Karpacz

Poniedziałek, 24 września 2012 · Komentarze(1)
Kategoria wycieczka


Wyruszyłem z Legnicy o 8.20, uzbrojony w camelbak bez wody, za to z zaprowiantowaniem na pół dnia, kierując się z Winnicy przez Krajewo do Łaźnik, skąd terenowym, ale (niegdyś) utwardzonym skrótem przemieściłem się na drogę do Leszczyny. Rozbudowany skansen górniczy już z daleka robi wrażenie, a to nie koniec nowości w tamtych stronach. Budowany od nowa jest most na Prusickim Potoku, więc jedyna możliwość przedostania się do Wilkowa to przejazd pieszą kładką łączącą parkingi nad rzeką. Z Wilkowa już swoją klasyczną trasą przez Biegoszów i Gozdno dotarłem do Świerzawy - w Biegoszowie po 1,5 h jazdy urządzając sobie pierwszą krótką przerwę na śniadanie, wpakowanie ocieplaczy na buty do plecaka i zmianę rękawiczek na krótkie. W końcu gdy wyjeżdżałem, na dworze było ledwo 7 stopni. Na Chrośnicką Przełęcz wjechałem od strony Lubiechowej - jak rzadko kiedy bez użycia najniższej zębatki z przodu - natomiast z Kapelli pierwszy raz zjechałem stromym i szybkim skrótem asfaltowym "tylko dla mieszkańców" do Dziwiszowa.

Przez Jelenią Górę przedarłem się "na pamięć" w okolice dworca, jadąc koło szpitala i targu na Zabobrzu, następnie po drogowskazach wyjechałem na ul. Czarnoleską (drugi krótki postój na kontrolę map, a za chwilę na wyjęcie sznurka zaplątanego w przerzutkę). Do Mysłakowic ścieżką rowerową, a później elegancko odremontowaną szosą 10 minut po dwunastej, a więc po trzech godzinach, dotarłem do dzisiejszego celu. Na ławeczce za wyremontowanym na cele miejskie (biblioteka, muzeum itd) byłym dworcem kolejowym, urządziłem sobie najdłuższą, półgodzinną przerwę, podczas której druga koszulka wylądowała w plecaku. Od mojej ostatniej wizyty rowerem Karpacz wyładniał i ucywilizował się trochę. Zdaje się że wyrosło coś na kształt obwodnicy, z rondem przed wjazdem do miasta, jest Tesco ze stacją paliw, wspomniane muzeum, drogi jakieś lepsze. Gotowy Gołębiewski też nie wygląda tak strasznie, jak zapamiętałem to gmaszysko w czasach jego budowy.

Z dworca kierując się ku wyjazdowi, pokierowałem się niesztampowo szlakiem ER-2 bocznymi uliczkami wzdłuż wyciągów, knajp i pensjonatów, które teraz siłą rzeczy świecą pustkami. Gdzieś w połowie drogi na asfalcie świeża strzałka i napis BM - wspomnienia ze ścigania na moment wróciły :) Na sztywnym podjeździe zwanym ulicą Myśliwską, gdzie kręciłem na 1x2, a więc nachylenie mogło być lepsze niż z Lubiechowej na Okole, minąłem raptem dwie wycieczki seniorów, o dziwo polskojęzycznych, a rowerzystów niewielu więcej. Nic dziwnego, w końcu mamy poniedziałek. Końcowy odcinek ulicy remontują i musiałem odbić koło szkoły i kliniki w lewo i wjechać na szosę główną wcześniej. Skręcam i "fajnie", tyle podjazdu pokonane i ziuut w dół. Z drugiej strony, starałem się zaplanować pierwszą część trasy interwałowo. Pod Wangiem, jeśli wierzyć napisowi na pensjonacie na wysokości 800 m n.p.m. zatrzymałem się na chwilę dokupić trzy izotoniki. Tak jak trzy kupione na drogę do Karpacza, dwa wylądowały od razu w bidonie, a trzeci w plecaku. Byłem zły z przymusowej poniekąd przerwy zaraz po odpoczynku, ale chyba niesłusznie. Do Sosnówki długi zjazd, w lewo, niewielki podjazd upstrzony podpisami i mobilizującymi tekstami przez szosowców z Tarnowa :) i wielki zjazd do Podgórzyna. Jak zjazdowiec ze mnie kiepski, tak zjazd z Podgórzyna zawsze miło wspominałem i dziś pierwszy raz zaliczyłem go z Legnicy.

Przez całą długą Jelonkę przedarłem się błyskawicznie - trafiła się "zielona fala". Specjalnie nie odbijałem pod koniec ul. Wolności w prawo tylko pojechałem do centrum, przejechać się malowniczą ulicą Konopnickiej, głównym deptakiem JG. Podobno rok temu nasza ulica Marii Panny wygrała konkurs na najładniejszą ulicę w kraju. Powiem jedno - albo był ustawiony, albo jury nie widziało jeleniogórskiego deptaka ;-) Na wyjeździe do Dziwiszowa, nieopodal granicy miasta ostatni dziś postój. Miejsce ostatnich bananów i trzeciego Powerade'a zajęły w plecaku długie spodnie i bluza (dochodzi 15, w Jeleniej Górze jest 20 stopni!), za to drugą koszulkę wrzuciłem znów na siebie - co by nie przewiało mnie na zjazdach, których po sforsowaniu serpentyny na Kapelli było już nieproporcjonalnie dużo ;-)

Według stanu na poniedziałek 24.09 19:17, w najbliższą środę:
- ma być ładna pogoda
- mam mieć wolne od pracy
- mam rower i chytry plan

I to by było na tyle.

ps. Przyjechałem tuż po 17:00.

Komentarze (1)

No w końcu jakaś konkretna wycieczka :). To ja z niecierpliwością czekam na recenzję z wypadu w najbliższą środę :).

jarekkar 21:41 poniedziałek, 24 września 2012
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!