Nieco rozjazdowo. Żeby nie zawalić rowerowania, tak jak dzień wcześniej, specjalnie rano nie siedziałem zbyt długo przy stole. Pomogły też obserwacje podczas spaceru z psem - szosowcy jeżdżą, młodzież jeździ (nawiasem mówiąc, pewien zawodnik najprawdopodobniej osiedlił się gdzieś w pobliżu mnie), a ja to co? ;-)
Na początek, rundka do lasku i po lasku. Po rozgrzewce, wylot przez Jaworzyńską (na tyłku wielkiego Neoplana z MPK, choć jechaliśmy "tylko" 45 km/h) i Nowodworską na Kościelec i Słup. Za Sichowem nawrót na Sichówek, długi delikatny zjazd do Winnicy, a w samej Winnicy ciut interwałowo w górnej części miejscowości. Przy moście w Krajewie odbiłem w lewo i dalej pojechałem "w nieznane". Fajna, długa leśna droga (ciut techniczna) skończyła się niestety na zaoranym polu pod lasem. Ech, polska mentalność...
Przez pole, które na szczęście nie wciągało ;-) wyprowadziłem rower na drogę Krajewo-Janowice, by po chwili zboczyć z niej na zjazd, nad którym ostatnio zastanawiałem się, dokąd prowadzi. Warto było skręcić - dotarłem do dużego miejsca biwakowego - z wielkim zadaszonym stołem i ławą, miejscem na ognisko, a nawet wychodkiem i ręczną pompą wodną. Dalej pojechałem znów lasem, w połowie drogi gubiąc singletrack i błądząc po krzakach. Spodziewałem się, że wyjadę jednym ze zjazdów, które jakiś czas temu odwiedziłem z Bartkiem, ale pudło - wyleciałem zielonym szlakiem na Święciany.
Dalej, obok Starego Młyna, przez Dunino i strefę ochronną huty powróciłem do Lasku Złotoryjskiego, skąd po ostatniej rundce pojechałem do domu.
Po rozgrzewce w Lasku Złotoryjskim, na dobry początek kostkowy zjazd do Winnicy i asfaltowy podjazd w Słupie. Później Stanisławów - inaczej niż zwykle, bo z zajazdem pod chatkę Marianówka na zboczu Rosochy. Chatki nie obejrzałem z bliska, bo ktoś biesiadował nad ogniskiem. Z pewnej odległości wygląda na odbudowaną. Fajnie, jeśli faktycznie tak jest. Dalej: zjazd terenem do Leszczyny i serpentynowy podjazd do Wilkowa. Z górniczego miasteczka (nijak do Wilkowa nie pasuje określenie "wieś") - prosto na Trupień, a stamtąd przez Kondratów i Pomocne - znów do Stanisławowa. W Sichowie w lewo, na Krajewo, a w Winnicy ponownie kostką, tym razem pod górę. Żeby nie było za łatwo, w Janowicach znów w lewo, by do Dunina dojechać terenem. Ze Smokowic na strefę ochronną huty i na koniec, na rozjazd, przez lasek do parku.
Pojechałem po 17 asfaltami pod Chełmy. Wyjechałem Jaworzyńską, Nowodworską i dalej przez Babin, Słup, Chroślice. Powrót przez Krajewo Górne, Krotoszyce i Szymanowice. Na sam koniec - kółeczko po lasku. V max - 53,5 km/h.
Dane z pulsometru przepadły - błąd przy transmisji do komputera. Rzadko, ale tak bywa.
Najpierw ok 2 godziny park - lasek - park. Później rozjazd po Koperniku i początek wypadu w kierunku Raszówki, który przerwał mi telefon z domu. Ostatecznie, zza ciepłowni pojechałem lasem do Pątnowa, a stamtąd do miasta.
Co chwilę spotykałem Oskara i Michała. W parku, w lasku, na osiedlu, w centrum miasta... :)
kol(ej)arz ;-))
2007 - powrót na rower po 15 latach przerwy.
2008 - pierwszy wyścig, dołączenie do MTB Votum Team Wrocław
2009 - 7 Bike Maratonów na koncie, maraton w Lubinie, no i ukończona na 11 miejscu etapówka :)
2010 - sezon przerwała nieoczekiwana zmiana sytuacji życiowej i dość absorbująca praca. Koniec ścigania
2011 - mała stabilizacja i powrót na rower, pierwszy wyścig po przerwie
2012 - rok "turystyczny", na początku oczekiwana zmiana miejsca pracy, na końcu - równie oczekiwane przeniesienie służbowe i przeprowadzka do Kłodzka :)
2013 - "zadomowienie" w Kotlinie Kłodzkiej, parę ciekawych wycieczek
2014 - rok praktycznie bez roweru
2015 - powrót już chyba na dobre do Wrocławia, kolejny powrót na rower!
Bikestats towarzyszy mnie od pierwszej "współczesnej" jazdy 22.07.2007.
pole rażenia: http://zaliczgmine.pl/users/view/1102