Masyw Śnieżnika i Góry Bystrzyckie
Więcej niż słowa mogą niektórym powiedzieć mapy. Tak jak przy większych wyjazdach, tak i tym razem rzuciłem ślad GPS za pośrednictwem serwisu Bikebrother na skan licencyjnej mapy "papierowej" wydawnictwa Compass - duża i dokładna mapa. Nie może zabraknąć profilu, tym bardziej, że jestem dumny z dzisiejszego przewyższenia:
Tyle syntetycznych danych. Nieustraszonych, zachęcam do lektury poniższej relacji.
Tym razem wyjazd nie był spontaniczny. Starannie zaplanowałem trasę blisko miesiąc temu i tylko z utęsknieniem czekałem, aż pogoda pozwoli zrealizować plan. Przygotowanie dietetyczne trwało 2 dni. Na poczet przygotowania kondycyjnego i krajoznawczego mogę zaliczyć swoje poprzednie kwietniowe wycieczki "zapoznawcze" po okolicy.
Na przysłowiowy ostatni guzik nie udało się dopiąć kwestii sprzętu. Z racji szkoleń we Wrocławiu, nie zdążyłem przed weekendem oddać Cannon'a do serwisu, o który aż się prosi. Od paru wyjazdów niepokoiło mnie strzelanie łańcucha na pewnych przełożeniach i podczas ostatniej przejażdżki na Ławszową znalazłem winowajcę . To środkowy blat z przodu. Niespecjalnie chce mnie się bawić w piłowanie, ani wymieniać samodzielnie zębatkę. Wiem, że to banał, ale skoro i tak chcę oddać sprzęt na tzw. mały serwis plus przegląd amortyzatora, udam początkowo laika i przetestuję w ten sposób, jaką diagnozę (i listę zakupów) odnośnie strzelania zaproponuje upatrzony serwis. Kłodzcy serwisanci - jako były sprzedawca rowerów uprzedzam lojalnie, strzeżcie się! (-;
Przejdźmy do trasy. Zamiast słów, więcej opowiedzą mapy i fotografie. Zdjęć nie ma dużo, aczkolwiek postanowiłem uchwycić z różnych względów mniejsze i większe osobliwości.
Na początek dość oryginalny szyld w Trzebieszowicach - moim pierwszym zatrzymaniu za Kłodzkiem i Jaszkową:
Kolega, któremu pokazałem dość nietypową "reklamę społeczną" zastanawiał się, czy brzoza nie mierzy 6,66 m. Szczerze mówiąc, niewykluczone.
Kolejnym przystankiem na trasie było uzdrowisko w Lądku-Zdroju, fantastycznie oddzielone urbanistycznie od części miejskiej. Teraz, gdy nie ma jeszcze za wiele zieleni, dywanów kwiatowych, fontanny są nieczynne itd., część pięknych poniemieckich obiektów wydała mnie się nieco zaniedbana. Jednak generalnie uzdrowisko jest bardzo urokliwe i, w moim subiektywnym odczuciu, bije architekturą większość znanych mnie uzdrowisk dolnośląskich, konkurując może tylko ze Świeradowem.
Ostatnie chwile tej wiosny bez bujnej zieleni pozwoliły mnie na wykonanie zdjęcia czegoś, co wygląda na najważniejszy dom zdrojowy w Lądku. Nie wiem, czy mam rację, ale sądzę, że obiekt na pewno zasługuje na taką rangę.
Więcej zdjęć nie wykonywałem - uciekłem w stronę Stronia Śląskiego.
Do całkiem niedawna do Lądka i Stronia, znanego z ośrodków narciarskich, kopalni uranu i jaskini, można było dotrzeć wagonami przyprowadzanymi tu z Kłodzka z pociągów warszawskich. Dziś pozostają tylko PKSy, ponieważ zarządca torów w 2004 roku zamknął ruch na odcinku od Ołdrzychowic do Stronia. To ograniczenie czyni jazdy wszystkiego innego niż składy towarowe bezcelowym. Przystanki i stacyjki przy tym szlaku, wszystkie podobne do siebie, przedstawiają obraz nędzy i rozpaczy. To właściwie ruiny, niektóre chyba nawet rozebrane. Stacja w Lądku, pod którą tylko zajechałem - nie chciałem robić zdjęć pod słońce - wygląda lepiej, choć jej stan zachowania nie grzeszy urodą. Inaczej stało się z dworcem w Stroniu Śląskim, który, tak jak w Karpaczu i Trzebnicy, został przejęty przez samorząd. Gmina potrafiła zrobić z niego użytek. Dziś, tory główne i postojowe kontrastują z odremontowanym dworcem.
Zajechałem, żeby to uwiecznić, przypuszczam bowiem, że w przyszłości będę pokonywać odcinek przy dworcu "na biegu".
Na powrót pociągów nie ma niestety co liczyć. Polskie Linie Kolejowe, na długo przed głośno dyskutowanym obecnie programem likwidacji linii nieczynnych oraz o szczątkowym ruchu pasażerskim, wszczęły procedurę fizycznej likwidacji toru od Ołdrzychowic. Nie ma się co dziwić. Takie żelastwo, a nawet sam pas ziemi, generuje dla firmy zobowiązania podatkowe, obowiązek należytego utrzymania np. przejazdów kolejowo-drogowych... Marnym pocieszeniem zostaje, że w pewnych gabinetach dyskutuje się o autobusie kolejowej komunikacji zastępczej, coś na wzór interREGIO busów do Karpacza i analogicznych czeskich dowozówek, w te strony.
Z dworca przeniosłem się w rejon Czarnej Góry, by po kilkudziesięciu minutach nużącego podjazdu przez sympatyczne Stronie-Wieś i Sienną wjechać na Przełęcz Puchaczówka. Z widokiem na zalegający jeszcze na zamkniętych stokach śnieg urządziłem sobie niewielki popas na polanie, kosztując batoniki i opróżniając nieco bidon.
Rzucona na stoku kłoda okazała się też niezłym statywem, co pozwoliło mnie pokusić się o zdjęcie pamiątkowe z widokiem na przełęcz:
Po takiej przerwie zjechałem szybkim tempem po bardzo dobrej jakości asfalcie do Bystrzycy Kłodzkiej. Na tym, zasadniczo, około szóstej wieczór skończyła się pierwsza część wycieczki - pętelka obrzeżem Gór Złotych i Masywu Śnieżnika.
Druga część to typowe-nietypowe zaliczanie rusztu głównych dróg, którym zawsze poprzedzam głębszą eksplorację interesujących mnie rejonów. Typowe - ponieważ przemierzałem lokalne, choć mało - wyłączywszy tylko krajową 8 - ruchliwe asfaltówki. Nietypowe, ponieważ Przełęcz nad Porębą, Przełęcz Spalona, Autostrada Sudecka czy Zieleniec to piękne cele same w sobie. Gonił mnie już czas, dość wspomnieć, że w Szczytnej dopadł mnie zmierzch, odpuściłem więc zdjęcia. Chciałbym jednak, by wolny czas i udana aura pozwoliły mnie wracać w Góry Bystrzyckie tej wiosny jak najczęściej.
Dziękuję za uwagę ;-)