BM Wrocław
Nowa wrocławska trasa niezbyt mi się podobała, choć to kwestia preferencji. Po prostu wolę maratony górskie, a Wrocław to Wrocław - z pustego i Salomon nie naleje. Wielu uczestników chwaliło sobie jednak leśne ścieżki i dosłownie 2 podjazdy i 1 zjazd, w porównaniu z ubiegłorocznymi edycjami w kierunku Trzebnicy. To chyba dobra rekomendacja dla organizacji maratonu z Legnicy z pętlą w kierunku Stanisławowa, tym bardziej, że - według jednego z napotkanych na trasie zawodników z Lubina - być może ubiegłoroczny Maraton Leśny w Lubinie był już ostatnią edycją tej "bliskiej" nam geograficznie imprezy.
Szybko i tłoczno. Zjechało sporo ekip z Wielkopolski, którym BM Wrocław dotąd "od zawsze" kolidował z Murowaną Gośliną u konkurencji. Co do ludzi, wśród których jechałem, trochę porażka. Na pierwszym okrążeniu na podjazdach mogłem się popisać co najwyżej do połowy, bo dalej wszyscy prowadzili. Podobnie w 2 kałużach i pod zalanym tunelem pod linią kolejową, chociaż tam użyłem sobie, nie oszczędzając ani siebie, ani innych ;-) Drugie kółko to zaś poezja. Żeby jeszcze nie te kurcze około 60 kilometra, z których wybawił mnie zachowany jakimś cudem żelik :)
[gdzie / czas / miejsce]
checkpoint 1: 00:46:12 / 122
checkpoint 2: 01:28:47 / 130
checkpoint 3: 02:02:35 / 142
checkpoint 4: 02:48:50 / 142
meta - wynik: 3:44:46 154/193 52/57 M2 494 pkt
Śmiem twierdzić, że organizacyjnie sporo się poprawiło:
+ przede wszystkim, naklejka z kategorią z tyłu numeru - wiemy, z kim się ścigać!
+ jak by nieco lepiej zaopatrzone bufety (choć i tak korzystałem tylko z Enervita i bananów, grzech nie odnotować). Enervit, nawiasem mówiąc, taki sobie, ale skoro sponsora się nie wybiera... ;-) Na pocieszenie - ponoć nie jest słodzony aspartamem.
+ Sportograf wrócił !
+ bogatsza tombola
+ w przypadku tej edycji - węże z wodą, zamiast Karcherów
+ żadnego problemu z przechowaniem gadżetów (tym razem fajna koszulka) w biurze do powrotu z trasy
Oby tak dalej. Organizacyjnie, bo z moją zabawą w ten sport to już najpewniej początek końca.