Fujifilm BikeMaraton #02 Boguszów-Gorce
Fujifilm BikeMaraton #02 BOGUSZÓW-GORCE
Pobudka w pół do piątej rano. Chwila dla siebie, śniadanie (do 1000 kCal ;) ) i wyjazd na stację w Kątach Wrocławskich. Ponieważ miałem tylko dwa pociągi, którymi byłbym w stanie dostać się na maraton (tuż po 6 i 7 rano), nie ryzykowałem opóźnienia lub odwołania drugiego i pognałem na pierwszy. Za późno wygrzebałem się z domu, w ostatniej chwili złapałem więc jeden z moich "ulubionych" składów wagonowych do Szklarskiej w Sadowicach Wrocławskich. Na stadion w Boguszowie-Gorcach, rzekomo najwyżej położony stadion miejski w Polsce, dotarłem jako jeden z pierwszych zawodników punkt 8.
Dzień wcześniej nie znalazłem ani chwili na rozjazd, przybywając wcześnie skromnie nadrobiłem zaległości wycieczką na boguszowską stację. Powody dwa - po pierwsze, ładny, długi podjazd (Uphill B-G ;) ) od stacji pod sam stadion. Po drugie - rzut oka, czy ktoś znajomy nie przybędzie z Wroca drugim pociągiem. Oba, jak się okazało, słusze. Rozjazd się udał, a ze znajomych pociągiem przyjechał Adam, z którym wraz z Michałem, kolegą ze studiów, objeżdżaliśmy tamtejszy dystans MINI dzień przed BM Wrocław. Jeszcze dwie osoby z tego pociągu w praktyce stały się znajomymi w drodze powrotnej między 17 a 19, ale to już inna historia ;-)
Do rzeczy - jak zawsze czułem się rewelacyjnie. Regularne treningi i dieta naprawdę pomagają. Poprawiłem swój błąd z usytuowaniem na starcie - tym razem startowałem z drugiego rzędu mojego, trzeciego sektora, i choć przez zjazd na początku (a zjazdy nie są moją mocną stroną) większość mnie wyprzedziła, nadrobiłem sporo strat na podjazdach. Nieustannie, przewagę zdobytą na podjazdach, po stracie na zjazdach, nadrabiałem z nawiązką kilku miejsc na kolejnych podjazdach - można powiedzieć, że pod względem trasy to był naprawdę "mój" maraton! Wbrew licznym opiniom innych, nie mam nawet powodu narzekać na przyczepność moich Red Phoenixó'w. Zemściło się na mnie natomiast to, co od co najmniej zgrupowania wypominał mi trener i pół teamu - za słabe pompowanie opon. Przy gonitwie między zawodnikami Sirbudu, Eski, czy Eski Rock (a widziałem już i tyły Harfy) z 2.sektora, około 37 km trasy tylne koło podrzucone na starym drewnianym odwodnieniu (oznakowanym [!!!]) złapało najpewniej snake'a i tak skończyła się moja dobra passa. W 10 minut straty na zmianę dętki objechało mnie na oko z pięćdziesięciu zawodników... Jak pokazują międzyczasy, może nawet i sześćdziesięciu. Wciągając w pierwszej minucie postoju żelik i odpoczywając 10 minut nabrałem w prawdzie sił, żeby nadrobić zaległość, przejeżdżając np. większą część megapodjazdu na 40. kilometrze, i w końcu dogonić tych, którzy mijali mnie, gdy czułem już tylną obręcz. Jednak ci, których uparcie goniłem byli już dalej. Ostatecznie, jak się okazało, przyjeżdżali około 13-25 minut przede mną.
Na miejscu w miasteczku posiedziałem z teamem do 17. Ogólnie, podobała mi się i dzisiejsza trasa, i organizacja, i klimat maratonu. Zamieniło się kilka słów z przejeżdżającymi (nawet samym Szatanem ];->), wymieniło pozdrowienia...
Dzięki Ludziom Dobrej Woli nawet kilka sensownych zdjęć z dzisiaj znalazło się w Internecie ;-) Dziękuję!
http://picasaweb.google.pl/MorneMeoi
http://picasaweb.google.pl/tbtomes/
MEGA [~55 km]
02:59:26
open 225/510
M2 77/135