1,5 godziny w jedynej słusznej części Lasku Złotoryjskiego. Kółka po nieco skróconej pętli legnickiego XC, w kierunku odwrotnym niż wyścig, około jedenastu-dwunastu. W lasku poza mną trenowała sobie młodzież z KKG Zywer i jakiś jeździec w cywilnej bluzie, więc suma summarum trening "w towarzystwie" ;-) Było też sporo, jak na to miejsce, spacerowiczów i psy - w podwójnym tego słowa znaczeniu.
Na koniec, pojechałem się rozjeżdżać na Kopernika II, wróciłem parkiem. Pod samym domem spotkałem Pinia wyjeżdżającego na szosę, a nad stawem widziałem kolegów po fachu ;-) w koszulkach CSC i Eski Rock. Znów. Kurczę, mogłem zagadać Mikołaja na zgrupowaniu, kto z ich składu jest z Legnicy. A może to tylko jakaś koszulka poszła na allegro?
Zgrupowanie zakończyliśmy godnie - czyli tak, jak tygrysy takie jak piszący ten tekst lubią najbardziej ;-)
O 10 rano, po krótkiej sesji zdjęciowej przed ośrodkiem, wyjechaliśmy w trzech grupach - każda w swoją stronę - na cztery godziny treningu wytrzymałościowego. Moja grupa, w której przez cały czas jechali Ewa, Wojtek i Michał M., początkowo również Kuba (Młody), a później do końca Przemek, podbiła najpierw Sosnówkę, później Karpacz, później znów Sosnówkę, w połowie drogi Michałowice i Piechowice, na koniec znów Karpacz, a na dobicie Drogę Sudecką.
Kto nie wie, o czym mowa, niech posili się w miarę dokładną mapką. A kto spragniony wiedzy i zdjęć z terenów naszych treningów, niech koniecznie odwiedzi stronę gminy Podgórzyn z wieloma cennymi informacjami. Żałuję, że trafiłem pod ten drugi adres dopiero po powrocie do domu. Wiedza się jednak przyda - najpóźniej za rok, o podobnej porze... ;-)
Drugi dzień zgrupowania przypominał bardziej zeszłoroczną, deszczową sobotę z bieganiem, niż towarzyszące nam dzień wcześniej słońce i ciepełko. Na szczęście żadnego truchtania w dół i pod górę nie było. Po śniadaniu o 7 Ewa, Tomek i Puchatek wyjechali do Sobótki na wyścig XC, zaś pozostali czekali do 11:30.
Na dobry początek trener Darek wyciągnął nas na solidną rozgrzewkę po trasie... piątkowego rozjazdu. Zdziwiła mnie nieco moja forma, inna niż dzień wcześniej - jechałem zwykłym, nieprzesadnym tempem, a najpierw od tramwaju do Borowic zdecydowanie prowadziłem, na krótki moment dałem się minimalnie objechać Darkowi i Mikołajowi, by za chwilę razem z nimi wjechać na przełęcz Nad Przesieką i czekać na dojazd reszty zawodników.
Po tym, nastąpiła prezentacja ćwiczeń. Dla jednej grupy - minimum siedmiokrotne ujeżdżanie podjazdu od tramwaju w Podgórzynie do pętli autobusu "4" nad Kalińcem. Dla drugiej - w tym mnie - minimum dziesięciokrotne zaliczenie "ósemki" po samej Przesiece: sztywnego podjazdu na Drodze Turystycznej z łagodnym podnóżem przy kaplicy, a następnie technicznego zjazdu terenowymi schodkami i serpentyną. Plan minimum wykonałem - miałem siły na więcej, choć przez jazdę w ulewie (która, swoją drogą, przeszła po 14) zabrakło siły woli.
Po obiedzie pogaduchy z kolegami - wpadli pogadać Paweł i Młody. Po kolacji to samo w większym gronie na korytarzu poskutkowało wieczorkiem integracyjnym w letniej pizzerii Liczyrzepa na parterze naszego obiektu, otwartej w tym roku dużo wcześniej niż zwykle.
Na miejsce dotarliśmy o 10 rano. Mimo, że plan zakładał przybycie na 9, cała nasza ekipa, zgromadzona w punkcie startu dawnego maratonu, wyglądała na świeżo przybyłą na miejsce. Przyszedł czas na zakwaterowanie, odebranie pakietów odżywek na zgrupowanie itp. Okazało się, że znów cały obiekt na 3 dni opanowują wrocławscy kolarze, choć w tym roku nie tylko spod znaku naszego sponsora. Przesiekę w tym samym czasie odwiedził również Mikołaj z teamu Eska Rock.
Dopiero po 11:30 trener zagospodarował nasz czas treningiem siłowym. Piłowaliśmy sztywny podjazd w Podgórzynie, nieopodal Dziurawej Skały. 4 minuty podjazdu, 8 minut przerwy (zjazd do tramwaju i powrót na podjazd). Minimum: 10 kółek. Podjechałem dwa mniej, niż powinienem, inaczej niż wszyscy. Choć nieśmiało usprawiedliwiam się w myślach, że to i tak dobrze, jak na moje ostatnie przejścia z rowerem i trenowaniem, generalnie lipa... Po ćwiczeniach wróciliśmy na obiad do Kalińca wzdłuż Czerwienia, przez Borowice i Drogę Sudecką.
