Świeradów-Zdrój

Środa, 26 września 2012 · Komentarze(2)
Kategoria wycieczka
Kolejny nieco dalszy niż zazwyczaj wypad, który nie wyszedł do końca tak jak go pierwotnie planowałem, ale i tak jestem z niego zadowolony.



Wyjazd z Legnicy późno, po bardzo ciężkim przebudzeniu wyjechałem o 9 rano (budzik był na 6). Robiło się już ciepło, więc dziś ocieplacze na buty i długie rękawiczki zostały w domu. Zapas wiktuałów podobny jak ostatnio, jedynie zmieniłem płyny: w bidonie i w plecaku po jednym litrowym Oshee.

Wyjechałem przez Stanisławów (na górze za Barytem powstaje jakaś droga asfaltowa w kierunku Leszczyny) i Rzeszówek. Pierwsza przerwa o 11 przed Świerzawą - pięć minut na drugie śniadanie. Dalej na Kapellę przez Janochów, zjazd znów przez "centrum" Dziwiszowa. Przez JG przemknąłem krajową trójką, udało się tak dobierać prędkość, żeby nie zatrzymywać się nawet na światłach. Przerwa nr 2 o trzynastej kawałek przed tablicą Dziwiszów, tutaj bluza i długie spodnie wylądowały w plecaku. W Szklarskiej Porębie Górnej o 13:40 przerwa na stacji kolejowej - uzupełnienie zapasów picia w pobliskim sklepie i wizyta w szynobusie odjeżdżającym o 13:52 do Wrocławia. Znajoma rzecz jasna obsługa pociągu KD była zaskoczona mą pięciominutową wizytą ;-)

Od stacji przez Zakręt Śmierci, cały Świeradów i Mirsk na biegu. Zjazd do Świeradowa 45-50 km/h bajeczny. Po drodze mijałem nawet sporo jeźdźców. W Proszówce kontrola mapy, przelanie zapasu do bidonu i znów gonitwa przez Lubomierz i ścieżkę rowerową w miejscu dawnych torów do Lwówka. Ścieżki na nasypach kolejowych są świetne, bo nachylenia są na nich zasadniczo zniwelowane. Dzięki temu mogłem lecieć do Lwówka 30-35 km na godzinę czyli dokładnie tyle ile "mkną" szynobusy na ostatniej czynnej linii ze Lwówka, przez Wleń do Jeleniej Góry. Władza obiecuje, że rozbierze tory i zrobi ścieżki ze Lwówka do Złotoryi i Chojnowa. Nic, tylko trzymać za słowo. Wracając do rzeczy: kolejna przerwa to dopiero Jerzmanice ok. 17:00, gdzie wyczerpałem zapasy jadła. W Złotoryi zauważyłem, że przez zmianę trasy przez "spóźniony" wyjazd mam na liczniku dużo mniej kilometrów niż chciałbym mieć, pocisnąłem więc do miasta przez czeluści gminy Miłkowice. Pod domem do magicznej dwójki z przodu brakowało mnie trzech kilometrów więc cóż... jak rzadko kiedy nie powstrzymałem się i "na chama" wykręciłem ów trójkę na ścieżce rowerowej na Koperniku. Na swe usprawiedliwienie dodam, że przynajmniej spłoszyłem kilkoro pieszych ze ścieżki. Niech wiedzą, że ich miejsce jest po drugiej stronie linii.

Na koniec koncert życzeń. Liczę na równie ładną pogodę w niedzielę.

Komentarze (2)

Ciągle mnie zadziwiasz :)

rennsport 20:52 piątek, 28 września 2012

Gratulacje i zaciekawiłeś mnie tą ścieżką rowerową ;)

andale 20:12 środa, 26 września 2012
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!