Buki Sudeckie

Piątek, 28 października 2011 · Komentarze(2)
Kategoria wycieczka
13 stopni na plusie i zaledwie lekka szarówka na dworze pod koniec października to, w przypływie wolnego czasu, dość zachęcająca aura na ambitniejsze wycieczki rowerowe. Przynajmniej w moim wypadku - w takich warunkach pogodowych wybrałem się na zapoznanie z dotąd nieznanymi sobie szlakami w sąsiedztwie rezerwatu Buki Sudeckie.

Sprzed domu odjechałem punktualnie o 10:30. Zabrałem ze sobą camelbak, a w nim oprócz zapasu wody dwie sprawdzone mapy z wydawnictwa Plan: "Park Krajobrazowy Chełmy", spotykaną na planszach w Parku, w wersji papierowej wydaną jeden raz w 2008 dla Gazety Wrocławskiej, oraz "Góry i Pogórze Kaczawskie", powszechnie dostępną w sprzedaży. Do tego parę groszy na prowiant i, po raz pierwszy od dawna, aparat fotograficzny. Trenując, byłem przyzwyczajony do wycieczek bez przerw i tak w zasadzie zostało mnie do dzisiaj. Teraz jednak, w okresie odpoczynku przed sezonem treningowym, powinienem dać sobie więcej luzu - a nic nie zwalnia treningu tak, jak pokusa uwiecznienia czegoś ciekawego na właśnie poznawanej trasie. Podczas dzisiejszej wycieczki, było takich miejsc sporo.



Do granicy rezerwatu dojechałem po półtorej godziny jazdy z Legnicy. Trasę dojazdową poprowadziłem dla rozgrzewki przez Bogaczów i wymagający podjazd na Górzec, dalej zaś pokierowałem się przez Muchów wąską asfaltową, a w końcowej części szutrową, w ogóle nieuczęszczaną drogą łączącą szkółkę leśną w Muchówku z bardziej cywilizowanymi rejonami. W tym kierunku celowo nie wybierałem trasy terenowej, by więcej czasu poświęcić na rekonesans nowego terytorium.



"Buki Sudeckie", jak podpowiadają informatory krajoznawcze, są jednym z najmłodszych obszarów chronionych w Sudetach, ustanowionym pod koniec 1993 roku. To okazały las bukowy w Grzbiecie Wschodnim Górach Kaczawskich, rozpościerający się na obszarze 175 ha pomiędzy miejscowościami Lipa i Mysłów, a Bolkowem. Teren ten wznosi się na wysokość od 440 do 540 metrów nad poziom morza.



Rezerwat, w którym chyba jedyną budowlą są ruiny zamku w Lipie, a prócz buków zwyczajnych licznie występują rośliny chronione, nie jest zasadniczo przecięty leśnymi drogami ani pasami ppoż. Jego uroki można podziwiać przejeżdżając drogą krajową nr 3, lub, jak uczyniłem to ja, lokalną szosą z Lipy do Mysłowa.

Jest tu co podziwiać szczególnie teraz. Nieopodal iglastych lasów pobliskiego parku Chełmy cieszy oko kalejdoskop barw typowych dla jesiennego krajobrazu.




Choć po samym rezerwacie rowerem pojeździć nie sposób, nie oznacza to nieprzydatności tych terenów z punktu widzenia pasjonatów MTB. Wręcz przeciwnie: na zachód od rezerwatu do naszej dyspozycji pozostaje bogata sieć tras rowerowych, a właściwie dwie sieci, zorganizowane przez samorządowców z Bolkowa i Wojcieszowa. Mapki i opisy szlaków są dostępne w Internecie (jest też jedna zbiorcza mapa mniej i bardziej dokładna (polecam do śledzenia z opisem, gdzie jest jaki szlak), choć zdecydowanie czytelniej wyglądają one w wersji papierowej. Ewentualnie, dla podążających moim śladem, pozostaje bikemap:



Postanowiłem wypróbować właśnie fragment ów sieci szlaków, zarówno typowo rowerowych, jak i pieszych. Zachętą do wybrania się w ten teren było dla mnie, prócz atrakcyjności krajobrazowej Buków Sudeckich, spore zagęszczenie szlaków poprowadzonych terenem w masywie szczytów, osiągających wysokości rzędu 550-650 metrów n.p.m. To duża różnica w porównaniu z bliższymi legniczanom Chełmami, gdzie nieliczne szlaki rowerowe, za sprawą ukształtowania terenu dają co prawda szansę zmęczenia się, biegną jednak w znakomitej większości asfaltem.

