Rekonesansu ciąg dalszy. Dziś z braku czasu skromnie - dojazd w 100% terenem (z przecięciem Raczkowej i DK3) z Bartoszowa do Kościelca. Szlak żółty i "św.Jakuba".
---
Z rzeczy nieco bardziej odległych czasowo (ale tylko nieco): kusi mnie na wyjazd na Tropiciela.
Plusy: + wolny piątek (od 15:00) i cała sobota i cała niedziela, + lokalizacja: Oborniki Śląskie - rejony mniej-więcej znane, + dostępność bazy wypadowej dzięki rodzinnej gościnie (ewentualnie złożę się na pół na paliwo z i do Legnicy) , + dobre godziny (6:00 - 12:00, dobre, o ile nie będzie zarrrąbistej mgły), + zapowiadana dobra pogoda + wypada być, imprezę sponsoruje mój pracodawca (;
minusy: - brak osoby do obowiązkowej, dwuosobowej drużyny
Korzystając z pogody i zamówionych w listopadowym grafiku w pracy wolnych weekendów, posiadacz czarnego cannona nadal grasuje po Pogórzu Kaczawskim.
Na cel dzisiejszego wypadu obrałem z jednej strony okolice Stanisławowa i Leszczyny, gdzie postanowiłem przejrzeć choć część gęstej sieci szlaków, z drugiej zaś - rejon Myśliborza.
Wycieczkę zacząłem od rozgrzewki w Lasku Złotoryjskim. Nie stwierdziwszy w nim obecności amatorów ostrej jazdy po jesiennych liściach, przez las huty, szumnie zwany Płaskowyż Janowicki, Krajów i Łaźniki dojechałem do pierwszej nieobadanej drogi. Szeroki szuter od Łaźnik, na mapach oznakowany na równi z zarośniętymi ścieżynkami, pozwala komfortowo przebić się do Sichowa.
Chcąc kontynuować jazdę terenem, na końcu szutru trzeba odbić w lewo, a za tablicą "Sichów" - ostro w prawo na niebieski szlak. Przebieg szlaku jest dość jasny do skrzyżowania z, uwaga, nieobecnym na żadnych mapach (chyba że tegorocznej z Planu, której jeszcze nie mam) dobrze oznakowanym w terenie szlakiem czarnym. Dalej, za sprawą zaoranych pól i szlaków, jeszcze w miarę znośną drogą dojechałem do Leszczyny. A raczej na tyły wsi, drogi bowiem kończyły się zabudowaniami. Pozamykanymi, rzecz jasna. Pozwolę sobie pominąć okoliczności, w jakich wydostałem się na drogę. W każdym razie, gospodarz niczego nie zauważył, a niewielki pies, na pierwszy rzut oka gotów mnie pożreć, okazał się jedynie mocny w szczekaniu.
Z Leszczyny wybrałem alternatywną drogę na Rosochę - czerwony szlak pieszy. Początkowo to ubity, twardy, miejscami kręty i pochyły dukt do byłego dworu i leśnego miejsca odpoczynku, dalej zaś poezja: piękny długi, wymagający siły i odrobinę techniki (korzenie i odłamki bazaltowe) podjazd. Przyznam, że nie cały podjechałem, w czym przeszkodziła mnie nie tyle kondycja, z którą jest u mnie w miarę ok, ale zalepione polnym błotem opony, które zwyczajnie ślizgały się na liściach przy próbie ostrego podjazdu.
Od Stanisławowa pojechałem do wsi Pomocne, z której obok Czartowskiej skały wyleciałem na krzyżówkę z drogą wojewódzką. Pojechałem prosto skrajem lasu, terenowym czerwonym szlakiem rowerowym, który okazał się przyjemniejszy niż wskazywałaby na to mapa. Zjazd z Myślinowa znów minął szybko, mimo to pod Myśliborzem zatrzymałem się na chwilę. Wpadł mnie w oko ciekawy, moim zdaniem, kadr wjazdu do miejscowości z górą Skałki (316 m n.p.m.) w tle:
Do Myśliborza zawitałem by rozprawić się z frapującym mnie tematem odnalezienia jedynego w byłym województwie legnickim, wytyczonego już w 1994 roku szlaku rowerowego MTB. Trasę wzmiankują wszystkie przewodniki po tych rejonach, często podkreślając jej trudny profil. Ostatnio wydawało mnie się, że odnalazłem pętlę. Niedawne sprawdzenie w legnickiej Ekobibliotece mapki PK Chełmy z 1995 r., na której szlak jeszcze był, wyprowadziło mnie z błędu - w terenie odnalazłem tylko jej część.
Wiedząc już, gdzie się kierować, odbiłem za myśliborskim schroniskiem w mało zauważalny zjazd na dróżkę, teoretycznie prowadzącą do wsi Kobylica. Wzdłuż dróżki stoi kilka dość nowych (na pewno nie starszych niż 10-letnie) domków, za którymi dróżka zmienia się w gęsty trawnik. Wobec tego postanowiłem sprawdzić drugi, nieobjechany ostatnio odcinek. Przy wjeździe na Słoneczną Polanę spotkała mnie niespodzianka:
Jesień odkryła schowany wcześniej w zieleni zachowany znak początku szlaku, z naniesionym kilometrem "0". Muszę przyznać, że oznakowanie choć nieprzepisowe, musiało być solidne.
