknie podczas przeprowadzania przez pasy jakiś blachosmród. Tylko na pierwszy rzut oka machinie nic się nie stało - przednie koło nieźle się wygięło. Na dodatek tuż za podlubińskimi działkami napęd mojego monstrum zaczął wydawać potworne dźwięki.

W Osieku chwila przerwy na oględziny i ustalenie planu powrotu - od Raszowej jedziemy główną drogą do Lipian, tam zaś odbijemy znów na asfalt w kierunku Miłosnej, na 1 skrzyżowaniu zaś skręcimy w prawo na stawy i las. Stamtąd do Miłogostowic i przez drogę obok ciepłowni i śmietniska wjedziemy do Legnicy. Tempo - na płaskim jak najszybciej, by maksymalnie wykorzystać zjazdy za Lubinem. Jedziemy bez przerw tak długo, jak się da.

Plan udało się zrealizować aż w nadmiarze - nie dość, że dojechaliśmy do Legnicy, to jeszcze nie zaliczyliśmy żadnej przerwy po drodze. Między innymi dlatego, mimo "technicznych" perypetii jestem zadowolony z dzisiejszego wypadu - całą trasę z Legnicy do Lubina i z Osieka (2 km od Lubina) do Legnicy po raz pierwszy pokonaliśmy bez przerw :-)

A mój makro-weteran? W domu po dokładnym obejrzeniu i próbach naprawy darowałem sobie grzebanie przy nim. Na dobre. Cały napęd, mimo w miarę regularnego utrzymywania w czystości, smarowania itp. pokazał dziś, że po przejechaniu prawie 3000 km umiera, poza tym cała reszta zmierza coraz szybciej w podobną stronę... Co dalej? Matury od 5 do 19 maja (mogę się w sumie cieszyć, że straciłem pożeracza czasu ;P), od 20 maja już zaklepana robota na budowie. Biorąc pod uwagę możliwość dodatkowego z racji wypadających na koniec maja urodzin pozostaje czekać na pierwszą wypłat.

PS. A znając życie, pewnie uda mi się wykombinować choćby wypożyczenie jakiegoś sprzętu na maj ;-)

Legnica

Środa, 23 kwietnia 2008 · Komentarze(0)
I znów stała trasa. Nawiasem mówiąc wątpie, by przed ostatnim egzaminem maturalnym chciało mi się szukać czegoś innego.

Najpierw po 12:00 przejechałem cały odcinek od centrum, przez zajezdnię, obwodnicę, "lasek B" do Kilińskiego. Rozregulowane siodełko zmusiło do kapitulacji, ale nie odpuściłem. Po 18:00 ruszyliśmy z Damianem na ponowny podbój trasy ochrzczonej mianem "szlaku Morpheo" - zaliczając ją na całej długości.

max - 47,3 z górki z budą gazowniczą w zachodniej części lasku

Legnica

Poniedziałek, 14 kwietnia 2008 · Komentarze(0)
Fatum:

* W drodze ze szkoły unicestwiłem licznik. Denat przeżył ok. 2500 km, wypadek na początku września, zjazd z Kapeli, a nie przeżył rutynowej jazdy. Bywa.

* Nie dostałem w bibliotece książki potrzebnej do prezentacji maturalnej, którą zamówiłem przed weekendem. Aby nie było, że co to ma wspólnego z rowerem - całe 2 km na darmo.

* Nowozakupiony następca dzisiejszego denata nie dał się dobrze wyregulować.

* Coś dawno żadna dętka ni opona nie szła. Do czasu - przy powtórce wczorajszej trasy z kumplem z przednim ogumieniem bezdętkowym znalazłem się na środku nieużytków nad obwodnicą.

* Na Chojnowskiej rozpieprzył się autobus. Blachę prasową oczywiście wziąłem, za to aparatu oczywiście nie - zero szans na podesłanie notki ze zdarzenia naczelnemu ;]

* Najlepsze na koniec - gdyby ukradli mojego złoma, pewnie przepadłby jak kamień w wodę - o stróżach prawa zapomnieć. Tymczasem milicjantów wzięło na uświadamianie mnie na Nowym Świecie, że jadąc swoim pojazdem zasługuję na kwit na 200 zł z tytułu spowodowania zagrożenia w ruchu lądowym (czy jakoś tak). Po jęczeniu oddali dowód, dołączając sakramentalne "dziś tylko pouczenie"

W statystyce tylko dom - park - szkoła - park - dom. Czas orientacyjny, odległość ze wcześniejszego wpisu.

