Krajewo Górne
Dziś wszystkie istotne okoliczności na niebie i ziemi (takie jak moja obecność w ratuszu czy przyrządzenie przez Ojca na obiad tak demotywującej potrawy jak placki ziemniaczane) sugerowały, żeby roweru nie ruszać. Jednak ja, jako istota przekorna, wredna i katująca czytelników długimi, nic niewartymi wpisami na bs, wyjechałem po 18 z domu w kierunku Pogórza Kaczawskiego, naruszając po drodze do wodociągów kilka paragrafów i orientując się, że minęliśmy się z kolegą z pracy po jakiejś minucie. Trasy na dobrą sprawę nie muszę opisywać, nie było w niej bowiem żadnej finezji - zwyczajnie, przez Babin i Winnicę do Krajewa Górnego. W Krajewie zaliczyłem pętelkę po wyasfaltowanych dojazdach do pól, na wymalowanym po kolarsku zjeździe zmuszając się do zapomnienia, co to klamki - efektem czego licznik pokazał dziś maksymalnie 57,6. Wróciłem przez Sichówek, Sichów, Słup, Przybyłowice i Warmątowice, schodząc z roweru jakieś 10 minut po zachodzie słońca.
Mapki nie rysuję. Goście z daleka podobne znajdą niżej. Miejscowych zaś za nieznajomość lokalnych szlaków winna spotykać jakaś wymyślna kara. Np. start w wyścigu XC na Wigrach 3.