Lubin. Coś się kończy, coś się zaczyna...

Sobota, 26 kwietnia 2008 · Komentarze(0)
Po wczorajszym, niezbyt przyjemnym dla naszej klasy ("podziękowania" dla wychowawczyni i dyrekcji) zakończeniu nauki w LO i dzisiejszym, porannym rozczarowaniu z pewnego powodu trzeba było się odstresować. Pogoda piękna, więc nie było nad czym się zastanawiać - rower pójdzie w ruch. Krótka wymiana zdań przez GG z Wojtkiem i znaliśmy już dzisiejszy cel - Lubin.

Ruszyliśmy o 12:00 sprzed bocznego wejścia na PKS. Wyjechaliśmy Leszczyńską, Poznańską i Rzeszotarską, dalej za Dobrzejowem las do samego tartaku w Lipinach. Po chwili zmieniliśmy nieco stałą trasę skręcając na dość klimatyczną asfaltówkę prowadzącą do Miłosnej, z której odbiliśmy na Małą Raszową. Dalej zaś standardowo - Raszowa, Pieszków, Osiek, Lubin. Co najważniejsze, cała trasa bez żadnych przerw :-)

Swoim starym zwyczajem na granicy miasta wyłączam licznik. Włączę go ponownie wyjeżdżając z miasta. Zanim to nastąpi, rower kumpla stuknie podczas przeprowadzania przez pasy jakiś blachosmród. Tylko na pierwszy rzut oka machinie nic się nie stało - przednie koło nieźle się wygięło. Na dodatek tuż za podlubińskimi działkami napęd mojego monstrum zaczął wydawać potworne dźwięki.

W Osieku chwila przerwy na oględziny i ustalenie planu powrotu - od Raszowej jedziemy główną drogą do Lipian, tam zaś odbijemy znów na asfalt w kierunku Miłosnej, na 1 skrzyżowaniu zaś skręcimy w prawo na stawy i las. Stamtąd do Miłogostowic i przez drogę obok ciepłowni i śmietniska wjedziemy do Legnicy. Tempo - na płaskim jak najszybciej, by maksymalnie wykorzystać zjazdy za Lubinem. Jedziemy bez przerw tak długo, jak się da.

Plan udało się zrealizować aż w nadmiarze - nie dość, że dojechaliśmy do Legnicy, to jeszcze nie zaliczyliśmy żadnej przerwy po drodze. Między innymi dlatego, mimo "technicznych" perypetii jestem zadowolony z dzisiejszego wypadu - całą trasę z Legnicy do Lubina i z Osieka (2 km od Lubina) do Legnicy po raz pierwszy pokonaliśmy bez przerw :-)

A mój makro-weteran? W domu po dokładnym obejrzeniu i próbach naprawy darowałem sobie grzebanie przy nim. Na dobre. Cały napęd, mimo w miarę regularnego utrzymywania w czystości, smarowania itp. pokazał dziś, że po przejechaniu prawie 3000 km umiera, poza tym cała reszta zmierza coraz szybciej w podobną stronę... Co dalej? Matury od 5 do 19 maja (mogę się w sumie cieszyć, że straciłem pożeracza czasu ;P), od 20 maja już zaklepana robota na budowie. Biorąc pod uwagę możliwość dodatkowego z racji wypadających na koniec maja urodzin pozostaje czekać na pierwszą wypłat.

PS. A znając życie, pewnie uda mi się wykombinować choćby wypożyczenie jakiegoś sprzętu na maj ;-)

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!