W teren zapuściłem czerwonym szlakiem bolkowskim, oznakowanym nietypowo plastikowymi tablicami przybitymi do drzew. Trasa od szosy lokalnej nie jest wymagająca technicznie - dobrze ubity grys - za to przez mocne nachylenie terenu przydaje się tu kondycja. Choć na mapach widać tu gęsty las, za sprawą niedawnych wycinek krajobraz nie jest wcale monotonny.




Inaczej jest za szczytem Bukowina (621 m. n.p.m.), od którego zaczyna się typowy sudecki las iglasty.



Przez kilka minut - a posługując się odległością, przez około kilometr - jechałem po płaszczyźnie. Następnie, od skrzyżowania z niebieskim szlakiem pieszym, wkroczyłem na dość, ale nie przesadnie mocno, nachylony zjazd w kierunku Radzimowic, biegnący zboczem Żeleźniaka (664 m. n.p.m.). W połowie drogi do wsi las się kończy, odsłaniając dość przyjemne widoki na okolice Kaczorowa i trasy Wrocław - Jelenia Góra.




Wieś Radzimowice stwarza sympatyczne wrażenie. To raptem kilka gospodarstw rozłożonych symetrycznie wzdłuż skrzyżowania szutrowych dróg - szlaków turystycznych. Jednak, choć miejscowość jest mała, skrzyżowanie ów trzeba dobrze wypatrzeć pośród gospodarczych bram i nie pomylić drogi - jak ja. Pomyłka zostaje wynagrodzona pięknymi widokami i długim zjazdem pieszym szlakiem niebieskim (szutry, a pod koniec przejezdna trawa) do poziomu 408 m. n.p.m.





Postanowiłem wrócić na zgubioną drogę. Niebieski szlak pieszy krzyżuje się w swoim chyba najniższym punkcie na końcu zjazdu z Radzimowic, gdzie się znalazłem, z rowerowym czarnym szlakiem łącznikowym, pozwalającym na powrót na Żeleźnik. Pokierowałem się nim. "Czarny" poprowadzono po przełęczy między Wrońcem (569 m. n.p.m.) a Owczarkiem (494 m. n.p.m.). Oznakowana czarnymi znakami ścieżka to z początku trawiasty singletrack, a później, jak to z łącznikami bywa, płaski, bagnisty dukt przez zagajnik, przecięty na dodatek przez płytki, ale szeroki strumień. Na końcu łącznika docieramy do niebieskiego szlaku rowerowego, którym w lewo można pojechać równie paskudną drogą do Wojcieszowa, albo, odbijając w prawo, wrócić do Radzimowic.

Po krótkiej analizie mapy i stwierdzeniu, że nie ma co kierować się do Wojcieszowa i wracać 50 km do domu asfaltem, wróciłem do góry. W przeciwieństwie do drogi, którą zjechałem ze wsi w dół, niebieski rowerowy pnie się pod górę szerokim i dobrze ustabilizowanym kamieniami, ale mocno nachylonym duktem - i w to mi graj ;-) Wróciłem na niebieski szlak pieszy, pokrywający się tu z rowerowym czerwonym, jednak zamiast skręcać z powrotem na "samodzielny" odcinek czerwonego, którym tu wjechałem - pojechałem w górę niebieskim pieszym, z zamiarem dojechania do Lipy i dalej Myślinowa. Zamiary szybko zweryfikowało życie: w pobliżu wierzchołka Marcińca (624 m. n.p.m.), od początku zjazdu, szlak zmienił postać na bardziej, rzeklibyśmy, techniczną: kamienie, korzenie, sypki miękki leśny grunt i... ślady działalności dzików. Zachęcony taką trasą, na rozwidleniu odpuściłem sobie niedługi już zjazd po niebieskich śladach do Lipy i nadrobiłem niemal 2 km drogi, poznając w zamian ciekawą, nieoznakowaną drogę leśną. Wpada ona do kolejnego, szerokiego duktu, przy którym myśliwi z Koła Łowieckiego "Dzik" z Jawora urządzili miejsce biwakowe.

