Wpisy archiwalne w kategorii

zawody

Dystans całkowity:949.96 km (w terenie 568.20 km; 59.81%)
Czas w ruchu:51:05
Średnia prędkość:18.60 km/h
Maksymalna prędkość:55.80 km/h
Maks. tętno maksymalne:196 (100 %)
Maks. tętno średnie:168 (85 %)
Suma kalorii:16289 kcal
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:59.37 km i 3h 11m
Więcej statystyk

BikeAdventure 2009 III - maraton 2

Sobota, 13 czerwca 2009 · Komentarze(0)
BikeAdventure 2009 III - maraton 2
62 km - mapa

Na starcie drugiego maratonu naszej długoweekendowej etapówki, po raz kolejny ujawniła się moja zdolność przyciągania do siebie dziennikarzy. Tradycyjnie zajmując w korytarzu startowym miejsce tuż przy ogrodzeniu, padłem ofiarą reportera Polskiego Radia Wrocław prowadzącego relację z naszej imprezy na żywo. I choć znajomi czepiali się później mojej wypowiedzi, iż "dzisiejsza trasa jest typowo górska" (padały kontrargumenty "a wczorajsza to jaka była?!") nie wycofuję swoich słów - 62 kilometry będące w sporej mierze powtórką majówki u konkurencji swoimi naprawdę, w moim odczuciu, stanowiły esencję tych rejonów.

W tym roku da się zauważyć w wyścigach organizowanych przez Grabek Promotion pewną prawidłowość - swoisty powrót do przeszłości, a konkretniej tras "zapomnianych" po 2006 i 2007 roku. Powtórka Jeleniej Góry miała miejsce tydzień wcześniej w ramach jednej z edycji BM, za to na dzisiejszy etap BA przypadła powtórka sporej części maratonu Przesieka z 2006 r., ówczesnego dystansu giga. Grząskie bajoro pod Kopistą, krótki morderczy podjazd-trawers na Węglisko, Dwa Mosty, wyasfaltowany zjazd Drogą Sudecką i nagła "ściana" przed parkingiem, niekończący się podjazd Drogą Chomontową, singletrack koło Karpacza Dolnego, podjazd na Zachełmie, czy techniczne ścieżki w pobliży Przesieki. To wszystko przy ok. 20 stopniach w słońcu na dość suchej trasie, przy długim towarzystwie Michała (do ok. 36 km) i Ewy (uciekła mi 4 km przed metą! ;D) i przemiłej obsłudze bufetów (zwłaszcza ostatniego, choć dyrektor imprezy serwujący banany na pierwszym to w sumie też sympatyczny widok ;p) w morderczej walce o nieobjechanie, która nieopodal mety kosztowała mnie przejechanie lewym kolanem i łokciem po kamieniach ("piękne" dziary przywiozłem z tego maratonu). Ostatecznie po drodze uciekło mi chyba z 10 zawodników, ale co tam, następnym razem musi być lepiej. A ten - z pewnością zapamiętam na długo :-)

wyniki:
BA Maraton (2) - 62 km
OPEN 42/79
M2 11/14
03:22:08

BikeAdventure 2009 II - maraton 1

Piątek, 12 czerwca 2009 · Komentarze(2)
BikeAdventure 2009 II - maraton 1
50 km - mapa

Drugi dzień BikeAdventure przywitał nas nieco lepszą pogodą niż podczas wczorajszego startu na czasówkę po Parku Zdrojowym w Cieplicach. Jednak już początek liczącego w sumie 50km bardzo terenowego maratonu w kierunku Szklarskiej Poręby po grobli przecinającej Staw Graniczny skutecznie pozbawił złudzeń, że obejdzie się bez błota (patrz: zdjęcie z mety). Tego na trasie nie brakowało - szczególnie na Przełęczy pod Kopistą i w pobliżu Wodospadu Wrzosówki (który, swoją drogą, był dobrze widoczny z trasy). Podobnie jak od ok. 30 km skalistych zjazdów nie do zjechania, czy - pod koniec trasy (mój 44 km) - ulewnego deszczu (jednak...).