Słup

Sobota, 5 kwietnia 2008 · Komentarze(0)
Sobotni krótki wypad z Zonaimadem na zaporę na Słupie.

Legnica (centrum - Złotoryjska - Rondo UE) - DW364 - Wilczyce - Krotoszyce - Krajów - Winnica - Słup - Winnica - Kozice - Babin - Legnica (Nowodworska - Jaworzyńska - Obwodnica - os. Białe Sady - Tarninów - dom)

Dłuższe przerwy w Krotoszycach i na zaporze. Czterdziestka na liczydle stuknęła kilka razy (zjazd na Wilczyce, wyjazd z Słupa, Babin), jednak dzisiejszy max - 53,4 km/h - na tradycyjnym zjeździe koło działek przy Obwodnicy.

Lubiatów

Niedziela, 30 marca 2008 · Komentarze(0)
Po południu z Damianem w rejon Krotoszyc. Wydarzenie o tyle wiekopomne, że kumpel oficjalnie dobił dziś swojego kilkuletniego makrokesza i na dniach wybiera się po rower z prawdziwego zdarzenia :-) Pętla lubiatowska - jak 02.12.07 - z modyfikacją początkowego odcinka (pierwszy raz przez Szymanowice, wiadukt nad A4 i polną do Wilczyc) i końcowego (tym razem przez Ulesie).

Legnica - Szymanowice - Wilczyce - Ernestynów - Gierałtowiec - Lubiatów - Goślinów - Gniewomirowice - Jezierzany - Ulesie - Legnica

V max = 46 km/h na pięknym zjeździe do Gierałtowca.

Kozów

Niedziela, 9 marca 2008 · Komentarze(2)
Na dobry początek pojechałem z Wojtkiem na poradzieckie koszary w Lasku Złotoryjskim zrobić fotografie tamtejszych obiektów. Jeszcze pod koniec ubiegłego roku TBS rozstrzygnął przetarg na ich przeróbkę na osiedle mieszkaniowe, niebawem zniknie więc najlepiej zachowany kompleks poradziecki w Legnicy. Najlepiej zachowany, bo od 1993 r. do dnia dzisiejszego chroniony.

zdjęcia z koszar (25)

Po kilkunastu minutach włóczęgi z aparatem po koszarach Wojtek oznajmił, że złapał flaka i wraca do domu. Tak więc sam ruszyłem w stronę Krotoszyc i Złotoryi. Jako cel obrałem sobie stację kolejową w Kozowie, gdzie podobno na dniach pracowały ekipy torowe. Ciekawostka o tyle, że obecny stan linii w zupełności wystarczy na potrzeby kursujących tędy towarówek, zaś ostatni pociąg pasażerski przejechał tędy w październiku 2004 r. (na dodatek był to przejazd specjalny, liniowce wcięło już z 10 lat wcześniej). Na miejscu okazało się, że torowcy co najwyżej zostawiają tu w tygodniu wagony-baraki, będące zapleczem prac, które są pewnie prowadzone kawałek dalej. Zawróciłem więc w stronę Krotoszyc i przez Winnicę i Babin (z przerwą na sklep w Winnicy) wróciłem do domu. Po drodze za Kozowem V max - 48,3 km.

A swoją drogą, okazuje się, że w samym Wysocku i okolicach Kozowa jest sporo fajnych, asfaltowych zjazdów i podjazdów :-)

Trasa: Legnica (Złotoryjska) - Wilczyce - Krotoszyce - Rzymówka - Wysocko - Kozów - Wysocko - Rzymówka - Krotoszyce - Krajów - Winnica - Babin - Legnica (Nowodworska, Jaworzyńska, Tarninów)


Trochę architektury, infrastruktury i krajobrazu z dzisiejszej trasy ;-)