Korzystając z wolnego przedpołudnia (do pracy dopiero na 16:00) i pięknej, jeszcze letniej pogody, postanowiłem wyskoczyć do Myśliborza.
Od dawna planowałem odnaleźć i przejechać się trasą szlaku MTB dokoła Wąwozu Myśliborskiego, czyli wzmiankowaną w każdym przewodniku po Parku Krajobrazowym "Chełmy" trasą corocznego lokalnego wyścigu cross-country, jak sądziłem oznakowaną. Rzeczywistość okazała się nieco inna od moich oczekiwań. Żadnych oznaczeń, nie licząc kwadratowych, przekreślonych na zielono piktogramów ścieżki dydaktycznej, nie ma, więc do końca nie wiem, czy przejechałem się całym szlakiem, czy tylko jego częścią. Z jednej strony, wrażenia z trasy zgadzają się ze starymi relacjami z XC: stromy podjazd pod górę, następnie długi techniczny zjazd w dół, które przejechałem odwrotnie - długi techniczny podjazd i szybki zjazd ;-) Z opisami nie zgadza się natomiast kilometraż: w opisach 9 km, na dodatek przez Jakuszową, faktycznie 3-4 km, dokładnie po trasie ścieżki dydaktycznej. Rozbieżności są też w mapkach. Mało czytelna plansza na Słonecznej Polanie w Myśliborzu (biwakowisko koło parkingu) prezentuje większą pętlę niż mapa na stronie Dolnośląskiego Zespołu Parków Krajobrazowych, gdzie szlak MTB pokrywa się w 100% ze ścieżką dydaktyczną. Wniosek? Trzeba będzie tam wrócić, najlepiej z dobrym przewodnikiem po tych rejonach.
Po drodze przejechałem się pierwszy raz kilkoma kapitalnymi, dotąd nieznanymi dla mnie odcinkami. Są to m.in. droga z zapory na Słupie do Męcinki, biegnąca obok kamieniołomu, dotąd jakoś nie wzbudzający mojego zainteresowania porządny podjazd we wsi Chełmiec w kierunku Jeleniej Góry oraz terenowy, wymagający dobrej techniki (dałem radę, co mnie cieszy) szlak ze szczytu podjazdu z Chełmca prosto do Myśliborza.
Po pracy i chwili wytchnienia w domu - wieczorna rundka dokoła miasta.
Pojechałem najpierw na Bydgoską, zobaczyć postęp prac przy budowie. Droga od Lubińskiej rozkopana kompletnie. Po wykopach góralem jeździ się idealnie. Jedyny mankament: nie ma jak przejechać rowerem przez tory. Rozebrano stary przejazd kolejowy, nowego zaś jeszcze nie ma.
Kolejny punkt trasy: królowa legnickich wertepów, pogromczyni zawieszeń autobusów, pełna krzywych, betonowych, popękanych i dziurawych płyt. Dobrzejowska. Klimatycznie, o zmierzchu, z ciepłownią w tle. Chciałem zajrzeć, czy przystanek na pętli pod ciepłownią jeszcze istnieje, czy może złomiarze albo służby miejskie zlikwidowały wiatę po zawieszeniu w styczniu kursów MPK w to miejsce. I zajrzałem. Wielka, typowa dla miast LGOM wiata jeszcze stoi. Domyślam się nawet dlaczego: starym zwyczajem w WPEC nie zamykają bramy i próba zbliżenia się na odległość ok. 50 m od zakładu skutkuje konfrontacją z psami. Udało mnie się zwiać, choć jeden z kundli już niemal otarł się o moją nogawkę.
Szczytnicka - już po zachodzie słońca, w pełnym mroku. Idealny poligon doświadczalny dla lampek. Za mostem koło Pawickiej niespodzianka. Minęliśmy się z Trabantem i jakimś stareńkim modelem Opla. Starymi Piekarami, Spokojną, Wrocławską i Sikorskiego, wyleciałem do Sudeckiej.
Dalej bez rewelacji. Wypad do centrum i parku na kilka szybkich kółeczek. Zwyczajne niezwyczajne wyładowanie resztek sił po pracy, co by w spokoju zasnąć.
W czwartek, Europejski Dzień bez Samochodu, paradoksalnie zabrakło mnie czasu na rower. Tym bardziej paradoksalnie, że współorganizowałem związaną z komunikacją miejską część obchodów na rogu Rynku i ul. Złotoryjskiej, na których akcentów rowerowych nie zabrakło. W piątek zaś przekonałem się, że przydałoby się, by do co poniektórych kierowców "dotarł" przekaz ze spotów, jakie emitowaliśmy podczas DbS na telebimie:
Kierowca wjeżdżający samochodem na posesję przy al. Rzeczypospolitej, w miejscu, gdzie wjazd przecina oznakowaną ścieżkę rowerową, nieomal wymusił na mnie pierwszeństwo. Nie wiem, jak to zrobiłem, ale rower i ja znaleźliśmy się może 2-3 cm przed zderzakiem (podkreślam słowo przed - dosłownie), a w momencie dojazdu w ów miejsce jechałem ok. 25 km/h.
Nie martwię się o siebie ani sprzęt - jestem ubezpieczony (w tamtym momencie podwójne, jechałem do pracy). Natomiast niesmak związany z takim zdarzeniem zawsze jest.
kol(ej)arz ;-))
2007 - powrót na rower po 15 latach przerwy.
2008 - pierwszy wyścig, dołączenie do MTB Votum Team Wrocław
2009 - 7 Bike Maratonów na koncie, maraton w Lubinie, no i ukończona na 11 miejscu etapówka :)
2010 - sezon przerwała nieoczekiwana zmiana sytuacji życiowej i dość absorbująca praca. Koniec ścigania
2011 - mała stabilizacja i powrót na rower, pierwszy wyścig po przerwie
2012 - rok "turystyczny", na początku oczekiwana zmiana miejsca pracy, na końcu - równie oczekiwane przeniesienie służbowe i przeprowadzka do Kłodzka :)
2013 - "zadomowienie" w Kotlinie Kłodzkiej, parę ciekawych wycieczek
2014 - rok praktycznie bez roweru
2015 - powrót już chyba na dobre do Wrocławia, kolejny powrót na rower!
Bikestats towarzyszy mnie od pierwszej "współczesnej" jazdy 22.07.2007.
pole rażenia: http://zaliczgmine.pl/users/view/1102