Na trasie jechało mi się nadzwyczajnie dobrze. Pewnie dzięki podjazdom na początku spośród zawodników z naszej drużyny zdołałem między 10 a 20 km być ok. minuty przed Ewą, a nawet dogonić Michała. Nieźle... Złe rozłożenie w czasie pociągania z bidonu zemściło się jednak na mnie i po trzydziestym kilometrze - pierwszy raz - odcięło mi prąd. Żelik, którym się ratowałem, wchłonął się dobrze dopiero na bufecie, gdzie solidnie popiłem go wodą (3 kubki, z Iso zupełnie nie działał), było już jednak za późno na dalszą gonitwę. Poza tym ta pogoda... Grunt, że nie dałem się objeżdżać tak mocno, jak na poprzednich maratonach (można rzec tyle, co nic) i zachowywałem pozycję zbliżoną do osiągniętej tuż za startem. No i, nie powiem, miałem pewną satysfakcję z objechania o 8 minut znanego dziennikarza pewnego radia, którego żartami niewysokich lotów jestem przymusowo raczony co rano wraz z innymi pasażerami autobusu 852... ]:->


wyniki:
BA Maraton (1) - 50 km
OPEN 45/70
M2 10/11
03:25:40

FujiFilm BikeMaraton #03 - Zdzieszowice

Sobota, 23 maja 2009 · Komentarze(3)
FujiFilm BikeMaraton #03 ZDZIESZOWICE

Tym razem pobudka po 6 rano. Po iście kolarskim śniadaniu - makaron z miodem, pychota! - i kilku chwilach na przygotowanie, ruszyliśmy z Konradem sprzed poniemieckiego Klubu Cyklistów prosto na A4. Kierunek dla mnie dość egzotyczny, bowiem dotąd nie kręciłem jeszcze po innych województwach niż nasze dolnośląskie. Aż do dziś, gdy przyszło mi podbijać zbocza Góry św. Anny.

Na starcie zdzieszowickiego maratonu zameldowaliśmy się tuż przed 10. Chwila na krótki rozjazd i przywitania ze znajomymi z teamu i reszty świata w zupełności wystarczyła - chwała elektronicznemu systemowi rejestracji. Start nawet nawet, szczególnie w towarzystwie Ewy i prezesa naszego klubu. Bez wąskich bram czy trylinkowych zjazdów pod eskortą Ojca Dyrektora, za to z długim podjazdem na "świętą Ankę". Nie był aż tak demoniczny, jak go malowali. Przy podlegnickim Stanisławowie czy Bogaczowie to naprawdę pikuś, a spodziewałem się właśnie czegoś na miarę Chełmów. Nie sposób jednak ukryć, że dał mi popalić (może przez brak rowerowania dzień wcześniej), chociaż wyprzedziłem kilkanaście osób.

Najgorsze dopiero nadeszło - wczorajsza nawałnica, która przeszła nad Opolszczyzną podtopiła glinę na zjazdach, przez co zjazd pod amfiteatrem i kolejny, kawałek dalej, stanowiły dla mnie niemałą przeszkodę. I jeden, i drugi, znając swoją technikę jazdy wolałem pokonać, tak jak część zawodników, "z buta", mocno tracąc pozycję. Wiem, siara, mea culpa. Ale w końcu nie popełnia błędów ten, kto nic nie robi.

