Bolesławiec
Najpierw miał być popołudniowy wypad z ekipą TMKMu na Rokitki. Ostatecznie zdecydował się jechać tylko Wojtek, a więc towarzystwo się leni :P Nie licząc oczywiście naszych rannych ptaszków - Damiana i Samanty, którzy odsypiali pewnie jazdę o świcie ;-)
O 14:15 ruszyliśmy spod legnickiej zajezdni. Tak się złożyło, że wiatr sprzyjał jeździe, a aut było niesamowicie mało (w tym 0 tirów na DK94! - stąd nietypowa trasa, bo szosami), spontanicznie zmieniliśmy więc cel - na Bolesławiec. Jechało się bosko - 45 km udało nam się pokonać w niecałe dwie godziny. Myślę, że nieźle, jak na bikerów-turystów ;-)
Objeżdżając miasto od północy, liczniki wyłączyliśmy na końcu obwodnicy, tuż za imitującym akwedukt wiaduktem kolejowym wysokim na 26 i długim na ok. 500 metrów. Wiadukt ten to, obok miejscowej ceramiki, jedna z wizytówek Bolesławca.
Dalej na luzie pojechaliśmy do Rynku. Sanktuarium i kamienice nawet sfotografowałem ;-)
Zdjęcia nijak tego nie oddają, ale bolesławiecki rynek po odbudowie ze środków UE naprawdę robi wrażenie. Pozostaje życzyć takiej metamorfozy wszystkim polskim miastom i miasteczkom...
Wrażenie robi też miejscowa biurokracja. Położony niedaleko Rynku nowy ratusz mieści urzędników samego tylko miasta na dziewięciu kondygnacjach. Gdyby porównać z tutejszą liczbę biur legnickiego nowego ratusza, starszego o 100 lat, pewnie wyniki byłyby podobne. Jest jedno "ale" - Legnica ma 106 000 mieszkańców, Bolesławiec - 40 000 ;P
W sumie na biurokrację nie powinienem psioczyć, bo jeśli kariera prawnika okaże się niepisaną dla mnie, pozostanie właśnie administracja. A rekrutacja na studia już niebawem... Ale do rzeczy - z centrum udaliśmy się do Tesco, gdzie uzupełniliśmy płyny, następnie nieco wolniej pod wiatr ruszyliśmy do Legnicy.
I tak, przypadkowo, przyzwoitą trasą wjeżdżamy w nowy miesiąc.
Pozdrawiam wymienionych w tekście, jak i pozostałych odwiedzających ten bikelog :-)