Legnica
Pojechałem najpierw na Bydgoską, zobaczyć postęp prac przy budowie. Droga od Lubińskiej rozkopana kompletnie. Po wykopach góralem jeździ się idealnie. Jedyny mankament: nie ma jak przejechać rowerem przez tory. Rozebrano stary przejazd kolejowy, nowego zaś jeszcze nie ma.
Kolejny punkt trasy: królowa legnickich wertepów, pogromczyni zawieszeń autobusów, pełna krzywych, betonowych, popękanych i dziurawych płyt. Dobrzejowska. Klimatycznie, o zmierzchu, z ciepłownią w tle. Chciałem zajrzeć, czy przystanek na pętli pod ciepłownią jeszcze istnieje, czy może złomiarze albo służby miejskie zlikwidowały wiatę po zawieszeniu w styczniu kursów MPK w to miejsce. I zajrzałem. Wielka, typowa dla miast LGOM wiata jeszcze stoi. Domyślam się nawet dlaczego: starym zwyczajem w WPEC nie zamykają bramy i próba zbliżenia się na odległość ok. 50 m od zakładu skutkuje konfrontacją z psami. Udało mnie się zwiać, choć jeden z kundli już niemal otarł się o moją nogawkę.
Szczytnicka - już po zachodzie słońca, w pełnym mroku. Idealny poligon doświadczalny dla lampek. Za mostem koło Pawickiej niespodzianka. Minęliśmy się z Trabantem i jakimś stareńkim modelem Opla. Starymi Piekarami, Spokojną, Wrocławską i Sikorskiego, wyleciałem do Sudeckiej.
Dalej bez rewelacji. Wypad do centrum i parku na kilka szybkich kółeczek. Zwyczajne niezwyczajne wyładowanie resztek sił po pracy, co by w spokoju zasnąć.