Wpisy archiwalne w kategorii

~ w towarzystwie

Dystans całkowity:7122.32 km (w terenie 963.78 km; 13.53%)
Czas w ruchu:373:35
Średnia prędkość:19.45 km/h
Maksymalna prędkość:59.20 km/h
Suma podjazdów:1200 m
Maks. tętno maksymalne:196 (100 %)
Maks. tętno średnie:168 (85 %)
Suma kalorii:44914 kcal
Liczba aktywności:155
Średnio na aktywność:48.12 km i 2h 25m
Więcej statystyk

Śnieżka

Wtorek, 12 lipca 2011 · Komentarze(0)
Dzień z WSI... czyli wyjazdem szkoleniowo-integracyjnym z całą załogą legnickiej placówki firmy, do której wróciłem.

Wejście szlakiem czarnym i skalistą ścieżką wzdłuż granicy, zejście Drogą Jubileuszową i szlakiem czerwonym. 780 m przewyższenia.

Niestety z wielu przyczyn (w tym z najważniejszej - zakazu KPN) nierowerowo, stąd nie podaję kilometrów w statystyce.

Łącznie zeszło nam na wędrówkę, po odjęciu czasu czekania na grupę, ze 4 godziny.

W tym roku już po ptokach, natomiast póki co kusi mnie niesłychanie, by w przyszłym dać zarobić firmie Grabek Promotion na niemałym startowym i wystartować w Uphillu na Śnieżkę. Jestem przekonany, że nawet tylko utrzymując obecną formę, dam sobie radę z Drogą Jubileuszową. Pytanie, w jakim czasie, zdaje się pozostać bez odpowiedzi do 2012.

Legnica

Piątek, 1 lipca 2011 · Komentarze(0)
Wycieczka na budowę Bydgoskiej z Damianem.
Powrót przez Dobrzejów, Rzeszotary, Pątnówek, Bobrów.

Legnica

Niedziela, 26 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Krzątanina po mieście i obwodnicy z Damianem.

Prace na Chojnowskiej nic a nic nie posuwają się do przodu.

Jadąc 7 km/h między szynami można za to poczuć klimat tramwajów, które kursowały na tym odcinku do 1960 r. (w całym mieście do 13.07.1968). W końcowym okresie działania jeździły właśnie 7 km/h. Korzyść z jazdy tramwajem była tylko taka, że nie trzeba było dreptać pieszo na dworzec albo cmentarz - oszczędności czasowej bowiem żadnej.

Krajewo

Środa, 20 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Co tu dużo pisać... Wiosna!



Legnica - (Przybków) - Prostynia - Dunino - Święciany - Krajewo - Janowice - Kozice - Babin - Legnica

Legnica

Poniedziałek, 18 kwietnia 2011 · Komentarze(1)
Pod wieczór na Bydgoską, sprawdzić, jak idą prace.

Nie jest najgorzej - na odcinku od Szczytnickiej do WORD wszystko wydaje się być gotowe na wylanie asfaltu. Na drugim etapie - od Lubińskiej do Toruńskiej - przełożono już instalacje, widać podbudowę, stoją nowe latarnie.

W drodze powrotnej, na Torowej zauważyłem pierwszy samochód na legnickich "żółtych tablicach" - zabytkowego, seledynowego... malucha :D

Prochowice

Niedziela, 17 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Jeszcze w styczniu prognoza długoterminowa zapowiadała na kwiecień "prawdziwą eksplozję wiosny". O eksplozji wolnego czasu na regularną jazdę nikt nie wspominał, niestety...

Nie znaczy to jednak, że w wolnej, pogodnej chwili stronię od roweru. Co to to nie. Dziś np., postanowiłem na dobry początek wybrać się po okolicznych równinach, zataczając pętlę wokół Prochowic, namawiając do tego samego Damiana. Namowa była skuteczna i o 12:15 ruszyliśmy przed siebie z krzyżówki Piłsudskiego z Heweliusza.

Co warte odnotowania, polepsza się nieco jakość odwiecznie zrujnowanych dróg. Za Kunicami w kierunku Jaśkowic, wokół Kawic, w Kwiatkowicach i między Szczytnikami a Bieniowicami pojawiły się długie odcinki gładkiego jak stół asfaltu. Gorzej, że inne wyglądają teraz wprost katastrofalnie. Dość wspomnieć o szosie w Gromadzyniu, czy w Lisowicach przy fermach. Wiele wskazuje jednak na to, że i tam pojawi się lepsza nawierzchnia. Bądźmy dobrej myśli.