Na kilku dalszych podjazdach i zjazdach powtarzała się sytuacja rodem z Boguszowa-Gorc. Zabawa w kotka i myszkę, czyli co zyskam na podjeździe, stracę na zjeździe. W okolicy rozjazdu na mini (tuż przed) nóżki podawały jak trzeba, izotoniki i batonik najwyraźniej się wchłonęły, ruszyłem więc z kopyta. Podjazd i twarde przełożenie? Co tam dla mnie... Nie pomyślałem, że tam może być glina i nie zdążywszy się wypiąć niemal na samej górze wywinąłem orła. Nic mi nie było, poza wstydem, bo z tyłu zmierzał ku mini nikt inny, jak nasz prezes :X

O ile w Boguszowie po wjeździe na mega czuło się, że wjechało na odcinek dla nieco bardziej doświadczonych, czy po prostu wytrwałych jeźdźców, o tyle zdzieszowicki odcinek mega nie zaskoczył mnie niczym specjalnym. Ogólne wrażenie to mieszanina terenów a'la lubiński las z polami koło Legnickiego Pola. Nie liczę tu oczywiście sporego kawałka powtórkowego, który tym razem pokonałem już w siodle. Tu pół sekretu tkwi w cwanym ominięciu "schodków" za amfiteatrem równoległą drogą z prawej...

Do mety dojechałem po prawie 2,5 godzinach, generalnie poprawiając po drodze pozycję. Co zyskałem, to moje - a od zjazdu na mini straciłem niewiele. Dwie zapasowe dętki tym razem nie przydały się do niczego. Zgubiłem za to bidon, który odzyskałem kilka kilometrów dalej. No, może bliźniaczy... ;-)

Z wyniku nie jestem zadowolony - I want more, m o r e ;D


MEGA [~48 km]
02:31:01
open 346/670
M2 132/200


Gdyby Fotomaraton robił zdjęcia w lepszych miejscówkach, byłyby większe. Tak natomiast, publikuję tylko próbkę tego, co mój fanklub może sobie zakupić, wydrukować i oprawić w ramki ;-)

PS: W myśl wyśpiewanych już przez Kazika Staszewskiego w "Mars napada" słów: Wrocław od zawsze poddaje się ostatni połowa naszego teamowego składu opuściła Zdzieszowice niemal na równi z barwnym taborem spółki "GrabekPromotion". Miałem okazję zobaczyć przez ten czas kawałek miasteczka i chyba wszystkie aspekty organizacji (łącznie z parkingiem rowerowym, rowerową myjnią i trzema porcjami makaronu) i powiem jedno: dość urokliwe jak na swój młody wiek Zdzieszowice do spółki z organizatorem spisali się na medal.

Fujifilm BikeMaraton #02 Boguszów-Gorce

Sobota, 9 maja 2009 · Komentarze(3)
Nareszcie góry, nareszcie emocje
Fujifilm BikeMaraton #02 BOGUSZÓW-GORCE

Pobudka w pół do piątej rano. Chwila dla siebie, śniadanie (do 1000 kCal ;) ) i wyjazd na stację w Kątach Wrocławskich. Ponieważ miałem tylko dwa pociągi, którymi byłbym w stanie dostać się na maraton (tuż po 6 i 7 rano), nie ryzykowałem opóźnienia lub odwołania drugiego i pognałem na pierwszy. Za późno wygrzebałem się z domu, w ostatniej chwili złapałem więc jeden z moich "ulubionych" składów wagonowych do Szklarskiej w Sadowicach Wrocławskich. Na stadion w Boguszowie-Gorcach, rzekomo najwyżej położony stadion miejski w Polsce, dotarłem jako jeden z pierwszych zawodników punkt 8.