W tym roku pogoda podczas pierwszego dnia zgrupowania dopisała w zupełności. Dwadzieścia pięć stopni na plusie na nizinach, poskutkowało około dwudziestką odczuwalną w naszych wysokościach. Niesamowite - w kilka dni po ustąpieniu zimy z płaskich części Dolnego Śląska na 600 m. n.p.m. można było spokojnie trenować na krótki rękaw! :-)
Po zasłużonej regeneracji spotkaliśmy się na klubowym zebraniu. Sporo nowości. Przede wszystkim MTB Votum Team uzyskał licencję Dolnośląskiego Związku Kolarskiego. Jesteśmy już nie tylko stowarzyszeniem sportowym, a pełnowartościowym, teraz już także formalnie, klubem kolarskim. Poza tym, spośród wartych odnotowania, pewne zmiany w składzie osobowym. Na dobre powitaliśmy w naszym gronie Tomka i Przemka. Z drugiej strony, dowiedzieliśmy się, że prezes Darek, Adam i najprawdopodobniej Olek nie znajdą w tym roku czasu na trenowanie i ściganie.
Po zebraniu przyszła pora na kolację, a po kolacji - na indywidualne konsultacje z trenerem. Od naszego ostatniego spotkania, przez małe zawirowania w sprawach edukacyjnych, zdezaktualizowały się nieco moje cele na ten sezon. Po długiej dyskusji wyznaczyliśmy nowe. Główny - lokata w pierwszej 50 giga M2 w Bike Maratonie. Jak na razie, jestem przekonany, że stać mnie na to.
Dworzec kolejowy Wałbrzych Szczawienko - ul. Lelewela - osiedle Podzamcze. Tam chwila oczekiwania na Konrada, z którym ruszyliśmy autem w kierunku Przesieki.
Tak zaczęła się tegoroczna przygoda pt. Zgrupowanie Votum Team Wrocław.
Lasek Złotoryjski, wyskok na osiedla, a na koniec sporo km po parku. Cieplej niż wczoraj. Po raz pierwszy od ponad pół roku jazda z licznikiem - nic specjalnego. Ważne, że mierzy choć trochę lepiej niż bikemap ;)
Jak widać, po wielu perypetiach Cannondale na stuknięcie siedmiotysięcznego kilometra wzbogacił się o nowy amor. Wybór padł na R7 - oby służył lepiej niż jego niecodzienny poprzednik.
Trasa po Legnicy: park - lasek - os.Asnyka - lasek - Tarninów - park - os. Kopernika - park :)
Pierwszy raz w roku wyjechałem "na krótki rękaw". Tydzień wcześniej, niż w 2009 r.
Powitanie wiosny - wycieczka na drogę wojewódzką nr 364. Miało być dalej na Kapellę, ale z przyczyn obiektywnych nie wyszło - szczegóły u Bartka. Cóż, góra nie zając, nie ucieknie. Po Bartka przyjechali rodzice, a ja w 35 minut dotarłem do Legnicy, gdzie dobiłem się w Lasku Złotoryjskim, co by nie przyjechać do domu zbyt wypoczętym.
Co do danych, powiem krótko - dzisiejszy dystans, prędkość etc. to pod względem dokładności wróżenie z fusów. Kolejny argument za licznikiem.
Przywóz Krossa do Legnicy. Czeka go drobna regulacja przed zgrupowaniem, na które najpewniej pojedzie ze mną. A Cannondale'a, niestety, wymiana amortyzatora. Jedyne, co wiem w tej chwili, po wielu rozterkach i perypetiach związanych z całą sprawą, to, że dostanie redukcję sterową i standardowego amora (żadnego Headshoka, żadnego Lefty'ego).
Tyniec Mały - Wrocław Bielany - Klecina - Krzyki - centrum - główny dw. PKP 17:20-18:07 + 3 min z dworca w Legnicy do domu
kol(ej)arz ;-))
2007 - powrót na rower po 15 latach przerwy.
2008 - pierwszy wyścig, dołączenie do MTB Votum Team Wrocław
2009 - 7 Bike Maratonów na koncie, maraton w Lubinie, no i ukończona na 11 miejscu etapówka :)
2010 - sezon przerwała nieoczekiwana zmiana sytuacji życiowej i dość absorbująca praca. Koniec ścigania
2011 - mała stabilizacja i powrót na rower, pierwszy wyścig po przerwie
2012 - rok "turystyczny", na początku oczekiwana zmiana miejsca pracy, na końcu - równie oczekiwane przeniesienie służbowe i przeprowadzka do Kłodzka :)
2013 - "zadomowienie" w Kotlinie Kłodzkiej, parę ciekawych wycieczek
2014 - rok praktycznie bez roweru
2015 - powrót już chyba na dobre do Wrocławia, kolejny powrót na rower!
Bikestats towarzyszy mnie od pierwszej "współczesnej" jazdy 22.07.2007.
pole rażenia: http://zaliczgmine.pl/users/view/1102