Generalnie, pośród przedświątecznych przygotowań, sporo narodu znalazło dziś czas na rower. Co chwilę kogoś mijaliśmy. I bardzo dobrze!

Jaszków

Środa, 6 kwietnia 2011 · Komentarze(2)
Wieczorny wypad z Damianem. Pojechaliśmy zobaczyć, jak idzie budowa nowego cmentarza.

W drodze powrotnej, pierwszy raz jechałem rowerem po odcinku Chojnowskiej, na którym zerwano niedawno stary, zdezelowany asfalt i odsłonięto poniemiecką, drobną kostkę brukową. Zjeżdża się po niej wyśmienicie!

Rajd Trzech Jezior

Niedziela, 26 września 2010 · Komentarze(2)
Rajd Trzech Jezior
na legnickie zakończenie sezonu rowerowego

Rowerowy zrobił nam się ten koniec lata. Impreza klubowa w piątek, maraton polkowicki w sobotę, maraton lubiński w niedzielę... a ja w domu.

Tak się złożyło, że gdy obecnie nie trenuję, praktycznie w ogóle nie jeżdżę rowerem. I pewnie zignorowałbym i dzisiejszy Rajd Trzech Jezior legnickiego OSiRu, gdyby nie namowa Bartka, co do którego nie byłem pewien, czy w ogóle przyjedzie.
Ale po kolei.

Wstałem tuż po 9. rano, zostawiając sobie odpowiednią rezerwę czasu na wyprowadzenie psa na spacer i decyzję, czy w ogóle jechać. Nie padało, a jedna z wersji prognozy ICM ("zielona") mówiła o deszczu dopiero po 14. Tak więc zaryzykowałem i zmusiłem się do wyjścia na rower.

Przed Ośrodkiem Sportu i Rekreacji pojawiłem się za piętnaście jedenasta. Po krótkiej wizycie w biurze, gdzie przywitałem się z panem dyrektorem (tradycyjnie, też jechał w peletonie na rowerze) zapisałem się na dzisiejszą imprezę, odebrałem pamiątkowy znaczek i udałem na "start". Tam spotkałem silną grupkę z legnickiego wątku forumrowerowe.org. Po przywitaniu z Wiktorem, Markiem i Michałem zrobiło mnie się nieco głupio, że jeden przyjechałem bez kasku (jak nigdy!). Błąd jednak naprawiłem - wróciłem się do domu i za pięć jedenasta byłem już na miejscu startu. Zdążyłem nawet zamienić parę słów ze znajomym fotoreporterem z Lca.pl, a nawet załapać się na kilka zdjęć - panie Wojtku, dzięki! ;-)




[ (c) Wojciech Obremski ]

Był i fotograf z legniczanin.pl, jednak jako że nie przepadam ani za tym portalem, ani za samym fotoreporterem M.G., uprzedziłem złowrogim tonem "tylko żadnych zdjęć na Legniczaninie!". Bądź co bądź, uszanował.

Po słowie wstępnym od dyrektora i przemowie przewodniczącej Rady Miejskiej, wyruszyliśmy punktualnie o 11 na trasę podobną do tej sprzed dwóch lat. Mimo tego, że Rynek jest już po remoncie, rundy honorowej nie było. Z deptaka skręciliśmy od razu w ul. Młynarską i, tu dla mnie nowość, w końcu nie prowadziliśmy rowerów przez wiadukt, a przejechaliśmy przez pasy - oczywiście pod eskortą drogówki na motorach. Przeparadowaliśmy przez duży, zabytkowy legnicki park i dalej, ul. Bielańską (gdzie ni stąd, ni z owąd po wcześniejszym telefonie pojawił się Bartek) i Okrężną wyjechaliśmy do Parku Bielańskiego i - kolejna nowość - na wybudowaną ostatnio ścieżkę rowerową z os.Kopernika na os.Piekary.