Dzień wcześniej nie znalazłem ani chwili na rozjazd, przybywając wcześnie skromnie nadrobiłem zaległości wycieczką na boguszowską stację. Powody dwa - po pierwsze, ładny, długi podjazd (Uphill B-G ;) ) od stacji pod sam stadion. Po drugie - rzut oka, czy ktoś znajomy nie przybędzie z Wroca drugim pociągiem. Oba, jak się okazało, słusze. Rozjazd się udał, a ze znajomych pociągiem przyjechał Adam, z którym wraz z Michałem, kolegą ze studiów, objeżdżaliśmy tamtejszy dystans MINI dzień przed BM Wrocław. Jeszcze dwie osoby z tego pociągu w praktyce stały się znajomymi w drodze powrotnej między 17 a 19, ale to już inna historia ;-)

Do rzeczy - jak zawsze czułem się rewelacyjnie. Regularne treningi i dieta naprawdę pomagają. Poprawiłem swój błąd z usytuowaniem na starcie - tym razem startowałem z drugiego rzędu mojego, trzeciego sektora, i choć przez zjazd na początku (a zjazdy nie są moją mocną stroną) większość mnie wyprzedziła, nadrobiłem sporo strat na podjazdach. Nieustannie, przewagę zdobytą na podjazdach, po stracie na zjazdach, nadrabiałem z nawiązką kilku miejsc na kolejnych podjazdach - można powiedzieć, że pod względem trasy to był naprawdę "mój" maraton! Wbrew licznym opiniom innych, nie mam nawet powodu narzekać na przyczepność moich Red Phoenixó'w. Zemściło się na mnie natomiast to, co od co najmniej zgrupowania wypominał mi trener i pół teamu - za słabe pompowanie opon. Przy gonitwie między zawodnikami Sirbudu, Eski, czy Eski Rock (a widziałem już i tyły Harfy) z 2.sektora, około 37 km trasy tylne koło podrzucone na starym drewnianym odwodnieniu (oznakowanym [!!!]) złapało najpewniej snake'a i tak skończyła się moja dobra passa. W 10 minut straty na zmianę dętki objechało mnie na oko z pięćdziesięciu zawodników... Jak pokazują międzyczasy, może nawet i sześćdziesięciu. Wciągając w pierwszej minucie postoju żelik i odpoczywając 10 minut nabrałem w prawdzie sił, żeby nadrobić zaległość, przejeżdżając np. większą część megapodjazdu na 40. kilometrze, i w końcu dogonić tych, którzy mijali mnie, gdy czułem już tylną obręcz. Jednak ci, których uparcie goniłem byli już dalej. Ostatecznie, jak się okazało, przyjeżdżali około 13-25 minut przede mną.

Na miejscu w miasteczku posiedziałem z teamem do 17. Ogólnie, podobała mi się i dzisiejsza trasa, i organizacja, i klimat maratonu. Zamieniło się kilka słów z przejeżdżającymi (nawet samym Szatanem ];->), wymieniło pozdrowienia...

Dzięki Ludziom Dobrej Woli nawet kilka sensownych zdjęć z dzisiaj znalazło się w Internecie ;-) Dziękuję!

http://picasaweb.google.pl/MorneMeoi


http://picasaweb.google.pl/tbtomes/



MEGA [~55 km]
02:59:26
open 225/510
M2 77/135

Fujifilm Bikemaraton #01 - Wrocław

Niedziela, 19 kwietnia 2009 · Komentarze(1)
Pierwsze koty za płoty
Fujifilm BikeMaraton #01 - WROCŁAW

Dzień zaczął się u mnie dylematem - jechać na krótko, czy ubierać kurtkę. Zdecydowałem się zaryzykować i o 8:45 wyjechałem na krótko. Wcale nie zmarznięty, do miasteczka startowego dotarłem o 10 - w sam raz na klubową sesję zdjęciową pod balonem sponsora ;) Chwilę później 8*C na dworze (później znacznie się ociepliło) dało mi się we znaki. Andrzej poratował mnie pożyczeniem rękawków. Nie wiadomo kiedy nadeszła 10:45 - czas na ustawienie w sektorze. Na miejscu spotkałem Michała, kumpla z uczelni - tak wyszło, że i dzisiaj startujemy razem. Jeszcze kilka minut, komunikaty z prośbą o pożyczenie kasku i o rozjechanym jeżu na 700 metrze trasy (faktycznie był ]:->) i wybiła 11. Ruszyli.

