"Witaj, maaajowa jutrzenko..." ;-)
z epilogiem dłuższym od samej imprezy ;-)
Poprzedniego wieczoru postanowiłem, że popełnię dziś kolejny już w swojej "karierze" udział w rajdzie z legnickim OSiR. Jak postanowiłem, tak zrobiłem - zbudzony rano o ósmej, wysłuchałem jednej ze swoich ulubionych radiowych audycji (MR - Tajemnice z Worka Liczyrzepy - dziś był 2. odcinek o skarbach ukrytych podczas wojny w Ostrzycy Proboszczowickiej), wyprowadziłem psa i tuż po 10. ruszyłem. Wcześniej dostałem cynk od Wojtka, że wbrew wczorajszym wyrzeczeniom pojawi się na rajdzie, gdyż został nań wyciągnięty przez koleżanki.
Pod OSiR pojechałem przez Orła Białego i pl.Wilsona. Mimo tempa zwróciłem swą uwagę na pomnik lwa legnickiego, pod którym zrobiło się biało-czerwono, i nie mam tu bynajmniej na myśli narodowych flag ;) Na jednym z miejskich portali było nawet niedawno zaproszenie na niedzielne wycieczki z KKG Zywer właśnie o dziesiątej spod lwa. Tu nie zgadzała się tylko godzina - było gdzieś 15 po dziesiątej. Sprawy się rozjaśniły, gdy czekając na światłach spostrzegłem obydwu trenerów kolarskiej młodzieży naszego miasta pędzących chodnikiem na miejsce zbiórki.
Pognałem więc i ja na swoją zbiórkę. Zanim dojechał kompan, objechałem jeszcze nową część Galerii Piastów i kino Helios. Po 10:30 zapisałem się na rajd, odebrałem okolicznościowy znaczek (tym razem zamiast naklejek) i talon żywnościowy. Przy wyjściu ku swojemu zdziwieniu spotkałem kolegę z liceum, z którym nie widzieliśmy się od roku. Okazało się, że Daniel też jedzie do Jezierzan. Rozmowa nie trwała długo, bo dopadli mnie na przepytki dziennikarze z legnickiej telewizji kablowej. Tak jak cenię niektórych legnickich dziennikarzy (szczególnie znajomych), tak ów telewizji i pewnego radia w istocie nie trawię. Ale cóż, takie już życie sławnych kolarzy ;), odpowiadałem więc cierpliwie na nie najwyższych lotów pytania.
Punktualnie, czyli siedem minut po planowanym czasie odjazdu powitał nas pan prezydent (niech żyje, niech żyje, niech żyje!) oraz pani przewodnicząca Rady Miejskiej. Po przemowach można było wyruszyć w asyście Legnickiej Orkiestry Dętej i policji. Przed samym wyjazdem jak zawsze sympatyczny dyrektor Ośrodka poinformował nas, że tym razem przez remont Rynku wyjeżdżamy w drugą stronę, na ul. Zamkową. Nie dotarło to chyba do orkiestry, która przy naszym starcie pomaszerowała w stronę Katedry ^^
Pod eskortą Policji niczym święte krowy wyjechaliśmy obok kościoła św.Jana, ul. Senatorską i Działkową. Za miastem zaś zajmując zaledwie połowę jezdni ;-) dojechaliśmy do ośrodka w Jezierzanach zwyczajną drogą przez Bobrów, Pątnówek i Jakuszów. Tempo było wolniejsze niż ostatnio - tym razem 9 km/h, uczestników "na oko" 60-70. Później jednak podrasowałem wynik ;-)
Po wymianie kartki na pieczoną kiełbaskę oraz napełnieniu bidonu, począłem obmyślać plan pojechania gdzieś dalej. W grę wchodziły Rokitki albo Lubin. Wojtek, wyraźnie zajęty towarzystwem dziewcząt ;p nie reflektował na dalszą jazdę. Co więc zrobiłem? Zagrałem odważnie - zagadałem o starty w maratonach starszego pana w koszulce Skandii (tak w ogóle, "umundurowanych" cyklistów było nas w ogóle sześciu, z czego ja jeden w barwach klubowych - co niestety wcześniej ściągnęło mi na kark tv). Słusznie, bo po dłuuugiej pogawędce w sumie nawiązała się znajomość - tak poznałem pana Franciszka, nestora legnickich maratończyków :)
O 13., wcześniej odprowadzając mojego kolegę Daniela do Legnicy, pojechaliśmy, czy właściwie śmignęliśmy lasami (leśna 11, Pieszków, Osiek) na Lubin pod siedzibę LKR Biker, w którego barwach do niedawna startował pan Franek, stamtąd zaś - równie szybko - wróciliśmy przez lasy, ale trasą przez Chróstnik, Lisiec, Bukowną, Niedźwiedzice i Miłkowice. O 16 minęliśmy OWŚ Jezierzany, gdzie bawiła się jeszcze grupka niedobitków z imprezy, kwadrans później zaś spod zamku rozjechaliśmy się w swoje strony.
I tak z niepozornego rajdu zrobiło się 87 kilometrów. Tylko z obawy przed "odcięciem prądu" gdzieś w połowie drogi do Tyńca nie wracam tam dziś rowerem, bo czuje się podejrzanie dobrze. Zajęcia mam na 8:15, zabieram się więc na Leśnicę jednym z pierwszych porannych pociągów, stamtąd zaś rowerem do Tyńca.