Na rozgrzewkę zrobiłem kółeczko przez os.Kopernika - Piekary - Ziemnice - Koskowice - Legnica. To miał być wstęp do treningu w postaci trzech rund na Legnickie Pole, jednak wiatr i deszcz, przy którym wczorajsze wrażenia z trasy do Jerzmanic-Zdroju to naprawdę pikuś, skutecznie odwiodły mnie od tego zamiaru.
Przez park wybrałem się do Lasku Złotoryjskiego, z zamiarem odnalezienia rundy rozgrywanego kiedyś co roku wyścigu XC. Pętlę, oznaczoną niebiesko-biało-niebieskimi znakami odnalazłem bez większych problemów, nie licząc przerwania jazdy na skutek zerwania łańcucha (All Glory to "podjeżdżanie korzenistym trawersem 3x6 po glinie"). Przeżył jakieś 3,5 tys. km. Naprawię go jeszcze, choć ten incydent przyspieszy tylko planowaną na początek tego sezonu startowego wymianę łańcucha i kasety.
Końcówkę pętli XC obeszłem pieszo, pod koniec trochę niepewnie. Wiedziałem, że jest jeszcze pętla oznaczona na biało-zielono, ale znajdując jeszcze wyblakłe "szlaki" żółto-niebiesko-żółte zbaraniałem nieco... W cwany sposób wybrałem trasę do domu - korzystając z małego ruchu samochodów, podprowadziłem rower na szczyt górki na ul.Złotoryjskiej. Do skrzyżowania Jaworzyńskiej z Grunwaldzką dojechałem z rozpędu, wykorzystując ukształtowanie terenu. Prowadzenie do Roosevelta i znów w dół całą ulicą do pl.Słowiańskiego. Do kilometrów tego nie wliczam.
Start o 15:40, po załatwieniu wszystkich spraw domowych. Wyjazd przez Mickiewicza i Rataja na wojewódzką 364. Do Złotoryi mocno, mimo silnego wiatru z zachodu i przez moment gradu. Dojazd do Jerzmanic od strony zespołu szkół. Centrum miejscowości minąłem po godzinie i 10 minutach. Wracałem z wiatrem, ale nie odpuściłem, dokręcałem, żeby dotychczasowy wysiłek nie poszedł na marne. Tablicę "Legnica" minąłem po 35 minutach od wyjazdu z kaczawskiego uzdrowiska. Szybciej, niż kursujące do września pociągi osobowe :) Powrót Złotoryjską w dół do centrum i przez pl.Słowiański.
Samopoczucie po przyjeździe świetne. To też pewien wyznacznik formy.
Na dobry początek rundka przez osiedla. Na granicy miasta spotkałem Bartka, pojechaliśmy razem w kierunku starej części miasta. Dalej, już sam, wyskoczyłem do Lasku Złotoryjskiego i pokierowałem się trasą maratonu, który nieśmiało planuję zorganizować w niedalekiej przyszłości w naszym mieście i okolicach.
Od skrzyżowania przed Duninem wypróbowałem nieznaną mi dotychczas drogę polną - początkowo dość płaska, później pnie się pod górę. Jej stan jest fatalny, tzn. w razie błota byłby tam ładny odcinek techniczny. Za Janowicami znalazłem jakieś odbicie z "głównej" drogi polnej do Krajewa. Ciekawe, może da się nim dojechać do lasku za Starym Młynem? Trzeba będzie kiedyś to sprawdzić.
Z Krajewa miałem ochotę jechać dalej w kierunku Stanisławowa, ale czas mnie naglił. Wróciłem asfaltami nad rzeką, przez Święciany, Strefę Ochronną Huty Miedzi, Lasek Złotoryjski i park do domu.
+3 stopnie na termometrze na wysokości 20 cm od ziemi i +10 przy samym gruncie oznacza tylko tyle, że jest idealna pogoda na rower.
W końcu przyszedł czas na Złotoryjski Las ;) Piłowałem ścieżki Lasku Złotoryjskiego przez ponad godzinę z takim zacięciem, że nie jestem już w stanie odrysować trasy na mapie, a więc ustalić przejechanych kilometrów. Później, nie zmieniając tempa wyjechałem przez park na os. Kopernika i Piekary, by ostatecznie przed powrotem do domu wpaść do lasku na jeszcze jedno kółeczko. Warunki idealnie - ciepło, ale nie za ciepło, błoto nie brudzące i gdzieniegdzie resztki śniegu.
Po zgraniu danych z pulsometru na komputer, jestem bardzo zadowolony z wydajności dzisiejszego treningu. To było solidnie przepracowane popołudnie.
Wypad na Dunino z Bartkiem. Nie mogę uwierzyć, że przez tyle lat gardziłem taaaką górką ;) Powrót obok wyremontowanego pałacu w Krotoszycach. Okazuje się, że zainwestował w niego właściciel kamieniołomu na górze Trupień, firma, która wybudowała większość nowych dróg w okolicy.
Chełmy i Pogórze Kaczawskie. Winnica, Słup, Stanisławów, Pomocne, góra Trupień, Wilków, Jerzmanice-Zdrój, Złotoryja... Powyżej 300 m. n.p.m. panuje zupełna zima. Bidon zamarzł.
Całkiem przyjemnie, jak na +1*C. Nieco szalona jazda po całym mieście godzinę przed zmrokiem. Początek na Koperniku, a koniec w Lasku Złotoryjskim. Na lekkiej warstwie świeżego śniegu, czy raczej szronu widać kilka śladów opon. Pewnie młodzież trenuje przed przełajami, w sobotę w Jeleniej Górze początek cyklu. Nasi też tam będą, chociaż większość zacznie startować pod koniec kwietnia. Ja, choć tegoroczny debiut mam już za sobą, niczego w międzyczasie nie planuję.
Wizyta w zakładzie taty, celem umycia roweru. Wiaderko i szmata nic nie dały, tak jak przewidywałem tuż po wyścigu, bez szlaucha się nie obyło. To miało być mycie przed wyjazdem do serwisu, odkładanym z różnych przyczyn z dnia na dzień. Nie było - tuż po przyjeździe dostałem telefon z zaproszeniem na rozmowę ws pracy na jutro na 13:00.
kol(ej)arz ;-))
2007 - powrót na rower po 15 latach przerwy.
2008 - pierwszy wyścig, dołączenie do MTB Votum Team Wrocław
2009 - 7 Bike Maratonów na koncie, maraton w Lubinie, no i ukończona na 11 miejscu etapówka :)
2010 - sezon przerwała nieoczekiwana zmiana sytuacji życiowej i dość absorbująca praca. Koniec ścigania
2011 - mała stabilizacja i powrót na rower, pierwszy wyścig po przerwie
2012 - rok "turystyczny", na początku oczekiwana zmiana miejsca pracy, na końcu - równie oczekiwane przeniesienie służbowe i przeprowadzka do Kłodzka :)
2013 - "zadomowienie" w Kotlinie Kłodzkiej, parę ciekawych wycieczek
2014 - rok praktycznie bez roweru
2015 - powrót już chyba na dobre do Wrocławia, kolejny powrót na rower!
Bikestats towarzyszy mnie od pierwszej "współczesnej" jazdy 22.07.2007.
pole rażenia: http://zaliczgmine.pl/users/view/1102