Góry Kaczawskie

Czwartek, 6 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczka
Kolejny wypad w ramach treningu w Góry Kaczawskie. Zdrowo przeholowałem z czasem, choć po upływie 2 godzin trzymałem tętno ok. 130 (pod koniec 150), więc na zdrówku nie powinno się to odbić. Cóż poradzę. Tak, jak śpiewali, czasami człowiek musi, inaczej się udusi...

Do Jawora dojechałem swoją sztampową trasą przez Przybyłowice. Dalej kierowałem się na Wiadrów według ubiegłorocznych wskazówek od Bartka. Droga przez Paszowice jest jakościowo nawet-nawet. Jak dalej do Kłaczyny - nie wiem, bo zgubiłem skrzyżowanie i prędko wyleciałem na krajową trójkę, którą chwilę wcześniej przecinałem. Źle nie było, przy małym ruchu aut jechało się dobrze. Na dodatek po drodze trafił się bonus: przekonałem się, że zamek w Świnach (świnecki zamek? świński zamek?) lepiej prezentuje się z szosy, niż z bliska podczas szkolnych wycieczek. Byłyby ładne fotki, tylko kiedy fotografować podczas treningu, i to jeszcze na ładnym krętym zjeździe ;-)

Szybko przeciąłem Bolków i już nie tak szybko wjechałem na najwyższy punkt trasy - 618 metrowe wzniesienie w Pastewniku, na którym rokrocznie do 2008 r. znajdowała się lotna premia Bałtyk-Karkonosze Tour. Dzisiejszy cel nr 1 prawie zdobyty. Nie wspinałem się tak, jak planowałem na 670 metrową górę z radarem burzowym, bo akurat stuknęły dwie godziny - a więc tutaj nastał koniec części treningowej, a początek wycieczkowej. Średni puls 150, maks 180 - akurat.

Z malowniczym widokiem na Karkonosze, zjechałem długim zjazdem do Kaczorowa. Tu opuściłem trasę BkT, wjechałem za to na połowę trasy I etapu tegorocznych "Grodów". Muszę przyznać, że Kaczorów to całkiem urokliwa miejscowość, jak na poniemiecki kurort przystało. Natomiast Wojcieszów, który zamierzałem odwiedzić od dawna (cel nr 2) przeszedł moje oczekiwania. Z głównej szosy, wzdłuż której jest rozlokowany niemal w całości, wcale nie sprawia wrażenia smutnego, przemysłowego miasteczka żyjącego z pobliskich kamieniołomów. Przejazd drogą (dodam - wyremontowaną) między dwoma ponad 700-metrowymi górami i wieloma niewiele mniejszymi w tle, z których jedna to najwyższy Gór Kaczawskich: to się będzie pamiętać. Cała okolica ma bogatą sieć turystycznych szlaków rowerowych. Nieco gorzej z bazą noclegową, choć już 2km dalej w pobliskiej Starej Kraśnicy jest nawet w czym wybierać.

Od Świerzawy jechałem trasą z niedzieli. Po drodze bez większych rewelacji - jak na Góry Kaczawskie. Na ostatnim leśnym podjeździe w Jerzmanicach-Zdroju, po drodze do centrum Złotoryi, uzupełniłem bidon w barze na leśnym parkingu. Dość drogo tu (5 zł za Powerade'a), w środku ani dokoła ni żywej duszy, ale wygodnie i bezpiecznie - można zostawić na zewnątrz rower i mieć go w zasięgu ręki. 1,5 złotego to jednak niewygórowana cena za święty spokój. Na dodatek na zewnątrz, obok lodówki, która nie zmieściła się w "lokalu" :-) jest umywalka z bieżącą wodą - przydatna zwłaszcza w taką pogodę.

Za Jerzmanicami "kaczawska" sielanka się kończy - dalej już tylko monotonna droga do Legnicy...



12:00-17:00

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!