Wczorajsza przejażdżka odbiła się na moim refleksie. Czułem się rewelacyjnie (zresztą jak przez cały dzień), ale niepotrzebnie, zajmując nieciekawą pozycję z tyłu sektora, nie nadgoniłem z początku, przez co później miałem momentami dość ograniczone możliwości wyprzedzania (szczególnie na podjazdach, tak oto największą moją zaletę diabli dziś wzięli). W jednym z lessowych wąwozów zaliczyłem niegroźną kolizję wjeżdżając skosem na piaszczystym zjeździe w koleinę. Nic się nie stało - zdążyłem się wypiąć, poleciałem "na cztery łapy", straciłem raptem kilka sekund. Gdzieś dalej ktoś miał mniej szczęścia - jeep-sanitarka poszedł dziś w ruch...

Przed trzecim bufetem spotkałem Konrada z Teamu. Namawiał, żeby jechać z nim na giga. Odpuściłem, a, kurczę, niepotrzebnie, bo dałbym radę. Poświęciłem ok. 45 sekund na zatankowanie do bidonu Iso (cytrynowe nawet dobre) i odbiłem do mety. Przynajmniej miałem swoje kilkanaście minut dzikiej satysfakcji - gdy w lasku i na ostatniej asfaltowej prostej ludziom odcinało prąd, gnałem jak szalony z ponad czterdziestką na liczniku ^^ Tak podrasowałem swój wynik w open o 20-25 oczek do góry. Zresztą ten sam numer z ostatnim asfaltem wyszedł mi rok temu w Białym Kościele.

Pokręciłem się jeszcze chwilę po miasteczku, porozmawiałem z kolegami z Teamu (koleżanka nie zdążyła wrócić z giga), skosztowałem wiktuałów z naszego teamowego bufetu (makaroniarze - możecie pozazdrościć grilla ;D) i wyjechałem w kierunku Tyńca. Po drodze zatrzymałem się jeszcze, by zamienić parę słów z Bartkiem i Anią, których z tego miejsca pozdrawiam.

O trasie specjalnie nie piszę. Było bez niespodzianek. Szybko i sucho. Jak na przetrenowaną zimę z wyniku zadowolony nie jestem, nie powiem. Nie zniechęca mnie to, rzecz jasna. Wręcz przeciwnie...

Fotki, jeśli coś sensownego znajdę, będę wstawiać do kilku dni.

MEGA [~59 km]
02:29:43
open 316/717
M2 125/229

Maraton Biały Kościół

Sobota, 13 września 2008 · Komentarze(11)
Nadeszła wiekopomna chwila:
Mój pierwszy maraton :D
Gdy inni ścigali się w Karpaczu, a jeszcze inni w Krynicy, ja wraz z 50-tką innych kolarzy-amatorów brałem udział w mini maratonie w Białym Kościele nieco mylnie nazwanym "rajdem rowerowym" (co organizatorzy obiecali poprawić za rok). Za cel postawiłem sobie ukończenie 23-kilometrowej trasy, choć wyniki jak na 1 raz są jak dla mnie całkiem zadowalające: spośród 32 zawodników mojej kategorii "AMATOR" (drugą była "JUNIOR") dojechałem na metę 13, spośród wszystkich zaś 18. z czasem 1:13:55 :-)

Start w Białym Kościele zaplanowałem jako sprawdzian, czy maratony "to jest to", co mi się spodoba. Teraz już wiem - spodobało :D Na wiosnę inwestuję więc w strój i w nowym sezonie (bo Polanicę sobie odpuszczam) pojawie się na kilku Bikemaratonach.

Zdjęcia ze strony organizatora:

na starcie


gdzieś w akcji ;-)



Pozdrawiam uczestników,
numerek 38 ;-)

===
statystyka z dziś bez dojazdu na stację w Legnicy oraz ze stacji