Najpierw o 15 ruszyliśmy z Robertem do Lubina. Trasa tam i z powrotem moja standardowa. W samym Lubinie okrążyliśmy całe miasto - w większości ścieżkami rowerowymi. Łącznie podczas przejażdżki przejechaliśmy w 3 godziny i 6 minut 63,28 km. Licznik pracował cały czas.
Późnym wieczorem zaś atrakcja dnia - nocna przejażdżka rowerowa z Damianem po całej Legnicy, będąca jednocześnie testem moich nowych lampek Mactronica - głównie przedniej DIF-1W. 22:30 wyjechaliśmy od Damiana przez Asnyka, Złotoryjską, Muzealną i Jaworzyńską do zaciemnionego ronda. Po zawróceniu kierowaliśmy się przez Nowodworską, parkingiem Auchana i Rzeczypospolitej na os. Kopernik. Ścieżką rowerową i przejazdem na Koskowickiej śmignęliśmy na Piekary. Po przejechaniu Sudeckiej i Sikorskiego ciekawie było na Wrocławskiej - przed wiaduktem kolejowym minęliśmy dzielnych stróżów prawa z suszarką :D Niestety, najwidoczniej trzydziestka na liczniku mieściła się w normie ;) Dalej zaś mijanka z pierwszym autobusem nocnym. Znów Rzeczypospolitej, Zamiejską, Nowodworską (tu mikrobus nocny N2) i Jaworzyńską pojechaliśmy na obwodnicę, a za rondem UE skręliliśmy na Złotoryjską. Nocny zjazd po tamtejszej ścieżce przy prawie 50 km/h - to jest uczucie... Ponownie skręt w Asnyka, Marynarską, na skrzyżowaniu rozstanie z Damianem i Chojnowską, Muzealną i pl.Słowiańskim dojeżdżam do domu. Jest kilka minut po północy.
33,24 km, półtorej godziny. Lampki spisały się świetnie, pozbawiona praktycznie samochodów i włączonych sygnalizacji (ale nie rowerzystów - minęliśmy w sumie kilka osób) letnia noc w Legnicy - super. Póki jestem w Legnicy, będę musiał powtórzyć kilka razy podobne nocne jazdy :-)
Choć ICM zapowiadało brak deszczu, chmury i moje przeczucie wskazywały na co innego. Postanowiłem więc pojechać rowerem na główny dworzec PKP we Wrocławiu, a stamtąd zabrać się ze swoją maszyną pociągiem.
Z Wilczyna ruszyłem swoją stałą trasą. Do Wrocławia wjechałem Fryzjerską, dalej zaś kierowałem się m.in. Kominiarską, Obornicką, Mostem Osobowickim, Łowiecką, Mostem Mieszczańskim, Mostem Sikorskiego, placem JPII, Podwalem i Piłsudskiego. Przed Dworcem Świebodzkim zatrzymałem się na chwilę przed światłami, w międzyczasie uwieczniając biurowiec EFL. Jakoś zawsze lubiłem ten budynek i nieistniejący już Poltegor :) W pociągu obyło się bez problemów z umiejscowieniem z rowerem tak, jak nakazują przepisy PKP, a więc w pierwszym przedsionku (można też w ostatnim). Wszystko dzięki fajnemu ułożeniu peronów na magistrali E-30 - na całej trasie od Wr Leśnica do Legnicy krawędzie peronowe są po prawej stronie, mogłem więc spokojnie zabarykadować pierwsze lewe drzwi rozklekotanej jednostki elektrycznej. Przy okazji, przez otwartą kabinę maszynisty miałem ładny widok na tory (choć trochę monotonny ;p). W połowie trasy pogorszył go nieco deszcz - i tak potwierdziła się słuszność powrotu pociągiem.
W Legnicy po wysiadce prosto przez Libana i Witelona dojechałem do domu. A od nowego tygodnia czas na ciąg dalszy podbojów regionu. Na dobry początek na pierwszy dalszy cel pójdzie zalew w Pilchowicach.
Pierwsze 9 km to kolejny wypad po bułki i inne spożywcze pierdółki do Obornik Śl. ;-) Reszta zaś to - w końcu - przyzwoitszy wypad do Wrocławia. Tym razem przejechałem się ścieżkami rowerowymi biegnącymi wzdłuż najnowszego, zachodniego odcinka obwodnicy śródmiejskiej Wrocławia - od Mostu Milenijnego, przez estakadę nad torami Wrocław-Legnica do skrzyżowania z ul.Grabiszyńską i Hallera (przy FAT).
Dojazd do Wrocławia i powrót prawie tak samo, jak ostatnio. Prawie, bo w Szewcach pomyliłem drogę i do miasta wjechałem z drugiej strony mostu Widawskiego.
Wzgórza Trzebnickie - ciąg dalszy. Za ciepło na wyjazdy przed 19, więc Wrocław póki co czeka w planach na najbliższe dni. Dziś z Wilczyna do przez Farną Górę do Trzebnicy drogą wojewódzką, a z powrotem wioskami (też asfaltem) - Marcinowo, Rzepotowice, Przecławice i Kowale. Ka koniec kawałek wilczyńskiego lasu. Ukształtowanie terenu bardzo fajne - albo podjazd, albo zjazd, płaszczyzn minimum :-)
Miał być dzień we Wrocławiu. Miał, bo najpierw rodzina wyciągnęła mnie na spacer do lasu, później obiad, wspólne wyjście do kościoła i tak dobrnęliśmy do 18. Ale to nic, dopiąłem swego i Wrocław zdobyłem. Wprawdzie długo tam nie pojeździłem, za to we wtorek obiecuję poprawę ;-)
Wyjazd z Fryzjerskiej, czyli wjazd do Wrocławia
Żmigrodzka - początek normalnej drogi
Pętla Marino - Skoda z dedykacją dla Wojtka i innych miłośników komunikacji ;-)
Ciąg dalszy objeżdżania Wzgórz Trzebnickich. Tym razem na celowniku malutkie Prusice. Mieszkańców tu tyle, co w podlegnickich Miłkowicach, ale nie dość, że miejscowość ma prawa miejskie, to oprócz tego posiada obwodnicę na DK-5, ładny zabytkowy rynek i kościół jak pół katedry legnickiej ;-) Choć w przeciwieństwie do Trzebnicy można się poczuć jak 50 lat temu, miasteczko ma swój klimat :).
Niestety, znów zdjęć nie będzie - nie naładowałem na czas akumulatorków. Ale postaram się nadrobić zaległości z tych stron podczas wypadu do Żmigrodu.
kol(ej)arz ;-))
2007 - powrót na rower po 15 latach przerwy.
2008 - pierwszy wyścig, dołączenie do MTB Votum Team Wrocław
2009 - 7 Bike Maratonów na koncie, maraton w Lubinie, no i ukończona na 11 miejscu etapówka :)
2010 - sezon przerwała nieoczekiwana zmiana sytuacji życiowej i dość absorbująca praca. Koniec ścigania
2011 - mała stabilizacja i powrót na rower, pierwszy wyścig po przerwie
2012 - rok "turystyczny", na początku oczekiwana zmiana miejsca pracy, na końcu - równie oczekiwane przeniesienie służbowe i przeprowadzka do Kłodzka :)
2013 - "zadomowienie" w Kotlinie Kłodzkiej, parę ciekawych wycieczek
2014 - rok praktycznie bez roweru
2015 - powrót już chyba na dobre do Wrocławia, kolejny powrót na rower!
Bikestats towarzyszy mnie od pierwszej "współczesnej" jazdy 22.07.2007.
pole rażenia: http://zaliczgmine.pl/users/view/1102