Dalej standardowo, Koskowicką do Koskowic, gdzie na pierwszej krzyżówce Pan Władza musiał przypomnieć o swej obecności, wygłaszając przemowę o nieprzekraczaniu osi jezdni, nieomijaniu wysepek i otwartym ruchu drogowym. Odnośnie wysepek, nie wiedzieć czemu poczułem, że akurat ta część przemowy była skierowana do mnie ;-)

Kolejnym przystankiem na blisko dwudziestokilometrowej trasie rajdu było Jezioro Koskowickie - pierwsze z trzech jezior Pojezierza Legnickiego, stanowiących tło całej imprezy. Legenda głosi, że w tym głębokim na trzy metry, w większości już zarośniętym jeziorku, wracający z pola Bitwy pod Legnicą w 1241 r. Tatarzy zatopili głowę księcia Henryka Pobożnego. Dziś jednak, w deszczowy, chłodny dzień, chyba nikt spośród 68 rajdowiczów nie myślał w tym miejscu o legendach, gdy pod rozłożonym namiotem OSiR częstował pieczonymi ziemniakami z masełkiem. Degustacja trwała dobre 20 minut, przez które zdążyliśmy i zamienić słowo ze świeżo upieczonym legnickim maratończykiem (jak mówił, wczoraj pierwszy raz w życiu startował w Polkowicach) i w ramach walki z chłodem wyskoczyć do Grzybian i z powrotem.

Po drodze nad drugie jezioro, do Jaśkowic Legnickich, porozmawiałem chwilę z panem Frankiem, z którym w ubiegłym roku po OSiRowym rozpoczęciu sezonu wybraliśmy się lasami do Lubina i z powrotem. Obgadaliśmy trochę lubinian, którzy nieźle zamieszali ze swoim maratonem (nikt nie wiedział, że w tym roku będzie, bo wcześniej zaprzeczali, że będzie, a jak już miał być, nikt go dobrze nie rozreklamował - wstyd!), wymieniliśmy trochę informacji z kolarskiego półświatka i... pojechaliśmy w swoje strony. Genialnie wymyśliłem bowiem, że aby uniknąć kąpieli błotnych nad Jeziorem Jaśkowickim sprzed dwóch lat, peleton pojedzie terenem, a my wyprzedzimy ich szosą. Efekt był taki, że gdy tylko grupa wjechała na drogę gruntową, a my ruszyliśmy z krzyżówki drogą do wsi, Bartek przebił oponę. Na szczęście, jak to z tubelessami bywa, ubytek szybko się czymś zakleił i naszą forumowo-bikestatsową grupką odszczepieńców mogliśmy kontynuować jazdę. Objechaliśmy jezioro od strony wsi i, że żadnego błota nie było, dojechaliśmy do grupy, która... zrobiła sobie przystanek niedaleko miejsca, w którym ją opuściliśmy i ruszyła, gdy dotarliśmy. Niczego nie straciliśmy - pieczonych warzyw tu już nie serwowano ;-)

Od Jeziora Jaśkowickiego, kiedyś znanego ośrodka rekreacyjnego z gondolami i restauracją na brzegu, a dziś służącego chyba tylko wędkarzom, już tylko chwila do Kunic - znanego podmiejskiego letniska z dużym jeziorem, a jakże, Kunickim. Dojechaliśmy tam nowo wyremontowaną drogą. Na miejscu, w bazie Ośrodka Wypoczynkowego "Posejdon" Huty Miedzi Legnica czekała na nas gorąca grochówka i herbata, a na najmłodszych rowerzystów gry, zabawy i konkursy. Jako młodzież starsza, odpuściliśmy sobie jednak z kolegą te rozrywki i niedługo po konsumpcji pognaliśmy do Legnicy.



W Krossie nie mam nawet licznika, podaje więc tylko kilometry wg bikemap. Pozdrawiam liczną ekipę legnicką z forum - fajnie, że mieliśmy w końcu okazję się spotkać. Do następnego razu.

Lasek Złotoryjski i szosa

Niedziela, 11 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Dwie minuty po jedenastej spotkałem się z Bartkiem i Wiktorem na polanie w Lasku Złotoryjskim na umówionym treningu techniki. Przez ok. 45 minut trenowaliśmy w przeważającej części na pętli legnickiego wyścigu XC z 2007 r. Poznałem kilka ciekawych odcinków na wzgórzu w kierunku zalewu, gdzie dotąd się nie zapuszczałem. Po raz pierwszy zaskoczył mnie stan moich opon - przed Zdzieszowicami powinienem wyposażyć się w coś bardziej odpowiedniego na maratony MTB. Później przenieśliśmy się do drugiej części lasku. O 12 na dźwięk syren przerwa - chwila w ciszy, zadumie... :( Jeszcze kilka kółek po lasku, następnie wyjazd ścieżką rowerową przy obwodnicy i Wałami Jaworzyńskimi do parku. Na górce saneczkowej pożegnaliśmy się z Wiktorem i zjechaliśmy do domów na krótką przerwę techniczną. Na koniec zaś, w ostatnich minutach w strugach deszczu, przejechaliśmy się po pętli Koskowice - Księgienice - Legnickie Pole - Legnica.