Zaraz za Ostoją, przed miejscowością Lipa, po blisko dwudziestu kilometrach nieprzerwanej przejażdżki terenowej wróciłem na asfalt. Miałem w planach powrót na drugim końcu wsi na niebieski szlak pieszy i dojechanie nim do Chełmca, skąd czerwonym, a następnie zielonym (łącznie ze zjazdem wzdłuż kapliczek nad Męcinką) szlakiem dotarłbym do Słupa, a następnie do Legnicy znalezioną niedawno trasą "offroad". Warunek był jeden - znaleźć w Lipie otwarty sklep, pod którym na chwilę mógłbym zostawić rower i kupić coś do przekąszenia. Była już prawie 14:00 i śniadanie okazało się już nie wystarczać do kontynuowania przejażdżki wydajnym tempem. Porządnego sklepu nie znalazłem (jedyny po drodze nie wzbudził mojego zaufania), niebieskim, zdecydowanie mniej atrakcyjnym - utwardzonym terenem, ale bez "atrakcji" - pocieszyłem się więc jeszcze przez circa 20 minut. W Myślinowie niemal ostatecznie rozstałem się z terenem, kierując się czym prędzej gminną szosą w stronę Jawora.


W drodze, na chwilę moją uwagę przykuł po drodze pałac w Myśliborzu, który po zdjęciu rusztowań w końcu można podziwiać w pełnej krasie. Remont, a właściwie odbudowa ze stanu kompletnej rudery, trwała od 1997 roku. Polecam artykuł, który powinien zainteresować nie tylko miłośników starych budowli, ale w nie mniejszym stopniu pasjonatów kolarstwa.

Otwarty, przyzwoity sklepik znalazłem na skrzyżowaniu w Paszowicach. Stamtąd, po krótkiej, bo kilkuminutowej, za to najdłuższej tej wycieczki przerwie, przez Stary Jawor, Przybyłowice i Warmątowice wróciłem do Legnicy. Wycieczka miała swój epilog - gdy usiłowałem pozbyć się z roweru przed klatką choćby największego błota, wracający z pracy sąsiad podpowiedział mnie, że widuje, jak na myjni pod nowym Intermarche za 1 zł korzystają z karcherów rowerzyści. Z rady skorzystałem, w wyniku czego tak prezentował się rower po blisko pięciu godzinach jazdy po jesiennych lasach i dziurawych jak ser drogach gminnych:

;-)

Podsumowując: cieszy mnie niezmiernie blisko 20 kilometrów nowo poznanych ciekawych tras w Górach Kaczawskich. Jak i to, że wszystkie udało się pokonać bez schodzenia z roweru. Mam nadzieję, że tym cholernie długim, ale za to wzbogaconym zdjęciami wpisem (dla tych, co nie lubią czytać, a wolą obrazki ;-) ) zachęcę kogoś do zapuszczenia się w rejon Buków Sudeckich. Warto.

ps. Jak widać, wczoraj po ponad roku zmieniłem nieco wygląd swojego bloga. Jeżeli macie uwagi odnośnie jego funkcjonalności, piszcie śmiało.

Komentarze (2)

Super wypad i opis :) Właśnie nadrabiam zaległości i widzę że przejechałeś trasę prawie identyczną do tej, którą ja z Łukaszem zrobiłem dzisiaj :) Właściwie różnią się tym, że my pojechaliśmy do Płoniny, aby zobaczyć ruiny Zamku Niesytno - z drogi głównej żółtym szlakiem obok starego wiatraka, a z Płoniny już cały czas czerwonym rowerowym do Lipy :)
"(szutry, a pod koniec przejezdna trawa)" - tego odcinka nie lubię, w czasie wiosny jechaliśmy tam we trzech i były dwa kapcie...

jarekkar 23:16 niedziela, 30 października 2011

Uff przeczytałem ale było naprawdę warto :)

Chyba za rok zawitam do rezerwatu buki sudeckie .

rennsport 17:21 sobota, 29 października 2011
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!