Po zapamiętanej z bibliotecznej mapy trasie szlaku, pojechałem nią. Po czterech kilometrach jazdy praktycznie po prostej, w pobliżu zejścia ze szlaku do wąwozu, odbiłem na skrzyżowanie leśnej ścieżki z drogą z Myślinowa, którędy to biegł wcześniej szlak rowerowy. Skręciłem w lewo, w kierunku drogi Myślinów - Nowa Wieś Wielka. Odcinek okazał się nieprzejezdny: ktoś naprawdę solidnie zniszczył drogę ciężkimi maszynami rolniczymi. Zawróciłem, mijając celowo skrzyżowanie i dojeżdżając pod sam Myślinów. I tu przykra niespodzianka. Znów powtórzyła się sytuacja z Leszczyny, tu o tyle kuriozalna, że jechałem porządną, niegdyś (według map do dziś) "dostępną" z szosy myślinowskiej kamienną drogą! Mianowicie, droga wpadła w zamkniętą prywatną posesję. Zamkniętą znów w taki sposób jak w Leszczynie: bez żadnego płotu dokoła gospodarstwa, który można by obejść, a z jedną "ścianą" płotu z zamkniętą bramą: przy szosie głównej.
Nie pozostało mnie nic innego, jak wracać pod górę na drogę, którą przyjechałem. W wąwóz, nauczony zeszłoweekendowym doświadczeniem i ilością aut postawionych na parkingu na polanie, wolałem rowerem się nie zapuszczać. Spróbuję jeszcze objechać szlak MTB, gdy grząska ziemia najprawdopodobniej wyschnie. Póki co, cieszę się z wytyczenia 30 października innej, chyba nawet nieco lepszej pętli przez Jakuszową i wąwóz.
Do Legnicy dojechałem asfaltami, pierwszy raz jadąc nową drogą lokalną z Męcinki do Chroślic. Na zjeździe z Chroślic do Słupa udało mnie się rozpędzić rower do 60,2 km/h, co - jak dla mnie - jest osiągiem naprawdę budującym.
Część pierwsza: z domu do pracy, z pracy do banku, z banku do domu.
Część druga: z domu do biura w centurm i z powrotem. Po drodze, od Piłsudskiego do Witelona ścigałem się z również jadącym "po cywilu" posiadaczem białego Krossa A2. Tyle już tych Krossów się w Legnicy namnożyło, że nawet nie próbuję zgadywać, z kim ;)
Po raz pierwszy wybrałem się nie tylko na skrzyżowanie dróg pod szczytem góry Górzec koło Męcinki, ale i na sam szczyt. Od Legnicy do niemal samej Męcinki jechałem terenem - płaskimi, ale dość wygodnymi drogami polnymi. Zainteresowanym polecam mapkę z bikemap, powiększenie i przełączenie na widok satelitarny. Jedyne dwie przerwy na dłuższy przejazd asfaltem to krótki odcinek krajowej trójki z Mąkolic do Małuszowa i... zapora na Słupie.
W drodze powrotnej, zamiast zjeżdżać zielonym szlakiem do końca (na którym, żałuję, znów nie udało mnie się podjechać pierwszych kilkudziesięciu metrów), odbiłem za kapliczką V stacji kalwarii w lewo, docierając całkiem niezłą leśną drogą do skrzyżowania z niebieskim szlakiem, a niebieskim szlakiem, nie całkiem przyjemnym, do ostatniego skrzyżowania na czerwonym szlaku przed Bogaczowem. Profil nowo poznanej "nieoszlakowanej" dróżki jest zdecydowanie bardziej przystępny, choć niewiele mniej wymagający od początkowej części zielonego.
kol(ej)arz ;-))
2007 - powrót na rower po 15 latach przerwy.
2008 - pierwszy wyścig, dołączenie do MTB Votum Team Wrocław
2009 - 7 Bike Maratonów na koncie, maraton w Lubinie, no i ukończona na 11 miejscu etapówka :)
2010 - sezon przerwała nieoczekiwana zmiana sytuacji życiowej i dość absorbująca praca. Koniec ścigania
2011 - mała stabilizacja i powrót na rower, pierwszy wyścig po przerwie
2012 - rok "turystyczny", na początku oczekiwana zmiana miejsca pracy, na końcu - równie oczekiwane przeniesienie służbowe i przeprowadzka do Kłodzka :)
2013 - "zadomowienie" w Kotlinie Kłodzkiej, parę ciekawych wycieczek
2014 - rok praktycznie bez roweru
2015 - powrót już chyba na dobre do Wrocławia, kolejny powrót na rower!
Bikestats towarzyszy mnie od pierwszej "współczesnej" jazdy 22.07.2007.
pole rażenia: http://zaliczgmine.pl/users/view/1102