Myślibórz
Jednak, że Poręba to - jeśli wierzyć wydawnictwu Plan - dość wybitny punkt widokowy, a dziś z widocznością na dalekie odległości było tak sobie, przełożyłem wypad na ów szczyt w oczekiwaniu lepszą aurę. Dziś zaś wybrałem się na dużo krótszą trasę, jednak dużo przyjemniejszą.
Udałem się w odwiedziny do Wąwozu Myśliborskiego, którego ścieżki zacząłem na dobre objeżdżać podczas urlopu, jaki wykorzystałem minionej jesieni.
Przez pożar traw na byłym lotnisku, zamiast na Jaworzyńską zmuszony byłem wylecieć na Gniewomierz, co sprawiło że dojazd wyszedł dość dziki: asfaltami i brukami przez mało urokliwe wsie okolic Mściwojowa - inaczej mówiąc, czerwonym szlakiem rowerowym. Godzinę znudzenia wynagrodziła jednak panująca, jak to w tygodniu, pustka w rezerwacie: ostatnia grupa dzieciarni wyjeżdżała autokarem ze schroniska w momencie, gdy wjeżdżałem na polanę.
Niespiesznie objechałem wąwóz, po czym przespacerowałem się pod górę ścieżką dydaktyczną. Powalone drzewa skutecznie zmusiły mnie do zejścia z jednośladu, pochylenie i moje dość wytarte już opony skutecznie zaś uniemożliwiały ruszenie pod górę. Nie narzekam jednak, wręcz przeciwnie - tu, w Chełmach, bywa że niekiedy wolę się przespacerować niewielki kawałeczek pod górę i podelektować widokami i przyjemnym podgórskim powietrzem, zamiast pałować z podjazdem, na którym za chwilę i tak muszę zejść z roweru przez zwalone drzewa. Dalej zaś czekała jeszcze większa przyjemność: całkiem przyzwoity, nadgryziony przez strumień zjazd w kierunku skrzyżowania szlaku żółtego z czarnym.
Dalej nie było tak rześko: postanowiłem jechać żółtym szlakiem pieszym w kierunku Myślinowa, który widnieje sobie na mapie Pogórza. W terenie okazało się, że tuż za wyjazdem z lasu szlak, nawiasem mówiąc niedawno wytyczony tą drogą, sądząc po wyglądających niestaro malowidłach, padł łupem kolejnego chytrego rolnika, który trasę przerobił na hodowlę buraczków dla spragnionych ekożywności (cholera wie czym nawożonej) legniczan. Pokierowałem się więc starym przebiegiem szlaku, śladem zamalowanych znaków. Jednak i tu, spory kawałek dalej, leśna droga tonęła w polu obszarnika z Myślinowa. Tym razem nie odpuściłem i wzdłuż krawędzi lasu przepchałem się do miejsca, gdzie z pola wyłoniła się druga część przerwanej drogi. Zbliżając się do zjazdu na tartak w Myślinowie, przeciąłem dawny szlak rowerowy z polany przed wąwozem. Zorientowałem się, że podczas jesiennego rekonesansu jechałem nim kawałek od tego skrzyżowania, gdyż dalej... kończył się na polu. Doprawdy, obszarnikowi spod parku Chełmy albo raczej komuś, kto sprzedał ogromną połać ziemi razem z drogami, należy się jakieś odczuwalne "podziękowanie"...
W Myślinowie skręciłem w lewo, zaś na węźle szlaków przy przystanku PKS, pierwszy raz pod górę w prawo. Okazał się to dobry wybór. W ten sposób znalazłem dobrej jakości, niemal nieużywany przez auta, za to bardzo widokowy asfaltowy skrót z drogi wojewódzkiej. Widziałem go wcześniej, ale dotąd brałem za dojazd do gospodarstw. Na pewno przyda się podczas niejednej wycieczki przez Górzec w stronę Myśliborza.
Póki co zaś, przez Jerzyków i czerwony szlak przedostałem się pod Górzec, gdzie ekipa budowlana walcuje świezo wysypany żwir. Droga idzie wyżej niż czerwony szlak. Wygląda na to, że prowadzi na szczyt góry gdzie kiedyś była wieża widokowa. Być może będzie odbudowana, albo stanie tam jakiś nadajnik, bowiem żwirowy dojazd powstał także od strony Męcinki. Sprawdziłem to, zjeżdżając do wsi Drogą Kalwaryjską, czyli zielonym szlakiem - przy okazji lądując rowerem na sporym głazie. Właściwie to, że rowerem rzuciło (ja zdążyłem wypiąć się z SPD i zeskoczyć na bok) to efekt mało udanego hamowania. Na szczęście mi i rowerowi nic się nie stało, czego nie można powiedzieć o liczniku, który w tym momencie stał się bezprzewodowy.
Do Legnicy wróciłem przez zaporę na Słupie i Kościelec.
Mam przeczucie, że dzisiejszy wpis to czysta grafomania godna lepszego wypadu i że przesadziłem. Naprawdę. Jednak napisałem się tego tyle, że teraz aż żal kasować ;-)